Wstyd się przyznać do wagi jaka się pokazała po rozpustnym czwartku. Warto było, bo ciacho mega, ale ta kara to przesada. W związku z tym piątek był bardzo dietetyczny, z przewagą białka i wyszło tylko 1200kcal spożytych. Na niewiele się to zdało, bo albo białko mi nie służy, albo to tylko pełne jelita spowodowały wręcz wzrost na wadze, wrr.
Na sobotę syn wymyślił naleśniki z pieczarkowym farszem. Miałam nie liczyć kalorii i sobie zjeść, bo kocham, ale poranna waga mnie otrzeźwiła i kazała przystopować z zachciankami. Az się skręcałam z żalu za tymi naleśnikami, ale nie tknęłam. Było zatem dietetycznie i zgodnie z założeniami. Waga trochę zleciała w dół, ale nadal jest to strasznie dużo i zdecydowanie nie do zaakceptowania. Na horyzoncie , póki co, nie ma żadnych kuszących okazji, więc może się uda dłużej być grzeczną. Waga musi spaść choćby do 65, bo inaczej nie odzyskam spokoju.
Jestem zachwycona efektami mojej pielęgnacji twarzy, szkoda że wcześniej nie zaczęłam tak kompleksowo o nią dbać. Skóra zrobiła się fantastycznie gładka, niesamowicie miła w dotyku, świecenie i pory zmniejszone. Jestem w szoku. Oczywiście dokupiłam od ostatniej prezentacji trochę kosmetyków, bo jakoś brakowało mi niektórych elementów. Teraz nie będę wiedziała, co najlepiej działa, bo jest tego sporo, ale to nic, ważne że działa:) Niepotrzebnie się tak bałam retinolu, nie gryzie, a cuda robi. Musiałam zrobić sobie rozpiskę w tabelce, żeby się nie pogubić co i kiedy stosować. Staram się wpleść retinol dwa razy w tygodniu i do tego peeling kawitacyjny i zabieg RF. I chłonę jak gąbka wiedzę z dwóch kosmetycznych kanałów na YT, no kocham to. Chyba się minęłam z powołaniem :) Jeszcze musze się przekonać, do zabiegów u kosmetyczki typu mezoterapia, bo chomiki czy opadająca powieka to już cięższy kaliber i same kremiki nie pomogą.