Pamiętnik odchudzania użytkownika:
eszaa

kobieta, 58 lat, Wałbrzych

162 cm, 79.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

14 listopada 2021 , Komentarze (27)

Wstyd się przyznać do wagi jaka się pokazała po rozpustnym czwartku. Warto było, bo ciacho mega, ale ta kara to przesada. W związku z tym piątek był bardzo dietetyczny, z przewagą białka i wyszło tylko 1200kcal spożytych. Na niewiele się to zdało, bo albo białko mi nie służy, albo to tylko pełne jelita spowodowały wręcz wzrost na wadze, wrr.

Na sobotę syn wymyślił naleśniki z pieczarkowym farszem. Miałam nie liczyć kalorii i sobie zjeść, bo kocham, ale poranna waga mnie otrzeźwiła i kazała przystopować z zachciankami. Az się skręcałam z żalu za tymi naleśnikami, ale nie tknęłam. Było zatem dietetycznie i zgodnie z założeniami. Waga trochę zleciała w dół, ale nadal jest to strasznie dużo i zdecydowanie nie do zaakceptowania. Na horyzoncie , póki co, nie ma żadnych kuszących okazji, więc może się uda dłużej być grzeczną. Waga musi spaść choćby do 65, bo inaczej nie odzyskam spokoju.

Jestem zachwycona efektami mojej pielęgnacji twarzy, szkoda że wcześniej nie zaczęłam tak kompleksowo o nią dbać. Skóra zrobiła się fantastycznie gładka, niesamowicie miła w dotyku, świecenie i pory zmniejszone. Jestem w szoku. Oczywiście dokupiłam od ostatniej prezentacji trochę kosmetyków, bo jakoś brakowało mi niektórych elementów. Teraz nie będę wiedziała, co najlepiej działa, bo jest tego sporo, ale to nic, ważne że działa:) Niepotrzebnie się tak bałam retinolu, nie gryzie, a cuda robi. Musiałam zrobić sobie rozpiskę w tabelce, żeby się nie pogubić co i kiedy stosować. Staram się wpleść retinol dwa razy w tygodniu i do tego peeling kawitacyjny i zabieg RF. I chłonę jak gąbka wiedzę z dwóch kosmetycznych kanałów na YT, no kocham to. Chyba się minęłam z powołaniem :) Jeszcze musze się przekonać, do zabiegów u kosmetyczki typu mezoterapia, bo chomiki czy opadająca powieka to już cięższy kaliber i same kremiki nie pomogą.

6 listopada 2021 , Komentarze (17)

Tydzień zmarnowany, a miało być tak pięknie. Zamiast spadku, jest wzrost prawie o kilogram. Ale nie liczyłam kalorii, wpadł dzień rozpusty, to i mam za swoje. Przyszły tydzień też się nie zapowiada dietetycznie, bo męża urodziny w czwartek. Czas mi się kurczy, a chciałam mieć do świąt 62 na wadze. Póki co jest 66,7, wrrr. Wczoraj pokonałam chęć na chipsy i mimo że już paczkę miałam w ręku, to odłożyłam na półkę. Dziś nie oparłam się domowej pizzy, no bo jak to zrobić i nie zjeść :) ale nie wzięłam dokładki, jak zazwyczaj, więc dobre i to. Poza tym ciasto z mąki pszennej i pełnoziarnistej, więc nie tylko proste węgle-mały plusik. Na kolacje robię sałatkę jarzynową, której też sobie nie odmówię, choć tu potrafię zachować umiar. Jutro postaram się zacisnąć pasa.

3 listopada 2021 , Komentarze (26)

Miałam liczyć kalorie i się sumiennie trzymać diety, ale wczoraj poległam. Było pięknie do popołudnia. Zliczona każda kaloria, dieta idealna. Zachciało mi się chipsów, lodów i czegokolwiek co ma milion kalorii i węgle. Może nie poszłabym po to do sklepu, ale mąż mnie wyciągnął na zakupy i stało się. Znalazłam jednak plusy tej rozpusty. Lody w litrowym pudełku podzielone na trzy osoby nie były aż taką bombą kaloryczną jak mogły, gdybym zjadła to pudełko sama. Chipsów nie kupiłam. Kupiłam za to bitą śmietanę w proszku, a początkowo miał to być krem do tortów zjedzony z biszkoptami, które były w domu. Mniej cukru, mniej chemii, mniej kalorii, a zachcianka na słodkie zaspokojona. Zamiast chipsów zrobiłam sobie frytki w beztłuszczowej frytkownicy, więc tu też- mniej chemii, mniej kalorii.

Waga nie poszybowała, można dalej dietować. Przynajmniej do 11 listopada, kiedy to mąż ma urodziny i będzie banatofee-> tu klik , czyli wszystko mające ciacho :)

Moja radość związana z bieżnią trochę uleciała. Okazuje się, że zegarek nie nalicza kroków w tym rodzaju aktywności. Z naliczaniem spalonych kalorii też sobie nie radzi, choć ten rodzaj treningu jest na liście. Kroki liczę na piechotę, przyjmując że jeden krok ma 0,62km, a średnio idę 1,5 km . Mam nadzieje, że zwiększę z czasem dystans, na razie musi wystarczyć, zwłaszcza że czasem maszeruję dwa razy dziennie. No i przecież w tygodniu mam normalne spacery. Wczoraj 7 tys. kroków w terenie. Bez szału, ale i bez lenistwa na kanapie.

Dziś miałam bezsenną noc, co się niezmiernie rzadko zdarza. Najpierw problem z zaśnięciem, potem chyba tylko płytki sen i kręcenie się od drugiej. Postanowiłam się nie męczyć i wstać. Godz.3.33, waga 66,6. Co dziś jeszcze w takiej ładnej kombinacji będzie:)

1 listopada 2021 , Komentarze (15)

Przytaszczyliśmy z mężem moją bieżnię z piwnicy, yupi ;) Teraz nie będzie wymówek, że niepogoda. Kroki muszą być zrobione i koniec. Musze tylko dojść jak mi to zegarek policzy, bo bieżnia nie liczy kroków. Na rozruch , podreptałam z prędkością 5km/h, żeby spalić sto kalorii i upociłam się słusznie.

Wczoraj było tak pięknie, że popołudniową kawę piliśmy na działce :) Oczywiście z dietetycznym sernikiem w tle. Pomijając sernik, którego zjadłam za dużo, jadłam też normalny obiad z rodziną i klasycznie owsiankę na śniadanie. Za dużo tego było, bo waga znów sporo ponad 66. Kiedy się skończy ta huśtawka…

Dziś już będzie grzecznie z liczeniem kalorii. Został jeszcze sernik, ale nie jestem jego fanką, poza tym zostały tylko brzegi, więc może się uda nie zgrzeszyć. W sumie to jeszcze nie wiem, poza śniadaniem, co będę dziś jadła. Niezmiennie mam ochotę na makaron o smaku ruskich pierogów, ale ileż można jeść to samo. To danie i kanapki z serkiem białym i dżemem, przewijają się niezmiennie ciągle i wciąż, a przecież organizm potrzebuje różnorakiego żarełka. Tylko co zrobić z tym, że nie mam ochoty na nic innego…


30 października 2021 , Komentarze (9)

Aktywność w tym tygodniu zadowalająca, a to za sprawą działki. Trzeba było poporządkować, przekopać, poprzesadzać, to i się zmachałam słusznie. Posiłkowo na piątkę, płyny też. Wagowo szału nie ma, bo tylko odrobiłam straty ale nic to, ważne że nie jest więcej. I od razu podsumowując październik- równy kilogram w dół. Wynik taki sobie, no ale jest na minus. Dzisiejszego dnia nie liczę kalorii, bo dziś lasania, jutro będzie wagowo na plusie, znając życie i mój organizm. Jutro będę piekła dietetyczny sernik, którym się objem po kokardy. Do liczenia kalorii wrócę od poniedziałku.

Coraz częściej się łapie na tym, ze robię kardynalne błędy ortograficzne. Gdyby nie pisanie w wordzie, który mi byki podświetla, to byście miały ubaw po pachy w każdym wpisie. Ostatnio z rozpędu napisałam szefc :) Jestem wzrokowcem, więc mi nie pasowało, ale mózg mi się starzeje i pojawia się jakiś wtórny analfabetyzm, orzeszku… Porażka , zwłaszcza że jestem wyczulona na czyjeś nieortograficzne pisanie, nawet na brak interpunkcji.

Pielęgnacyjnie znów zakupy. Kupiłam olej z czarnuszki i krem okluzyjny, bo mam wrażenie, że musze odbudować barierę hydrolipidową. I nowy spf 50 z SVR do twarzy, bo ten z Basiclab strasznie mi się świeci, musze matować bibułką, zanim się mogę ludziom pokazać. Stary zużyję na dłonie, które mi się nieładnie starzeją i też będę je traktować retinolem. Doszedł jeszcze żel do mycia twarzy i serum z niacynamidem też z Basiclab. I czekam na peptydowy tonik koreański. Jak po każdych kolejnych zakupach, obiecuje sobie że to już koniec, że wystarczy. Życie zweryfikuje…

27 października 2021 , Komentarze (14)

Wkurzyłam się dziś i zbuntowałam. Tak mi się jakoś nałożyła złość i niesprawiedliwość społeczna. Może hormony zagrały, może od dawna się zbierało… Mąż na zwolnieniu, syn na zwolnieniu, a ja?

A ja mam dogadzać i doglądać, sprzątać, prać i wychodzić z psem gdy wszyscy jeszcze słodko śpią . Kto mi da zwolnienie i zwolni z wszystkiego? 

Obiad sobie robię dopiero po 18stej, bo wcześniej nie mam czasu. Może nie to, że czuję się wściekle głodna, bo łapie w locie czasem cokolwiek wcześniej, ale kurde, gdzie w tym wszystkim jestem ja? 

Generalnie lubię moje życie i zwykle nie mam powodów do narzekań, ale dziś jakby się miarka przebrała. I ulało się…

26 października 2021 , Komentarze (16)

Wczoraj się zmotywowałam do dłuższego spaceru. Niby poszłam po zakupy, ale powrót na okrętkę :) Zahaczyłam o park zdrojowy. 

Nie wyszło jakoś specjalnie więcej kroków, ale się umordowałam tak, że wieczorem padłam spać na godzinkę. Kondycja marna. Dobijają mnie te powroty pod górę, wracam spocona jak świnia, zwłaszcza teraz, kiedy się człowiek ubiera na cebulkę.

Postanowiłam zwiększyć limit kalorii do 1700 i zobaczę czy to coś da w spadkach. Jak nie, wrócę do 1600. Musze to chyba dopasowywać do aktywności, żeby miało sens.

Dziś będzie ciężko utrzymać dietę, bo syn zażyczył sobie naleśniki na obiad, a mam do nich słabość. Będę musiała się mocno trzymać, żeby nie zjeść. Po sobotniej pizzy, jakby tak znów dziś nadmiar węgli, to dobrze nie wróży. Z drugiej strony tak się wiecznie trzymać w ryzach i nie jeść jak normalny człowiek, to jak kara. Szkoda, że nie potrafię zjeść jednego, dwóch i koniec. U mnie musi być do pełna, żebym się czuła najedzona. Czasem nawet po swoim obiedzie, czuję że jeszcze bym coś zjadła. Wychodzi na to, że albo jem nie to, albo jem za mało.

25 października 2021 , Komentarze (10)

Popłynęłam w sobotę, że masakra. Kilogram na plusie, ale wiedziałam, że tak będzie. Tak na mnie działają węgle. A było tego sporo. I domowa pizza i nadprogramowa owsianka z bananem i wafelki w czekoladzie. Taki odpust z racji soboty. Jak to mówią, „raz, nie zawsze” i niedziela już/prawie/ grzeczniutko. Motywacja w górę, no bo jak to nie ma 65 na wadze:)

Menu niedzielne:

-7,30- Owsianka z bananem/musli,banan,białko,pyłek kwiatowy,jogurt/

-12.00- Kanapki z serkiem białym i powidłami bez cukru

-14,30- wafelki :)

-18.00- Mięso mielone z pieczarkami i kaszą gryczaną

Niedziela paznokciowa, jak ja to nazywam, bo już był czas najwyższy, a w kolejce czekał biedronkowy lakier z jesiennej kolekcji. Lakier sztos. Piękny kolor/taki bakłażan/, odpowiednia gęstość, dobrze się poziomuje, pędzelek świetnie wyprofilowany.

Popołudnie niedzielne mega aktywne, na działce. Dlatego pozwoliłam sobie na te wafelki do kawki. Spalone, wg zegarka, 700kalorii. Doliczając dwieście, jakie do południa spaliłam na rowerku, to te wafelki jakby ich nie było. Zwłaszcza, że zmieściły się w bilansie.

Jedyne kwiatki jakie mi się ostały na działce. Niespecjalnie mi się podobały, ale w sumie to całkiem ładnie się prezentują

23 października 2021 , Komentarze (20)

Trud się wreszcie opłacił i waga zdecydowała się spaść. Jest moje 65, choć z dużym hakiem. Na razie, bo nie mam zamiaru odpuszczać. Niby weekend bez liczenia kalorii i z domową pizzą, ale od poniedziałku znów będzie grzecznie.

Wczoraj było ciężko, bo miałam smaka na lody i to wieczorem. Podliczyłam jednak spożyte w dzień kalorie i skoro zmieściłam się w limicie, to szkoda by było to psuć i odpuściłam . Też tak macie, że widok łyżeczki do lodów, to automatyczne myślenie o zjedzeniu lodów? U mnie zawsze to tak działa. Taka akcja reakcja. Chyba je gdzieś schowam głęboko.

Często myślę o słodyczach, w sklepie tęsknie patrzę na ciasta i czuję, że się zbliża ten dzień, kiedy będę musiała myśli wprowadzić w czyn. To taki stan jak przed okresem. Na razie się trzymam, bo mam dylemat, czego tak na prawdę bym chciała:) czy ciacho, czy może bita śmietana, a może krem do tortu i biszkopty, czy może jednak lody? :) Jak saper, bo to może być tylko jedno, a jak nie trafię, będę nieusatysfakcjonowana i zostanę z wyrzutami sumienia.

W pielęgnacji twarzy zaczęłam stosować retinol, którego tak się bałam. Na razie to były dwa razy 0,3%, w poniedziałek i czwartek. Jak dla mnie to działanie zerowe. Pozostaje zwiększyć częstotliwość i chyba zwiększyć stężenie. Już czeka kupione 0,5%.

Tak wygląda obecnie mój zbiór kosmetyków do pielęgnacji :)

i bywa, że coś dokupuje. Kuszą promocje i kuszą nowe, ponoć super hiper kosmetyki. W kolejce czeka serum pod oczy Lierac tu i krem pod oczy Aristry tu klik

Czasu nie cofnę, ale bawi mnie ta faza. I mam niemałą satysfakcję, kiedy widzę zmiany na lepsze . A widzę. Jak na razie to najwięcej dobrego zrobił tonik kwasowy i kwas laktobionowy.

/pobije tym wpisem rekord minusów? :)/

20 października 2021 , Komentarze (26)

Wkurzyłam się dziś i mam mega focha. Waga nie spada, od trzech dni jest na stałym poziomie 66,5. Pilnuje kalorii, niedojadam, pedałuje na znienawidzonym rowerku, a ta sobie stoi. Już miałam się dziś złamać i kupić solidny kawał ciasta, ale tylko na nie popatrzyłam tęsknie. Jejq, ale tam dobra było. 

Za to kupiłam na dziś śledzie, które zrobię sobie w jogurcie na obiad/z ziemniaczkami/ i makrele wędzoną kupiłam i też postaram się jakoś wkomponować w menu, bo mam na nią smaka. Zdecydowanie inne menu może zmotywuje wagę do spadku, choć pewnie jutro mi się woda zatrzyma po słonym i zaś kiszka. I taka to niewdzięczna robota.

W dodatku czuje się dziś grubo… Nie rozumiem tego fenomenu. Jest 65, jest git, a małe pół kilo więcej i już dramat w trzech aktach.

Taki krótki wpis, żeby się pożalić…

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.