Dzien zaliczony na piatke, bo picie wody niekompletne, więc sie szóstka nie nalezy. Jednak dwa litry to ja nawet nie mam kiedy wypic. Za duzo spię :) poobiednia drzemka, to jakby czas stracony. Ale z drugiej strony jak spie, to nie grzesze :)
Była kanapka z serkiem białym i dzemem, na drugie sniadanie- jogurt z truskawkami, na obiadek- trzy naleśniki z ziołami, potem dwa grejpfruty i znów jogurt z truskawkami, z dodatkiem musli tym razem. Chyba nawet za mało zjadłam, ale mi duze porcje najnormalniej nie wchodzą. Niby jestem głodna jak wilk, ale juz po kilku kesach wilczy apetyt mija i mogłabym w zasadzie na tym poprzestac. Tak mi sie jakos porobiło. Poza tym obcinam troszke porcje, bo musze jakos wpasowac w bilans mleczko do kawy. Trzy kawy z dużą iloscia zagęszczonego mleka (niesłodzonego), robia mi spory plus w limicie kalorii.
Wpadki zadnej nie było, choc korciły cukierki mleczne, które u nas zawsze na stanie no i krakersy, tez zawsze pod ręką. Nie dałam sie dziś :)
Spacer około godziny, więc i ruch był. Kibelek zaliczony ;)
To był udany dzień...