Pamiętnik odchudzania użytkownika:
eszaa

kobieta, 58 lat, Wałbrzych

162 cm, 79.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 kwietnia 2017 , Komentarze (15)

Mam swoją hipotezę dotyczącą ostatniego cukrowego ciągu.To nie działo się ot tak, bo kocham słodkie, to się działo bo organizm się domagał z konkretnego powodu. Według mnie to mechanizm zależny od poziomu hormonów. Niejednej z nas włącza się "odkurzacz" krótko przed @.

Śpieszę wyjaśnić... od dłuższego czasu zmagam się z menopauzą, z upierdliwymi uderzeniami gorąca, które starałam się zniwelować za pomocą suplementów. Co tam suplement, przecież to nie lek. Co tam, że producent zaleca jedną tabletkę, przecież krzywdy nie zrobią mi dwie. I tak sobie brałam podwójną dawkę długi czas, żeby te paskudne uderzenia gorąca się nie pojawiały, żeby lepiej się spało i lepiej funkcjonowało.

Jak się okazało przedawkowałam ten niby niewinny tylko suplement. Prawdopodobnie poziom estrogenów poszybował pod niebo, co nie tyle zlikwidowało uderzenia gorąca, co wpędziło mnie w poważna chorobę. Zmagam się z zapaleniem żył, jak po solidnej dawce pigułek antykoncepcyjnych. Żylaki się tworzą na potęgę,, żyłki pękają, siniaki się mnożą, nogi bolą i puchną, ani stać, ani siedzieć, ani leżeć.

Po odstawieniu tego cud suplementu, oczywiście ochota na słodkie jakoś sama z siebie przeszła, gorzej z moimi żyłami. Tu na razie niewiele lepiej i diagnostyka w toku. 

To taki post w sumie ku przestrodze, żeby uważać z suplementami. I żeby się zagłębić w siebie, bo to że kochamy słodkie nie musi być jedynym powodem, że po nie sięgamy.

8 kwietnia 2017 , Komentarze (15)

Zrobiłam założenie, że jak ciacho z kremem, to tylko raz w tygodniu i drugie, że wytrzymam do świąt w tym niesłodkim stanie. Wczoraj złamałam się i zaszłam do cukierni gdzie z premedytacja kupiłam trzy tortowe ciastka.To był ósmy dzień postu, więc nie jest źle, wywiązałam się przynajmniej z jednego założenia. 

Usprawiedliwieniem niech będzie stres. Byłam totalnie znerwicowana ostatnio, za sprawą operacji mojego pieska i chyba musiałam sobie zrekompensować te nerwy. 

Oczywiście dieta w ciastkowym dniu jest mocno warzywna i białkowa, żeby bilans się mniej więcej zgadzał.

Dziś na wadze, bach, pół kilo mniej ;) Nie wiem, czy za sprawą stresu, czy impulsu w postaci ciastek, najważniejsze że jest spadek :)

Pies czuje się dobrze, pomyka na trzech łapkach, jak gdyby mu ta czwarta była zbędna, gorączki nie ma, rana goi się dobrze. Uff. 

5 kwietnia 2017 , Komentarze (26)

Kolejny dzień zmagań ze słodyczoholizmem. 

Dziś była faza na jakże zdrowe, masło orzechowe. Byłam w Netto, z zamiarem kupienia tylko kilku podstawowych produktów. Oczywiście musiałam też sprawdzić czy jest to super hiper zdrowe masło orzechowe bez żadnych dodatków. Masochistka jestem :) W sumie taki niewielki słoiczek ze zdrową zawartością.... czemu by nie. Ale najpierw sprawdziłam gramaturę i kaloryczność. 370g, kalorii w 100g ponad 600kcal, hmmm. Ale to zdrowe kalorie więc może warto... Ach te moje rozkminy;) sztukę usprawiedliwiania moich występków mam w małym palcu :) Wzięłam to masło do koszyka, a jakże. I taka uhahana dawaj do kasy. Kurcze, ale sobie dziś pojem, ale sobie ulżę... I drugi głosik, w sumie to groźnie brzmiący baryton - to 2tysiące kalorii... nic więcej już dziś nie zjesz ...jutro na wadze na pewno nie będzie mniej... miałaś pojeść słodkiego dopiero w święta... jutro za kare będziesz jeść tylko warzywka... taśma z towarem przesuwa się coraz bliżej kasy, a ja nadal między młotem, a kowadłem.

I wiecie co? oddałam ten słoiczek z kuszącą zawartością kasjerce przy kasie:) hardcor na maksa, ale dzień zaliczony na plus;) Jeszcze mnie po drodze do domu kusiło, żeby gdzieś wejść i kupić chociaż kilka czekoladowych cukierków, ale nie, nie dałam się. W domu grzecznie zjadłam, na podwieczorek, jogurt z owocami i czeka na mnie ulubiona kolacja, czyli moje niezmienne kanapki z twarożkiem i dżemem, o! :)

Nie wiem jak będzie jutro, bo w planach wypad do Biedronki, ożeszku.... ratunku, tam mają i krówkę i tiramisu.

4 kwietnia 2017 , Komentarze (24)

Postanowiłam zrobić odwyk od słodyczy.Taki chwilowy, choćby kilkudniowy, bo przeginałam ostatnio na maksa. Cztery dni minęły całkiem spoko, choć nie powiem lekko nie było. Pogoda nie sprzyjała wypadom, a w domu nie miałam na stanie ciacha z kremem. Chociaż... jakbym sie uparła to nadal w kuchennej szafce jest pudełkowa krówka ;) Całe szczęście, że za dużo z nią roboty i czas oczekiwania by mnie chyba zabił. W przydomowym sklepie dostawa ciast też jakoś się opóźnia, więc nic nie kusiło. A mnie byle jakie ciasto nie skusi, musi być the best, czyli fura kremu. Zadowalałam sie jakoś owocami z jogurtem i owsianymi ciasteczkami bez cukru, mimo że to kompletnie nie ten typ słodkiego.

Dziś miał być kolejny dzień bez ciacha (piąty) i było baaardzo ciężko. W porze obiadowej mnie dopadło, a byłam na mieście i w markecie i .... Robiąc zakupy już układałam w głowie plan, że zamiast obiadu wrąbie ciacho, przecież w sumie kaloryczność zbliżona. I tak sobie chodząc po markecie walczyłam sama ze sobą. Obiad, czy słodki obiad? Niby miałam nie podchodzić do lodówki z ciastami, ale coś mi szeptało, że pewnie krówki nie będzie, więc nie ma niebezpieczeństwa. Co mi szkodzi popatrzeć, czasem samo patrzenie mi wystarczało, żeby silna wola zwyciężyła. Podeszłam, rozejrzałam się i kurde, była moja krówka.Taki zgrabny kawałek, w sam raz na obiad, no i... wzięłam do ręki ten rozkoszny cud cukierniczy. I teraz tak... kurczak i zdrowa surówka, według planu, czy ten niebiański kawałek krówki? Walka trwała w najlepsze, stałam niezdecydowana z tym pudełeczkiem w ręku i tak stałam jak jakaś głupia, jakbym nigdy ciasta w pudełeczku nie widziała :) i.... krówka trafiła z powrotem do lodówy, a ja wygrana, ale trochę smutna, poszłam dalej w sklepowe półki. Niby zwyciężył rozsądek i powinnam być z siebie dumna, ale do końca zakupów miałam chęć wrócić po to kuszące ciasto.

Była jeszcze opcja wstąpienia do przyległej cukierni, gdzie kiedyś już byłam i jadłam pyszny creme brulee, ale pewnie krówki by nie było, więc nie wstąpiłam. Brawa nr dwa ;)

Takie sobie założenie zrobiłam, że jak ciacho to tylko jeden raz w tygodniu. Nie zawsze mi się udawało zrealizować moje postanowienia, ale próbować zawsze warto.Trochę mi dał do myślenia jeden z pamiętników, gdzie kobietka przez miłość do słodyczy dorobiła się ponad stu kg i nadal nie potrafi skończyć z cukrowym ciągiem. Nie chcę tak, a wiem, że nic tak nie tuczy jak właśnie słodkie, które kocham. I te moje fazy... jak nie bita śmietana, to teraz faza na krówkę :) że też ja nie mogę mieć fazy na jogurt z owocami :)

Przez te kilka dni bez kremowych ciast, brzuszek mi się zrobił mniej wypukły, na wadze trochę spadło, więc warto wygrywać te małe bitwy. Nigdy więcej nadwagi!!!

15 marca 2017 , Komentarze (9)

W zasadzie powinnam upiec dziś tort...

Ale piekarnik mam problematyczny, więc by nie wyszło, poza tym była jeszcze opcja zrobienia krówki pudełkowej, która czeka od jakiegoś czasu, a którą uwielbiam.W biedrze jest przepyszna i wygrywa ostatnio, z tak lubianym do tej pory, tiramisu.

a w efekcie zrobiłam sernik ;) Mój flagowy produkt.

Ostatnio prawie codziennie wpada jakiś konkretny grzech, nie będę wdawać się w szczegóły bo normalnie wstyd. Nie panuje ostatnio nad tą nieodpartą ochotą na słodkie, masakra. Na swoje usprawiedliwienie mogę co najwyżej wspomnieć, że to się zdarza raz dziennie, a nie że płynę cały dzień bez opamiętania.  Poza tym staram się jeść zdrowo i dietetycznie. Waga troszkę poszybowała, brzuszek zrobił się okrąglutki, fuj, trzeba się zabrać za konkretne działania. Wole się nie mierzyć, już po ciuchach widzę, że pora na więcej dyscypliny.

Dziś poza sernikiem ekstra dietetycznym było w większości białkowo. Jedynie koktajl ananasowo- gruszkowy na II śniadanie.

Oczywiście musiałam dziś walczyć ostro z sobą, żeby nie zjeść słodkości jakie dostałam. A dostałam to co uwielbiam.

Dziś nie poległam :) jestem z siebie mega dumna, bo poza dietetycznym sernikiem przewidzianym w dzisiejszym menu, żadnych innych słodkości nie tknęłam. Za jutro nie ręczę :)

Wracając do mikstury, o której pisałam w poprzednim wpisie, to bardzo polecam. Próbowałam do niej wrócić, próbowałam różnych kombinacji i niestety, ale odruch wymiotny jest silniejszy. Dla lubiących szpinak pewnie będzie pycha, ja go nie lubię i wyczuje na kilometr .Działanie mikstury jest rewelacyjne, oczyszcza jelita nie powodując przy tym biegunki. Nic z tych rzeczy, bez obawy.

6 marca 2017 , Komentarze (3)

Wróciłam na dobre tory :) Bita śmietana poszła w odstawkę, uff. Do łask wróciły owocowe sałatki i jogurt z owocami.

Niestety nabyty kilogram ponad normę, to regularne przytycie, nie błąd pomiarowy i trzeba ten kilogram szybciutko przegonić ;) Zdrowe żarełko, minimum grzeszków i będzie po sprawie. Już dziś jest 400g mniej ;)

Wczoraj w nagrodę za dobre sprawowanie upiekłam ciacho :) Oczywiście zdrowe i dietetyczne. Jaglany jabłecznik, mniam. Dla zainteresowanych, przepis jest tu

Znalazłam w sieci przepis na miksturę oczyszczającą jelita ze złogów i postanowiłam przetestować. W składzie same rewelacje zdrowotne i smakowe. Banany, szpinak, siemie lniane, zielony jęczmień, błonnik witalny. No mega super foods ;) Powinno się pić przez dwa tygodnie, ale ja po pierwszej degustacji dałam sobie spokój. Za słodkie, bleee, aż mnie głowa rozbolała. No niesamowite, że dla mnie miłośniczki bitej śmietany i ciastek z kremem, coś jest za słodkie ;), a jednak. Tak więc dobre chęci były, ale wykonanie nierealne. Może komuś się przyda i skorzysta.

 źródło tu

3 marca 2017 , Komentarze (15)

Tak sobie pomyślałam wczoraj, jak w tytule. Bo postanowiłam się nie ważyć codziennie, odczekać w nieświadomości tydzień, z czego zrobiły się prawie dwa. O efekcie eksperymentu napisze na końcu;)

 Jadłam jak dotychczas, grzeszyłam też jak dotychczas :) Wpadła lazania, pizza, frytki, no i standardowo bita śmietana co dzień na podwieczorek. Większe zacukrzenie ciastkami tortowymi było chyba trzy razy przez ten czas, plus oczywiście tłusty czwartek, kiedy był totalny hardcor. Cały dzień tylko na pączkach ;) no to był odlot :) gdyby nie to, że syn psuł mi humor swoim- znów jesz pączka, za każdym razem kiedy wcinałam, byłabym przeszczęśliwa. Potem oczywiście był piątek białkowy i inne takie moje wymysły, żeby odpokutować. Ten tydzień pod hasłem ruchu do bólu, więc spalanie na przyzwoitym poziomie, bo w poprzednim było z ruchem kiepsko. Wody pije tyle co popicie leków i tyle w temacie.

No i efekt końcowy... weszłam dziś na wagę dopiero po kawie i po śniadaniu, a tak od niechcenia licząc, że powyższe mnie usprawiedliwi w razie jakiejś kosmicznej wagi:). Wiadomo, że jak się ważyć to na czczo. Moja kochana szklana okazała  się baardzo łaskawa, bo pokazała tylko kilogram więcej niż przed tym postem od ważenia. Yupi :D nie przytyłam.:D

15 lutego 2017 , Komentarze (18)

Poszalałam wczoraj. Nie dość, że wrąbałam 10 czekoladek (przepyszne były), bo Walentynki:), to dobiłam kopytkami na obiad (niby tylko kilka) i bitą śmietaną na podwieczorek. Dziś waga się pięknie odwdzięczyła wzrostem o 600g, wrrr.

No to dawaj, odrabiać straty i faszerować się białkiem, ech. Nie wiem czy kiedyś się skończy ta huśtawka. Co chce pojeść człowiek jak człowiek, to waga zaraz przypomina, że nie wolno, że nie wypada, że jeść trzeba tylko i wyłącznie dietetycznie, kanał. I tu z pomocą przychodzi codzienne, niezmienne ważenie poranne, bo ręka na pulsie jest.Taki bat nad głową bardzo się przydaje żeby nie popłynąć za bardzo.

Dziś liczę kalorie, jak już dawno tego nie robiłam.Tak dla orientacji w terenie i poprawy nastroju. Jak mam kontrolę, to wiem, że dobrze jem :)

Na śniadanie jogurt naturalny z musli, na drugie gotowy jogurcik 0%tłuszczu z Piątnicy. Obiad to chyba na pewno :) pierogi leniwe, a potem? hmm. Albo znów jogurcik jak na drugie śniadanie, albo naturalny z truskawkami. Kolacja pod hasłem makreli z jajkiem w formie sałatki. Taki jest plan, tylko nie wiem jeszcze czy realizacja będzie zadowalająca, bo pewnie mnie na jakieś słodkie najdzie i znów zrobię torebkową bitą śmietaną, moją słabość ostatnią :) wszak to też źródło białka:) Ważne, żeby się bilans kaloryczny zgadzał, co nie?

do boju ;)

6 lutego 2017 , Komentarze (17)

Nie robiłam klasycznej stabilizacji po osiągnięciu wymarzonej wagi , ale nie tyję. Waga utrzymuje się na stałym, niezmiennym poziomie, mimo jedzenia różności. U mnie jak waga się zatnie, to potrafi tak stać i stać na tych samych cyferkach :) znaczy moja waga ciała się zacina , nie ta na której się ważę:)

Nie mam zbyt wyszukanych potrzeb co do jedzenia, nie stęskniłam się za niczym strasznie, przez ponad rok dietowania. Czasem fakt, rzucam się na słodkie, ale takie konkretne słodyczowe akcje mam tylko raz na jakiś czas. Kocham słodkie i nie będę  z niego rezygnować, dopóki waga jest ok. Ostatnio mam np. fazę na bitą śmietanę, taki syf torebkowy, no ale lubię :)

Na śniadanie zawsze jest, albo kanapka (chleb żytnio-orkiszowy z ziarnami, własnego wypieku) z serkiem białym i  bez cukrowym dżemem własnej produkcji, albo musli z jogurtem naturalnym.

Na drugie, kawa z mlekiem, plus mały owocowy jogurt. Mówią, że syf, ale staram się wybierać te zdrowsze, np. z Piątnicy

Obiady różnie. Czasem to co je rodzinka, jak np frytki w sobotę, czy pizza jutro:) Wczoraj jadłam warzywa na patelnie i pół schabowego bez panierki. Dziś gotowaną pierś z kurczaka (bez skóry) posypaną przyprawą do kurczaka z kupną surówką. Czasem jest to makaron i 2 jajka sadzone, czasem spaghetti :) takie trochę dietetyczne. Chude mięso mielone z szynki, albo z indyka, podsmażone z pieczarkami i cebulką, do tego pół puszki krojonych pomidorów, przyprawy i pełnoziarnisty makaron. Pycha:)  co tam jeszcze... pierogi leniwe, makaron z serem, makaron z truskawkami, wątróbka z makaronem i pieczarkami. Uwielbiam makaron ;) czasem zamiast makaronu jest kasza gryczana, ale rzadko. Za ziemniakami nie tęsknie, chyba że w formie frytek ;)

Podwieczorek ostatnio to wspomniana już bita śmietana :) czasem jak obiad jest niedietetyczny to robię na podwieczorek galaretkę (bez cukru) z truskawkami, albo w formie serniczka na zimno, czyli galaretka z dodatkiem jogurtu naturalnego.

No i kolacja... niezmordowane kanapki z serkiem białym i dżemem, jak na śniadanie, tyle że wieczorem kanapki są dwie. I tu znów, jeśli obiad tłustawy, czy zbyt węglowodanowy, to na kolacje jest sama jajecznica, lub tylko surówka.

Tak mniej więcej jem, żeby nie przytyć. Nie twierdze, że nie zjadłabym więcej, no ale gdzieś w podświadomości są hamulce. Zdarza mi się wszamać jakiś owoc po kolacji, czy po podwieczorku, albo kilka kostek gorzkiej czekolady, jeśli akurat ją mam.

Nie ważę produktów, wyjątkiem jest mięso, które porcjuję po kupieniu i mrożę, no i ważę makaron, bo z nim mogłabym popłynąć. Nie liczę kalorii, bo chwilowo waga nie idzie w górę, to chyba nie ma takiej potrzeby.

Woda niestety w niewielkiej ilości ( bo zima? ), aktywność raczej też już nie ta co na diecie- tu nie mam wymówki, bo maszyny stoją w pokoju obok i zapraszają.

 

15 stycznia 2017 , Komentarze (19)

Musze coś tu skrobnąć, bo została niedokończona historia:)

 Balast poświąteczny oczywiście zrzuciłam. Waga zadowalająca, pozostaje pilnować, żeby nie wzrastała powyżej 62kg. Nie liczę kalorii, ani makr, jem co lubię w granicach rozsądku. Pilnuje się z michą, żeby nie przesadzić w popuszczaniu pasa :) A zdarza mi się porządnie grzeszyć :)

Kuleje za to masakrycznie picie wody i aktywność. Zwalam to na porę roku, nie lenistwo ;) Wiadomo, że jak zimno, to najprzyjemniej pod kocykiem, a nie na mrozie. Ale bywa że wybieram się na taki mroźny spacer, tyle że zdecydowanie rzadziej niż kiedyś. Co do picia, to zawsze piłam mało. Herbat nie lubię, woda nie wchodzi, a kawa się nie liczy, no trudno.

Obiecałam sobie, że to moje ostatnie odchudzanie, więc nie pozwolę sobie na ponowne przytycie. Na razie mam motywację w postaci lipcowego wesela, a potem coś się wymyśli :)

Planuje kupić sobie taką oto kreacje weselną, więc gra jest warta świeczki

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.