Pamiętnik odchudzania użytkownika:
eszaa

kobieta, 58 lat, Wałbrzych

162 cm, 79.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 maja 2016 , Komentarze (6)

Miałam nie robić sobie już dni koktajlowych, ale zachciało mi się pizzy, więc... pizza na obiad i na resztę posiłków płyny w postaci koktajli. Mam nadzieję, że ta kombinacja nie da mi wzrostu na wadze, a być może spadek?

Jeden jedyny koktajl podpasował mi z "Diety nocnej" , o smakowitej nazwie "bananowe latte":) więc nim zapijałam się od rana.

 Banany, chude mleko, napar kawy i białko w proszku - smakuje nieziemsko.

Potem pizzowe szaleństwo;) a popołudnie i wieczór pod hasłem owocowego koktajlu ze szpinakiem.

Szpinak, truskawki, kiwi i ananas- pycha.

Kalorii nie liczyłam, żeby się dodatkowo nie stresować tą kaloryczną pizza. Zresztą jak się coś niezdrowego wkomponuje w zdrową dietę, to bilans wychodzi na zero:) Taką mam przynajmniej nadzieję.

Z tego co wyczytałam o dniu płynnym, to ma na celu obkurczenie żołądka i zaleca się po obżarstwie właśnie.

18 maja 2016 , Komentarze (13)

Wczoraj popłynęłam, przyznaje bez bicia.

Trzymałam się dzielnie długo, ale jednak nie dało się uniknąć pokusy. W biedronce nawet nie spojrzałam na półkę z ciastami, o alejce ze słodyczami nawet nie pomyślałam. Przechodząc koło cukierni odwróciłam wzrok, bo już mnie coś zaczynało kusić. Poległam w sklepie pod domem, gdzie mój wzrok przykuła bezczelnie gapiąca się na mnie karpatka. Ach ten krem, królestwo za ten smak...

Po czterech dniach bez węglowodanów organizm wył z utęsknieniem do tej karpatki i mu uległam. Zwłaszcza, że zanim przyszło co do czego, spojrzałam na apke w telefonie i spaliłam 200kcal, więc część jeszcze nie zaliczonego grzechu już miałam spalony ;)

Solidny kawał ciacha z kremem, to jest to co łasuchy lubią najbardziej. W moim mniemaniu zasłużyłam i nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Spadek 1,4kg w tydzień trzeba było uczcić. Nie, to chyba głupie usprawiedliwienie. Lepsze będzie, że musiałam naładować akumulatory ;)

Reszta dnia była już skromniutka, czyli tylko warzywa na patelnie i kanapka z twarożkiem i rzodkiewki. I obowiązkowe, codzienne spalanie na rowerku i bieżni.

Niestety waga zareagowała pół kilogramowym wzrostem, ale chyba musiało tak być. I znów odrabianie strat, czyli pewnie jakieś kombinacje dietowe na dniach.

17 maja 2016 , Komentarze (6)

Po dwóch dniach białkowych, spadku wagi brak.

Dlaczego nie schudłam na dniach białkowych? Ano dlatego, że w zeszłym tygodniu ubyło mi na wadze aż 1,4kg, a tłuszcz z ciała nie wytapia się tak szybko. Co więcej znając mój organizm, wiem że potrzebuje kilku dni, żeby sobie to przetrawić i pokazać jednak spadek  na wadze.

A jadłam tak:

na śniadanie super seki homogenizowane, bez tłuszczu, za to z duża ilością białka. Naturalne, więc podrasowałam aromatem waniliowym i słodzikiem:)

Do kupienia w Auchan.

II śniadanie- lody :) własnej roboty, więc bez tłuszczu i cukru, za to z odtłuszczonym kakao. Był jeszcze oxy shake.

Obiady, to jajecznica z wątróbką i pulpety z wołowiny

i na podwieczorek obowiązkowy dukanowy sernik

no i kolacje:

gotowane udko z kurczaka z jajkami, łosoś i jajka

Chyba na żadnej diecie nie je się tak smacznie ;) jak na Dukanie.

15 maja 2016 , Komentarze (4)

Jako, że mi się przytyło lekko, musiałam wprowadzić środki zaradcze. Najpierw był cheat day, po którym doszło małe pół kilo na wadze, potem jakoś tak znów trzysta gram znikąd i się narobiło bidy. Niby niedużo, ale zejść nie chciało i nie podobało mi się. Odchudzania jeszcze nie skończyłam, ale ostatni tydzień był trochę jak wolna amerykanka. Nie to żebym kompletnie nie trzymała się diety, ale było bardziej na oko, niż ważone i liczone.

W piątek był vitaliowy detoks na poziomie 1600kcal, spadek wagi o 700g :D

sobota- dzień na samych koktajlach. Spadek wagi o 600g :DZrobiło się 65,9kg,yeaa

Śniadanie i II śniadanie - koktajl energetyk

kawa rozpuszczalna, chude mleko, dwa banany, siemie lniane, serwatka w proszku, żurawina liofilizowana- przepyszny

Obiad - zielony koktajl- wyszedł jaki wyszedł i mi niespecjalnie smakował

sok pomarańczowy, 2 kiwi, truskawki, szpinak, pół banana, serwatka w proszku

Podwieczorek i kolacja- owocowy misz-masz- nie wiem czemu wyczuwałam w nim imbir, choć go nie było, ble

sok pomarańczowy, arbuz, gruszka, ananas, pół banana, serwatka w proszku, otręby owsiane

Nie polubię się z koktajlami, zdecydowanie wolę owoce w formie sałatki, całkiem inny smak. Albo niefortunne połączenia, albo jestem uprzedzona, bo bananowy i truskawkowy od zawsze uwielbiam. Przetestowałam dzień płynny i z ulgą się z nim pożegnałam, mimo że spadek wagi był zadawalający.

Przeczytałam jedną z ostatnio zakupionych książek "Dieta nocna" i tak pokrótce... Robi się jeden dzień na samych koktajlach, owocowo-warzywno-białkowych tzw. jednodniowy rozruch i 6 dni z mocno zwiększoną ilością beztłuszczowego białka, bez liczenia kalorii. Etap ten nosi nazwę sześciodniowego doładowania. Do tego specjalny zestaw ćwiczeń, pod nazwą: szybkie przyspieszenie (spalania tkanki tłuszczowej).

 Taka jednodniowa głodówka, przeplatana zmodyfikowanym Dukanem, jakby się dokładniej temu przyjrzeć.

Nie chce mi się przechodzić na tą dietę bo ilość konsumowanego białka trzeba liczyć, koktajle mi nie podchodzą, no i interwały obowiązkowo. Jest w książce przykładowy program żywieniowy na 28dni, ale przygotowany na amerykański rynek, więc dla mnie z księżyca i nie do przyjęcia.

Nazwa diety to oczywiście chwyt marketingowy, bo na każdej diecie je się w dzień i chudnie w nocy, jeśli waży się codziennie rano, no nie? :) A to, że trzeba się wysypiać, to każdy wie.

Niedziela i poniedziałek, to moje dwa dni białkowe.

o efektach napiszę, jak takowe będą

To ostatnia prosta, ostatnie, niecałe 4 kilogramy, więc muszę się przyłożyć. Aż mi się wierzyć nie chce, że cel już tak blisko ;)

9 maja 2016 , Komentarze (8)

Ostatnio mam fazę na zakupy książek o odchudzaniu. Kupuje , nie czytam, ale lubię mieć. Na każdą przyjdzie pora i każdą w swoim czasie przeczytam, ale na razie kolekcjonuje. To nie romans, który czyta się jednym tchem, tu trzeba się dobrze wczytać, żeby zrozumieć. Nie mam na to specjalnie czasu póki co.

Zapowiedz zachęcająca i na pewno warto zgłębić temat.

Druga pozycja:

rewelacyjny tytuł, ale jestem sceptyczna co do treści. Książka w drodze, więc za wiele o niej nie napiszę.

I trzeci rodzynek:

Czytałam trochę na ten temat na blogu http://szybkaprzemiana.pl/ stworzonym na podstawie tej pozycji i na pewno warto przetestować.

Jeszcze o jednej książce marzę, ale niestety nigdzie nie mogę jej dostać :(

Sześciotygodniowy kurs opracowany przez Judith Beck przeprowadza krok po kroku przez techniki radzenia sobie z głodem, zachciankami, stresem i oszukiwaniem samego siebie. Ten efektywny program psychologiczny, wykorzystujący metody terapii kognitywnej, oparty jest na dwudziestoletnim doświadczeniu autorki. Badania statystyczne wykazały, że niemal wszystkie osoby stosujące się do jego zasad nie tylko uniknęły efektu jo-jo, ale także sukcesywnie zbliżały się do upragnionej sylwetki.

Wydaje mi się, że przyjdzie pora na czytanie kiedy skończę się odchudzać i będę mogła sobie spokojnie eksperymentować. Na razie idę wytyczonym, znanym szlakiem.

8 maja 2016 , Komentarze (7)

Przeciętny człowiek nie jest na diecie i je to na co ma ochotę, w dodatku wtedy kiedy jest głodny.

Byłam zatem wczoraj takim przeciętnym człowiekiem. Zapomniałam co to liczenie kalorii, zapomniałam, że słodkie tuczy i że pizza to samo zło. No i o tym, że trzeba jeść co trzy godziny też zapomniałam.

Cheat day w pełnej krasie :) Było tiramisu, chałwa, batonik i pizza. Dietetyczna wczoraj była tylko kolacja, bo nie byłam specjalnie głodna i tylko na surówkę miałam ochotę. Zresztą w ciągu dnia zaspokoiłam swoje zachcianki i do pełni szczęścia właśnie surówki mi brakowało.

Chyba jednak trochę się różnię od przeciętnego człowieka, bo nie zaległam na kanapie. Nie zapomniałam o piciu wody, ani o aktywności fizycznej. Siła przyzwyczajenia :) 

A w spalaniu kalorii przeszłam wczoraj samą siebie i spaliłam ich aż 770kcal. Tak w zasadzie przy okazji i bez spiny, że muszę :) Poranny spacer -200kcal, dopołudniowy rower -200, popołudniowy rower -220, wieczorna bieżnia -150. Gdyby nie oglądana w trakcie, ulubiona Magda M. nie byłoby tak lekko, łatwo i przyjemnie.

Ciekawe, że przeciętny człowiek nie tyje po takim menu, albo przynajmniej o tym nie wie, bo się namiętnie nie waży i się tym nie przejmuje... No ale to już ból nas, dietujących, ech.

Dziś i jutro, dwa dni białkowe, więc mam nadzieję zejść z nadwyżki wagi jaka się pojawiła po obżarstwie. W sumie to małe pół kilo zejdzie w moment i nie ma się czym przejmować.

Najważniejsze, że plan wczorajszy wykonałam w 100 procentach i zasnęłam szczęśliwa;)

6 maja 2016 , Komentarze (9)

Wczoraj byłam na jadłospisie Vitalii, opcja detoks, ok.1700kcal (spalone 500) i waga zjechała o 300g. Dobre i te pare deko po tygodniowym zastoju.

Dziś dzień samodzielnego jadłospisu.

 Na pierwsze śniadanie moja ulubiona kanapka z serkiem białym i bezcukrowym dżemem wiśniowym:) Tylko jedna, bo potem był w planach kaloryczniejszy posiłek

II śniadanie- odchudzający koktajl źródło tu 

Zamiast pomarańczy dodałam sok pomarańczowy z cząstkami miąższu. Jest taki 100% sok kartonowy, bez cukru, w biedronce.

I zamiast płynnej serwatki, taką proszkową, kupioną w sieci.

Podliczyłam kaloryczność tego koktajlu i ma mniej więcej 400kcal. Sporo jak na koktajl, do tego smak nie powala. Przynajmniej dla mnie niespecjalnie smaczny, ale to przez imbir, którego nie lubię. Potestuję jakiś czas, ale raczej na stałe u mnie nie zagości, chyba że zmodyfikowany.

Obiad- rosół z prawdziwym makaronem i kurczakiem, plus surówka z marchewki.

 Na podwieczorek, galaretka z połową gruszki. Galaretka, nie bo mi się chciało słodkiego, ale w ramach dbania o stawy. Kiedyś bardzo mi pomogło codzienne jedzenie galaretki, więc wracam do tego. Niech żyje żelatyna ;) w pysznej postaci. I wcale nie tak kalorycznej jak się wydaje.

 i na kolacje powinno być chyba coś bez węglowodanowego. Może zjem resztę surówki z obiadu i jajko?.

4 maja 2016 , Komentarze (27)

 Koniec odchudzania według rozpiski. Oxy mi nie odpowiada i męczy, na vitalii mam koniec abonamentu. Postanowiłam sama się zmierzyć z odchudzaniem. Menu więc będzie improwizacją, a nie odgórnie ustaloną rozpiską. No chyba, że ja sama sobie takową ustalę :) Uwielbiam być szefem :) Pozostaje picie wody jak dotychczas, no i aktywność na stałym poziomie, ok. 500kcal dziennie. Dzienne spożycie kalorii rożne, bo nie mam zamiaru ich liczyć.

Jadłospisów mam nadrukowane całą masę, więc mam się na czym wzorować. Niektóre potrawy vitalii bardzo mi podpasowały i będę je w jadłospisie uwzględniać.

Dziś jeszcze jadłospis oxy, jutro vitaliowy detoks, potem prawdopodobnie dwa dni czysto białkowe. I cykl odchudzania będzie się opierał na pięciu dniach normalnych, dwóch dniach białkowych, jak już stosowałam jakiś czas temu.

Ryzykuje, ale na własną odpowiedzialność. W końcu to moje odchudzanie i nikomu nic do tego ;) A biorąc pod uwagę, że niecałe 5kg zostało do celu, wiele nie ryzykuje. Jeśli plan nie wypali, pewnie wrócę na vitalie z podkulonym ogonem. A może nie? :)

Start z wagą 66,8kg

2 maja 2016 , Komentarze (4)

Po czterech tygodniach chyba czas na podsumowanie. Coś się ruszyło z wagą, ale niespecjalnie szał. Przeszłam cały program i powinnam schudnąć dużo więcej, sadząc po tych zachwytach jakie się w necie o Oxy czyta.

04.04.2016 — 68,7 kg

11.04.2016 — 67,4 kg

28.04.2016 — 66,8 kg

Niecałe dwa kilo mniej w miesiąc, plus obwody średnio po 2 cm w dół.

Teraz kolejna rundka, czyli wszystkie fazy od początku. Menu się powtarza i jedyne co udało mi się wynegocjować, to wprowadzenie wątróbki, jako dania obiadowego. Resztę obiadów, mimo że mi w większości nie pasują, muszę grzecznie zjadać.To znaczy nie wiem czy muszę... chyba jednak chcę, skoro dalej w to brnę. Motywacja mi osłabła, przez te problemy z dopasowaniem menu. Daje jej drugą i ostatnią szanse. Kolejne cztery tygodnie zmagań i nadzieja na cud w postaci przyzwoitego spadku wagi

27 kwietnia 2016 , Komentarze (18)

Nagrzeszyłam wczoraj, ale nie na słodko. Robiłam na obiad rodzince naleśniki z pieczarkowym farszem. Mam przeogromną słabość do tego dania, więc asekuracyjnie ja też na oxy miałam naleśniki w ramach obiadu. Ale niestety, moich dwóch z serkiem homo było mi mało i pochłonęłam jeszcze dwa "normalne" . Ich smak przypomina mi smak młodości, kiedy wchodziły pierwsze nieudolne hod dogi z pieczarkowym farszem właśnie.Ten farsz to niebo w gębie i sentyment.Chyba nic wielkiego się jednak nie stało, biorąc pod uwagę dzisiejszą wagę.

Oczywiście spalanie kalorii było wczoraj na maksa i zgubiłam ich aż 700:) rekord życiowy chyba. Ile spożyłam to nie wiem, ale ponad dwa tysiące, to lekko. I doszłam do wniosku, że jestem chyba nienormalna, z tym spalaniem. Przecież ludzie jedzą raz więcej ,raz mniej i nie katują się ćwiczeniami, żeby spalić co zjedli.

Waga o dziwo spadła o 100g, jest 66.8kg ;)

Menu dziś:

śniadanie - jogurt z płatkami i orzechami, sok pomarańczowy

II śniadanie - jogurt z kiwi i orzechami

obiad - wołowina w pomidorach, sok pomarańczowy

podwieczorek - gruszka

kolacja - kanapka, sok pomarańczowy

Nie wiem jakim cudem wychodzi z tak marnego żarcia 1800kcal, ale nie chce mi się przeliczać po swojemu.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.