Pamiętnik odchudzania użytkownika:
eszaa

kobieta, 58 lat, Wałbrzych

162 cm, 79.30 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 września 2021 , Komentarze (12)

Udało się zrealizować tygodniowy plan, czyli zejść z wagi 67kg do akceptowalnych 65kg 😁

Czwartek to dzień, w którym na przestrzeni tygodnia, spaliłam najwięcej kalorii. Zegarek naliczył aż 1700. Trudno mi uwierzyć, ale…

Tętno dochodziło do 180, a ja rżnęłam, piłowałam i cięłam… drewno na działce 🙂 Pościnane przez męża gałęzie czereśniowe, trzeba było uporządkować.

Zdecydowanie bardziej wolę prace fizyczną w ramach ćwiczeń. Skalpele i inne takie są nudne i bez sensu, a pracując fizycznie widzę od razu efekty swojej pracy. Znaczy może nie jędrność pośladków od razu widzę :), ale jak praca poszła do przodu. To też ćwiczenia aerobowe.

Dziś od rana byłam jak wypluta po tym wysiłku. Połamana jakaś, a tu trzeba dzień przeżyć i to bynajmniej nie leżąc i się regenerując. Apka mi zaleciła regeneracje do soboty. Po porannych zakupach energia wróciła i popołudnie znów na działce 🙂 Zbieranie śliwek i zrywanie aronii, lajtowo. Leżaczek, radler i relaks.

Specjalnie dla Naturalnej, fotki mojej zielonej okolicy, w której mieszkam. Wszędzie gdzie okiem sięgnąć rozciągają się drzewa i lasy. Jakoś wcześniej nie przywiązywałam do tego wagi. Mieszkam w pięknym miejscu . Takie widoczki mam z okien…

6 września 2021 , Komentarze (15)

Waga mnie dziś zszokowała. 67,1 to ja nie widziałam od lutego. Jednak piątkowe tortowe ciastka, sobotni grill na pożegnanie sezonu i niedzielna pizza to za dużo. Oczywiście, że to woda, a nie tłuszcz, ale taka waga mnie przeraża. Już w niedziele było dużo za dużo, ale pomyślałam, że w moment zejdzie, a tu zonk i jeszcze w górę. Zatrzymuje wodę, nie wiem czemu i obrączki nie daje rady zdjąć od piątku.

Dzień dziś mega aktywny, bo mąż zapomniał zostawić w domu klucze od działki, a ja się umówiłam z gościem na odbiór drzewa i dylałam na piechtę do niego do pracy po te klucze. Pomyślałam, że to nie tak daleko, /małe 4km/ przelecę przez uzdrowisko i prawie jestem. Szło się super fajnie i gdyby nie to, że obtarłam do krwi palec od nogi, wracałabym też na piechtę. Potem znów spacerek na działkę i doliczając to co zrobiłam z samego rana, zrobiło się 16k kroków i 760kcal spalonych 😁. Doszłam wreszcie jak ten mój zegarek zlicza kalorie i teraz wychodzi mi czasem i 1200 spalonych. Wiem, że to orientacyjne, ale buzia się cieszy na takie wskazania. Szkoda, że waga nie spada w tak dynamicznym tempie.

Nie liczyłam dziś kalorii z posiłków, a jadłam:

Na śniadanie-owsianka z bananem

Na drugie-3 małe kanapki z serkiem białym i powidłami

Na obiad –3 naleśniki z powidłami :)

Na kolacje-dwa banany, śliwki

Woda- tu porażka-trzy kawy, półlitrowy radler i szklanka coli zero do popicia tabletek.

Mam nadzieje, że uda mi się do końca tygodnia zejść znów do 65kg.

2 września 2021 , Komentarze (11)

Wrzesień mnie wczoraj powitał ładnym spadkiem na wadze. Znów się pojawiło 64 ;) dokładnie 64,7, pięknie.

Dziś dzień mega aktywny, bo do południa miałam już 11k kroków. Najpierw biedronka, potem rundka po centrum, w poszukiwaniu ciepłej bluzy. Znalazłam 😍 jestem zadowolona.

Od długiego czasu próbuję znaleźć idealną pomadkę do ust.. O ile pomadkę trafiłam, to lipfinity z max factora. O tyle z odcieniem kiszka. Albo za jasny, albo za ciemny, albo coś tam. W efekcie mam już cztery, które ewentualnie nakładam z samego rana, kiedy ciemno:) i idę z psem na spacer. No nie umiem z domu wyjść bez pomalowanych ust. Wydaje się sobie taka nijaka, przezroczysta. Dziś kolejne polowanie na ideał, bo promocje w rossmanie. I następna do kompletu, oczywiście znów nieidealna, ech. Ale już prawie, prawie :) żeby tak była o ton ciemniejsza…

Ale znalazłam drugie idealnie perfumy. Pierwsze to Lacosta- Pour femme, a ostatnio odkryte to Laura Biagiotti-Laura. Przecudne zapachy.

Znów poszalałam z zakupami roślinek :) nowe cztery do domowego buszu/Calathea, Ceropegia Woodii, Epipremnum, nieoczywista paprotka / i kilka na działkę, bo to już czas sadzić cebulki. Trzy lilie drzewiaste i jakiś krokus wielkokwiatowy. Do tego oczywiście tulipany i inne takie, kupione jakiś czas temu w biedronce.

Działka beze mnie przez cztery dni niespecjalnie tęskniła, nic się nie zmieniło, poza pokiereszowaną przez dziki siatką i dwoma kilogramami malin do zbioru :)

Chyba nici z węgierek, bo co która dojrzała, to w środku jakieś dziwne brązowe kropki, ech. A tak liczyłam na pyszne powidła :(

31 sierpnia 2021 , Komentarze (10)

Podsumowanie sierpnia, to raczej kontynuacja stabilizacji, niż odchudzanie. Waga chwilowo wskoczyła na 66, ale zasadniczo jest w okolicach 65. Miesiąc zaczynałam z wagą 65,3, kończę z wagą 65,4kg. Jest dobrze.

Ostatnio zrobiło się chłodniej, a kiedy taka paskudna pogoda, to marznę wieczorami. Jest z tego zasadniczy plus. Zamiast pakować się pod kocyk, w ramach rozgrzewania, wsiadam na stacjonarny rower :) Nie za długo pedałuje, bo nienawidzę się pocić, ale zawsze to jakiś ruch i kilka kalorii spalonych. Rozgrzewa bardziej niż kocyk i zdecydowanie szybciej.

Dziś dzień inny niż zwykle , bo ulewny deszcz unieruchomił mnie w domu. Sennie i ciemno. Generalnie mam dziś lenia. Miałam poodkurzać, ale puściłam stefana:) niech zrobi to za mnie. Ja w ramach ruchu wsiadłam na rowerek, jak nigdy do południa :) no bo jak kroków dziś tyle co nic, to choć w inny sposób kalorie trzeba spalić.

Niestety dziki się rozszalały i zryły mi działkę, ech. Rozwaliły poletko z nowymi zasiewami kwiatów. Nie byłam od soboty, dziś też nie pójdę, przeraża mnie co zastanę. Kończą się kwiaty na działce i smutno będzie bez tych bukietów w domu… Maliny nadal owocują i aronia nie zebrana, węgierki powoli dojrzewają, ale na przetwory się jeszcze nie nadają. Jeżyny chyba , przy tej pogodzie, nie dojrzeją, szkoda. Jest ich cała masa, a czarnych tylko dwie, trzy się pokazują.

Na przekór pogodzie złej, zrobiłam sobie neonowe paznokcie :) Lato, nie odchodź…

26 sierpnia 2021 , Komentarze (51)

Miałam dziś nie iść do biedry bo pada, ale przecież dzień bez Biedronki, dniem straconym :) a tak serio, to musiałam nabić kroków, jak co dnia. Taki spacer daje mi ich prawie 4k, więc warto dla własnego zdrowia i przyjemności z zakupów i radości domowników, że mają co jeść :) Działka dziś odpada z racji pogody, więc dobre i te trochę kroków do sklepu.

A na działce… dalej sezon malinowy😁 Mrożę, robię soki i czekam na węgierki. Powidła z pierwszych śliwek wyszły przepyszne i pewnie je zjem do zimy :) Uchował się, mimo zarazy, jeden przepiękny, wielki pomidor. Miałam gości na działce, którzy zostawili obraz nędzy i rozpaczy. No może nie aż tak tragicznie. Dziki🐷. Pokiereszowały ogrodzenie, złamały jedną malinę i kilka kwiatów. Na szczęście nic nie poryły, bo bym się chyba popłakała.

Jakby mi było mało roślinek na działce, to i balkon upiększam . Nigdy mi się nie udało przechować przez zimę wrzosów, ale niech cieszą oko, póki się da. Jesiennie się zrobiło…

A to mój domowy busz :)

Kwiaty są jeszcze na przeciwległej ścianie, ale już w przyzwoitej ilości :)

Przytyło mi się regularny kilogram i nie potrafię znaleźć motywacji, żeby go przepędzić. No nie wychodzi mi jakoś. Picie też leży i kwiczy.

Wkurzyłam się dziś z rana za sprawą pewnego pamiętnika. Może mi ktoś wytłumaczy, może ja czegoś nie wiem, nie ogarniam, nie umiem. Dziewczyna pisze, że spala dziennie miedzy 2-4 tysiące kalorii. Jak, ja się pytam. Nie potrafi mi odpowiedzieć, ale spala. Może ktoś mi podpowie jak to możliwe, jak to obliczyć, bo mnie to nurtuje i nie daje spokoju. Mój zegarek przy 12k kroków, pracy na działce, pokazuje ledwo 300 kalorii spalonych, hmm?

14 sierpnia 2021 , Komentarze (25)

Moje ostatnie odżywianie jest strasznie monotematyczne🙂 Banany, maliny i śliwki grają pierwsze skrzypce i w sumie to niewiele jem ponad to. No pomijając trzy pączki i koktajlowe lody na początku tygodnia, a i naleśniki i grill, na końcu 😁.

Niby nie miałam stosować diety owocowej, ale ona jakoś tak sama zagościła w moim życiu. Faza na banany trwa, a że na nic innego poza owocami nie mam zbytnio ochoty, to jest jak jest. Waga stabilna, na poziomie 65kg.

Kilka migawek z działki, skoro diety niet 🤪

Malin opór, pierwsze śliwki dojrzewają i czekam na jeżyny, węgierki, aronię.

Zakwitła mi wreszcie lilia. Miała być, według aplikacji, lilia tygrysia, ale rozwinęła się jakaś inna. Też przepiękna. Muszę ją przesadzić w bardziej reprezentacyjne miejsce, bo rośnie na zapleczu. I wreszcie zakwitł jeden mieczyk. U mnie w domu mówiło się gladiola.

Odkąd pojawiły się na działce kwiaty, nieodzownym elementem w domu stał się wielobarwny bukiet cieszący oko:)

Dalej dokupuje i sadzę rośliny ozdobne i oby mi miejsca nie zabrakło, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia :) Podpatruje co tam u sąsiadów na działkach i wszystko to chciałabym mieć też :) Czekam aż będą wreszcie dostępne cebulki kwiatów, bo musze mieć jeszcze tulipany i lilie do kolekcji.

Pomidory padły ofiarą zarazy ziemniaczanej, więc już po zbiorach, ech. Fasolkę szparagową zjadły ślimaki. Broni się jeszcze dzielnie przed ślimakami kilka kapust, ale też im nie wróżę świetlanej przyszłości.

Urosło kilka buraczków i ostatnio siane rzodkiewki, co niektóre nawet się udały. Młode truskawki wreszcie posadziłam na docelowym miejscu, obsypałam korą i liczę na przyszłe zbiory. Grządka ze starymi krzaczkami oczyszczona i zostało mi jeszcze samosiejki pousuwać, bo panoszą się wszędzie jak chwasty. Mąż się zabrał za przycinanie drzewek i cały w skowronkach :) Łazi z piłą i sekatorem i ciacha:)

Jako, że sezon na śliwki, a jutro niedziela, to planuje fit ciasto ze śliwkami i może trochę powideł zrobię...

Do miłego ;)

6 sierpnia 2021 , Komentarze (18)

Dieta polegająca na jedzeniu prawie samych owoców, hmm…

Wady:

wzdęcie, gazy, ciągłe sikanie, przelewanie w brzuchu, częste odczuwanie głodu

Zalety:

-hipotetycznie brak ograniczeń ilościowych, brak straty czasu na przygotowywanie posiłków, brak brudnych garów :)

Nakupiłam owocków i jak się na nie rzuciłam w ramach drugiego śniadania, tak zjadłam pół kilo borówek, banana i poprawiłam winogronami :) wystarczyło na chwile, bo zaraz byłam głodna i dobiłam bananem.

W ramach obiadu, pół kilo winogron:) i trzy banany i… miałam dość tej diety. Poczułam się zasłodzona i nieszczęśliwa, że nie mogę zjeść czegoś normalnego. To jednak nie moja bajka.

Podliczyłam kalorie, bo chciałam mieć orientacje, ileż też jestem w stanie zjeść bez hamulców. Wyszło 1900kcal do siedemnastej. A gdzie jeszcze podwieczorek i kolacja...

Poza owocami były trzy kawy z mlekiem, w ramach dostarczania białka i soczek kiwi-ananas-szpinak, bo jednak coś warzyw też powinno być. Miałam kupić awokado, żeby dostarczyć tłuszczu, ale zapomniałam, więc zjadłam 15g orzechów.

Wracam do normalnej, zbilansowanej diety, na której ładnie chudnę, kiedy pilnuje limitu kalorii. Nie ma co kombinować, jeśli coś dobrze działa.

Lato się kończy, a mnie się zachciało leżaczka :) Rozwieszanie hamaka zajmuje więcej czasu, niż rozstawienie leżaka, a ma funkcje spania, więc w to mi graj.

Teraz tylko nakłonić męża, żeby mi go na działkę zaniósł i czekać na słoneczko. Już chyba nie będzie tak wściekle grzać, czego nie lubię i będę mogła powygrzewać stare kości.

5 sierpnia 2021 , Komentarze (12)

Jako, że moja obsesja bananowa trwa i nie chce mi minąć ta faza, postanowiłam przejść na dietę bananową😁 Nie do końca bananową, powiedzmy owocową. Mam zamiar spróbować diety 80/10/10 i obadać czy to tak się da żyć na samych owockach. Nie chodzi nawet o samo schudniecie, raczej o bezkarne objadanie się do rozpuku owocami 🤪 A tak perfidnie sobie to wymyśliłam. Podobno, według autora książki / Douglas Graham/, cukier z owoców nie jest zły, o ile nie łączy się go z tłuszczem. No to jutro poczynię stosowne zakupy i zaczniemy fazę testów 🙂

W ogóle ten tydzień to też testowanie mojej stabilizacji i pozwalałam sobie na wiele z rzeczy zakazanych. W poniedziałek za dużo bananów, we wtorek był to krem/z torebki/ śmietankowy z biszkoptami. W środę markizy i banany, dziś, litrowe lody i ruskie pierogi. Waga stabilna, szok :)

Działkowo padaka, bo cały tydzień pada i od poniedziałku nie byłam w moim królestwie. Udało mi się na szybko posadzić, kupione w sobotę, lawendę i kufeę, zanim się rozpadało. Roślinki, które przyszły we wtorek  kurierem, czekają cierpliwie na balkonie na wsadzenie do gruntu. Kupiłam bodziszek, jeżówkę, kocimiętkę i jeszcze dwa mnie znane.  Malinki pewnie dojrzały, pomidorki też, a ja tu uziemiona bo leje, ech. Kolejne parę dni minie, zanim się uda wejść na działkę bez kaloszy, masakra. Gdzie jest to słoneczko co osuszy te łzy.😪

31 lipca 2021 , Komentarze (22)

Lipiec u mnie, to jakby stabilizacja wagi. Nie ma spadku, nie ma wzrostu, jest względnie dobrze. Dieta była, odstępstwa też, ale bilans jest na zero 😁 Są dni kiedy liczę kalorie i zamykam się w 1800 i są weekendy :) kiedy trochę naginam przepisy. Pełnej mobilizacji nie ma i pewnie póki lody i grille nie będzie. Może jak się lato skończy, to pocisnę, żeby zejść do 62kg. Na razie cieszy mnie przedział 64-65.

Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce, względem moich kamieni w woreczku i spróbować je rozpuścić domowym sposobem. Kupiłam sok z czarnej rzodkwi, którym będę się raczyć i chyba zrobię nalewkę. Po za tym moja apteczka wzbogaciła się o tabletki pokrzywy- nie wiedziałam że jest w tabletkach, a herbatek nie lubię.

Działkowo- zaczynają dojrzewać pomidorki :) jako pierwsze, wyhodowane od ziarenka, koktajlowe. Malin coraz więcej się czerwieni. Postanowiłam robić dżem z porzeczek i doceniłam te kilka krzaczków, które mam. A tak psioczyłam, na co mi te chwasty :) Zakupiłam widły amerykańskie i jak się okazało to rewelacyjny sprzęt. Sama, leciutko, jestem w stanie przekopać ziemię. Przygotowałam zatem mieszankę pod truskawki i czekam aż się przegryzie :) Za jakieś dwa tygodnie krzaczki powędrują na przygotowane stanowiska. A i zakwitła mi budleja :) nie dawałam jej dużych szans, bo posadzona na marnym miejscu i kupiona w biedronce. Powojnik obok padł, a ona daje radę.

Mąż miał urlop, to poprzycinał czereśnie i oczywiście jest problem co zrobić z gałęziami. Co mniejsze pakujemy w worki i wynosimy, ale duże kloce, hmm. Spalić na działce hipotetycznie nie można. Poza tym trochę szkoda, może by się komuś do pieca przydały.

Takie rozkoszne robalki mam na działce. Normalnie jakby reagowały, kiedy się do nich mówi :) Te oczy i ta minka :) Nie wiem co to za stworki, ale mnie urzekły. Jak z jakiejś bajki.

27 lipca 2021 , Komentarze (31)

Wczoraj w ramach kolacji zjadłam dwie nektarynki z jogurtem naturalnym. I spoko, fajna kolacja. Ale było mi mało, no to co?

Oczywiście banan, ale jeden było mało, więc kolejny. 

Hmm, jeszcze coś by się zjadło. Mąż zawsze ma jakieś ciasteczka

yeah, pół paczki ciastek ala markizy, zanim miałam dość.

Okazało się, że do tego stopnia miałam dość, że zaczęłam się źle czuć. Ból głowy, senność, wzdęcie, brak koncentracji, niepokój, czułam się jakbym była pijana. Nie pomógł prysznic, ani łyknięcie morwy białej, żeby znormalizowała poziom cukru, więc poszłam spać. Męczyłam się jakieś dwie godziny zanim wszystko się rozeszło po kościach i mogłam normalnie zasnąć.

Zdarzały mi się takie akcje po słodkim, ale nie lubię tego stanu. Wiem co robię źle, ale z uporem maniaka wracam do słodkiego znając skutki. Błędne koło.

A niby to takie proste:)

To tak ku przestrodze ten wpis :) wiem, że wiele z nas ma problem z cukroholizmem i silną wolą. Myślałam, że opanowałam sytuacje robiąc raz na jakiś czas słodki dzień, ale to jak widać nie działa, ech.

Waga, paradoksalnie, dziś w dół.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.