Udało się zrealizować tygodniowy plan, czyli zejść z wagi 67kg do akceptowalnych 65kg 😁
Czwartek to dzień, w którym na przestrzeni tygodnia, spaliłam najwięcej kalorii. Zegarek naliczył aż 1700. Trudno mi uwierzyć, ale…
Tętno dochodziło do 180, a ja rżnęłam, piłowałam i cięłam… drewno na działce 🙂 Pościnane przez męża gałęzie czereśniowe, trzeba było uporządkować.
Zdecydowanie bardziej wolę prace fizyczną w ramach ćwiczeń. Skalpele i inne takie są nudne i bez sensu, a pracując fizycznie widzę od razu efekty swojej pracy. Znaczy może nie jędrność pośladków od razu widzę :), ale jak praca poszła do przodu. To też ćwiczenia aerobowe.
Dziś od rana byłam jak wypluta po tym wysiłku. Połamana jakaś, a tu trzeba dzień przeżyć i to bynajmniej nie leżąc i się regenerując. Apka mi zaleciła regeneracje do soboty. Po porannych zakupach energia wróciła i popołudnie znów na działce 🙂 Zbieranie śliwek i zrywanie aronii, lajtowo. Leżaczek, radler i relaks.
Specjalnie dla Naturalnej, fotki mojej zielonej okolicy, w której mieszkam. Wszędzie gdzie okiem sięgnąć rozciągają się drzewa i lasy. Jakoś wcześniej nie przywiązywałam do tego wagi. Mieszkam w pięknym miejscu . Takie widoczki mam z okien…