Po ostatnim żal poście waga zaczęła spadać. Oczywiście samo się nie zrobiło, musiałam dołożyć więcej ruchu. I to jest to bingo, którego mi było brak.
Oczywiście weekend popsuł wszystko i co se schudłam, to se przytyłam, wrrr. Nawet nie grzeszyłam i nie jadłam więcej, ale ruchu w sobotę było prawie nic. Wkurzona na wagę, poszłam w niedziele, sama, na długi spacer. Zrobiłam 11tys kroków🏆 i spaliłam prawie 500kcal 😁
Rodzinka się wypięła, zresztą dla mnie to na plus, bo mogłam iść szybkim tempem, a nie się wlec. I audiobooka posłuchać w spokoju mogłam.
Waga poniedziałkowa niezbyt pocieszająca, ale pewnie się przetrenowałam i nie było 2. No nic to, nowy tydzień, nowe możliwości 🙂 choć może być trudno, bo ma padać. Ale od czego jest bieżnia w domu… trzeba będzie się mocno spiąć, żeby waga znów ruszyła w dół.