Pamiętnik odchudzania użytkownika:
eszaa

kobieta, 58 lat, Wałbrzych

162 cm, 79.30 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

13 lutego 2020 , Komentarze (18)

Odrobiłam straty po weekendowe. Na wadze 69,4 co daje i tak o sto gram więcej niż było w sobotę, ale dobra. Jest szóstka, jest dobrze.

To zdecydowanie efekt wczorajszego bardzo stresującego i aktywnego dnia. Nie miałam czasu, ani ochoty przygotować sobie cokolwiek do zjedzenia, więc moje menu wczorajsze wyglądało masakrycznie. Kilka michałków, trzy jogobelki i baton proteinowy. No ale raz, nie zawsze , a serio to był jakiś dzień z horroru. Pochorował mi sie pies. Rzygał jak kot. Zafajdał wszystkie łóżka, więc było przebieranie i pranie pościeli, ścieranie z podłogi, to co zwrócił. Wypuszczanie, wpuszczanie z balkonu. Dwa spacery do weterynarza i ciągłe zamartwianie się czy aby już nie zwróci i czy wyjdzie z tego.Nie dał sobie podać kroplówki, walczył jak lew resztką sił i nie daliśmy go z synem rady utrzymać. A jak wreszcie opadł z sił to się osunął na podłogę i było po psie. No horror jakich mało.

Byłam wczoraj tak wykończona, z potwornym bólem głowy i o 21szej padłam spać. Przeszłam 9,3 km co dało 13670 kroków. Zdecydowany rekord, ale ja już za stara jestem na takie osiągi.

Dziś z psem jest lepiej, ale jest już tak głodny, że zabrał się z rana za kocie żarcie, którego zwykle nie tykał. A tu głodówka ma nadal trwać, może tylko pić i to też niewiele. Zaraz znów na spacer, potem wieczorem do weta na zastrzyk, więc dziś znów aktywnie. Zwłaszcza, że już zaliczyłam spacer do biedronki i ponad 4tys,kroków zrobiłam. 

10 lutego 2020 , Komentarze (8)

Niestety weekendowe "lenistwo" nie wyszło mi na dobre. Waga ostro w górę, i znów siódemka z przodu. I żeby to faktycznie totalne lenistwo było, to bym zrozumiała, ale pedałowałam na rowerku jak szalona, spaceru tylko nie było. Wczoraj spaliłam ponad 500 kcal, w sobotę niewiele mniej, ale... była lasania, było ciasto marchewkowe /za dużo/, no i kibelkowe spawy szwankują.

Ja wiem, że to chwilowe i zejdzie, ale i tak mnie to wkurza. Dziś nie ma to tamto i spacer musi być, choćby i po jakąś pierdołę do Biedronki.  Bo ja bez celu to nie umiem spacerować. Chyba kupie cukinię, bo jest w promocji i przetestuje fit brownie, na które znalazłam przepis, z cukinią właśnie :) Jak się nie lubi warzyw, to trzeba kombinować jak je na słodko jeść :)

7 lutego 2020 , Komentarze (9)

Żyję, działam i nawet chudnę :) Jem jak jadłam, tyle że liczę kalorie, w sumie niepotrzebnie, bo okazuje się, że wiem jak i co jeść żeby się mieścić w limicie. Dołożyłam ruchu i dzięki temu waga wreszcie ruszyła w dół. Nie lubię się ruszać, ale jak mus, to mus.

Przestałam jeść czekoladki i testuje co by tu zamiennie wszamać. Robię sobie galaretki bez cukru, dzielę na małe kawałeczki batony proteinowe, zaopatrzyłam się w gorzką czekoladę. 

Cukroholizm to straszna rzecz jednak. I w czwartek mnie tak okrutnie dopadł, że jednak zjadłam dwa michałki, żaden zamiennik nie działał. Trochę ostudziły moje słodkie zapały informacje ileż taki jeden michałek ma kalorii i tylko to mnie czasem powstrzymuje przed jedzeniem czekoladek.

Grzeczny tydzień wyglądał tak:

 Dostałam od serwisu w gratisie dwa dni smacznie dopasowanej. Doszłam do wniosku, że taka dieta od dietetyka to nie dla mnie. Zdecydowanie wolę jeść to na co mam ochotę, ja, a nie dietetyk.

1 lutego 2020 , Komentarze (13)

Styczeń mi jakoś tak przez palce przeleciał, spadku wagi nie było, kręciłam sie w kółko.W lutym mam nadzieje, będzie zmiana, bo solennie sobie obiecałam liczyć kalorie i nie przekraczać 1500 . Po za tym przystąpiłam do wyzwania 150 km spaceru w miesiącu lutym, więc wypadałoby się do spacerów zmobilizować.

Nie będzie lekko bo weekendy mam totalnie leniwe i domowe, z jedzeniem też różnie, ale same wiecie, jakie weekendy potrafią być kuszące tym i owym. 

Wczoraj zjadłam tylko 1380 kcal /B- 162%, T-65%, W-94%/. Dwa razy zrobiłam po 20 minut na rowerku, co mi dało 200 spalonych kalorii, no i 2,5 tys kroków też było. Nie jest źle i w zasadzie jestem z wczorajszego dnia dumna.

Żeby nie było tak całkiem lekko, to kusi cała micha czekoladowych cukierków i makowiec na dodatek, że o pierniczkach i hitach nie wspomnę. Mam pole do popisu, znaczy moja słaba silna wola ma.

U mnie niestety nie ma opcji, żeby nie było niczego słodkiego, bo nie mieszkam sama. Musze się nauczyć z tym żyć i pokusom mówić stanowcze nie! W końcu będąc w sklepie i mijając półkę ze słodyczami też nie pakuje wszystkiego do koszyka, tylko potrafię się opanować, to i tu powinnam dać radę.

Tak czy inaczej, trzymajcie kciuki za ten mój luty ;)

30 stycznia 2020 , Komentarze (37)

Wpadłam w odwiedziny... z sentymentu :)

Od początku roku próbuje schudnąć i klasycznie nie idzie. Zeszło może z kilo, ale to też różnie, bo na wadze co chwile raz troche w góre, raz w dół. Jem ok 1500kcal, niewiele sie ruszam, waga zasadniczo stoi.

Hipotetycznie wiem co robić, znaczy jak jeśc, ale nie do konca ile jesc. Powinnam zmniejszyc kalorie, ewentualnie zwiekszyc ruch.To drugie nierealne, bo sie na stare lata koszmarnie leniwa zrobiłam. Poza chwilowymi zrywami, kiedy pomaszeruje na powietrzu, albo popedałuje na rowerku. Rzadko sie to zdarza, zwłaszcza teraz, kiedy pogoda przeważnie szara i ponura.

Jeść mniej? znaczy jeszcze mniej? hmm, tu już bym musiała faktycznie zacisnąć pasa i liczyć sumiennie kalorie. 

Nie potrafię schudnąć :(

30 grudnia 2019 , Komentarze (7)

chyba pora pożegnać sie z tym chorym serwisem, gdzie wolność wypowiedzi nie istnieje. Dostałam bana na forum na... 32 dni, wiec chyba pora sie stad zwijać. I tak po głupich zmianach wprowadzonych niedawno, to juz nie jest to co było kiedyś.

bywajcie...

25 listopada 2019 , Komentarze (38)

Trzy dni udało mi sie opędzać od jedzenia słodyczy i znów niestety poległam. Ma to ostatnio dla mnie opłakane skutki i bynajmniej nie mam na myśli wskazań wagi. Otóż boli mnie po zjedzeniu słodyczy brzuch. Zdarzył się taki jeden epizod i mnie zdziwił, bo nie raz zjadałam więcej słodkości i nie było takich konsekwencji.

Teraz boli mnie brzuch od kilku dni. Dziś, po wczorajszej słodkiej uczcie, dołączyły omdlenia, słabość i zlewne poty. Do lekarza sie nie dostałam, wiec chodzę dziś jak zombi, pokładam sie co jakis czas i staram sie radzić sobie domowymi sposobami. Brzuch mam wzdęty, tkliwy i boli (szloch)nie mam biegunki, wiec to nie zatrucie. Dziś sam zapach słodyczy mnie zemdlił i zrobiło mi sie niedobrze. No co jest?!

Jasne, że mogłam ich choćby wczoraj nie jeść, jeśli podejrzewałam, że znów mnie będzie bolał brzuch, ale... 

kiedy wjeżdża mi przed nos, ta najmodniejsza w obecnym sezonie, kryształowa misa:Dwypełniona po brzegi tym co kocham.... no rozum mi odbiera. 

Jak daleko sięga ludzka głupota...? moja znaczy...

20 listopada 2019 , Komentarze (15)

Środki przeczyszczające poszły w ruch. Nigdy takich drastycznych kroków nie podejmowałam, ale na wadze pojawiło sie 71kg (szloch) więc masakra. Nie byłoby płaczu, gdyby nie pierniczki i nutella na kolacje poprzedniego dnia.

Ach mąż i jego zachcianki. Ten to mnie potrafi na manowce sprowadzić... a właściwie to moja słaba silna wola, wrrr.

Poza tym jak już się przeczyszczać/oczyszczać, to i dieta jakaś niecodzienna by sie przydała. Od rana klasycznie kawa, potem dwie jogobelki. I tak sobie pomyślałam, może by tak dzień płynny zrobić? W ramach obiadu ugotowałam budyń z połowy litra mleka. Potem po kolejnej kawie, zrobiłam koktajl z jogurtu nat. grejpfruta, pomarańczy i kiwi. Znów dwie jogobelki i w ramach kolacji dwa jabłka bo już mi się coś do jedzenia chciało. Picia miałam dość, znaczy samej wody mogłoby byc więcej, ale trudno.

Wieczorne posiedzenie przed tv, jak co dzień, z porcją słodkości sobie odpuściłam. Mąż grzeszył, ale jemu to nic nie szkodzi. Ja tylko patrzyłam i przełykałam tęsknie ślinkę:(Nie złamałam się, choć było blisko.

Dzień bez słodyczy, jak dawno już nie, no szok. Można? można :D

Wracając jeszcze do przeczyszczenia... pomysł z forum /jaka stara, taka goopia/, gdzie dziewczyna połknęła 20 tabletek i wołała o ratunek. Nie zazdroszczę, bo ja zamiast dwóch, wzięłam cztery tabletki i efekty były koszmarne. Znaczy nie sam fakt przeczyszczenia/tylko jeden epizod/, który nastąpił sporo później niż przewidywano bo ja strasznie oporna jestem, ale jak już sie zaczęło, to od silnego bólu brzucha, zlewnych potów i strasznej słabości. Jak się zatem musiała czuć dziewczyna po 20 tabletkach? 

Na wadze nazajutrz tylko kilogram mniej, ale dobre i to. 70,0kg ;(

11 listopada 2019 , Komentarze (32)

Jest masakra... I chyba niestety to jeszcze nie jest dno, bo nie potrafię się zmotywować i odbić. Na wadze, znów zawitało równe 70kg, (szloch). Ważę się codziennie i codziennie mowie sobie, że to niemożliwe, że przecież wyglądam dobrze. No ba, jak sie kupuje ciuchy za duże, to nie ma sie czym przejmować.Nic nie jest za ciasne, wszystko ma luz, to i bata nie ma. Mąż mi nie pomaga, wręcz przeciwnie. Zawsze musi mieć w barku coś słodkiego, coś do kawy, coś na przegryzkę, ech. Ja czasem z nudów podchodzę do tego barku albo wręcz z premedytacją, bo jak jest to mi sie chce. 

Owoce sezonowe się skończyły, zostały mi jabłka i cytrusy, których jeść nie powinnam... dwa jabłka i jednego grejpfruta wcinam codziennie. Do tego dwie,trzy jogobelki, skromny obiad i nie byłoby to dużo kalorii, gdyby nie te słodycze. A to jakieś galaretki, iryski, michałki, czy inne pierniczki, czy wafelki. No syf jakich mało, ale sobie nie odmawiam.

masakra na maksa (szloch)

Tak sobie po cichu marzę, że może od jutra... może jednak warto... Jak to przekuć w czyn, kiedy ta motywacja taka słomiana...

Dziś mąż ma urodziny, tort w lodówce się chłodzi, więc może na dzisiejszej uczcie skończyłabym ten maraton cukrowy? 

Czy jutro powiem sobie dość... ?

28 września 2019 , Komentarze (16)

Nie potrafię się zmotywować jak kiedyś. Nie potrafi zacisnąć pasa, być konsekwentna.

Dzień liczenia kalorii, z którego i tak nic nie wynika, bo przekraczam... I to nie jest jakieś zakazane żarcie, gubią mnie ostatnio owoce i ich podjadanie. No bo jak tu zjeść śliweczki, kiedy się koło niej przechodzi. Potrafię zjeść dziennie kilogram śliwek, kilka brzoskwiń czy nektarynek, winogrona, bo akurat w promocji... I nie ma znaczenia, że taka zdrowa sałatka owocowa z jogurtem naturalnym, słodzikiem i musli. Wszystko to ma kalorie, których robi się za dużo. Nie panuje nad sytuacją...

Ruchu ostatnio zadziwiająco dużo, więc hipotetycznie waga nie powinna wzrastać, ale... przejadło mi się białko i chyba w tym problem. Owocki to węgle, a one mi nie służą. Tak trudno ograniczyć, to co się kocha.

Uaktualniłam moją wagę na pasku, może to mnie na tyle wkurzy, żeby sie podnieść. Już nie mam pomysłu, jak do siebie przemówić i się ogarnąć. Niby nie ma jeszcze tej paskudnej siódemki z przodu, ale nieuchronnie się do niej zbliżam, buu.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.