Trafiłam na kalkulator ppm, który chyba wziął pod uwagę menopauzę i wyliczył mi, że żeby chudnąć muszę jeść nie 1600, a 1400 kcal, o! No i wiadomo, czemu na zbilansowanej 1600 nie chudłam. Poza tym jak się okazuje, to ja i na Dukanie muszę uważać na ilość jedzenia.
W związku z tym najpierw ograniczyłam ilość mleczka do kawy, bo lałam 1/3 szklanki, a pijąc trzy kawy dziennie, to mi dodawało ok. 300kcal do bilansu. Dziś poszłam dalej, ale to ze względów zdrowotnych. Druga dzisiejsza kawa, to kawa zbożowa i mam zamiar całkiem na nią przejść, przynajmniej dopóki nie zaleczę wrzodów żołądka, które mi dają od dłuższego czasu w kość. Problem mleczka się rozwiązał, bo do Inki wystarcza zwykłe, chude mleko. Nie wiem jak moje niskie ciśnienie to zniesie, ale kofeina to nie jest dobry pomysł na chory żołądek. .
Po drugie zrezygnowałam ze śniadań, wracając do starych dobrych czasów, kiedy to tylko na kawie funkcjonowałam aż do obiadu. Dobrze mi z tym było i nie tyłam, jedząc w ten sposób, więc może to dobry trop. Jadłam śniadania, bo tak kazała kiedyś dietetyczka, zresztą tyle się trąbi jakie to ważne żeby zjeść do dwóch godzin po pobudce. Głodu nigdy rano nie czułam, no ale jak trzeba to jadłam na siłę to śniadanie. Teraz jem dopiero obiad po dwunastej, kolacje ok.dwudziestej, więc wyszło mi przy okazji IF i 16 godzinne okno żywieniowe. Nie do końca IF bo jednak dwie kawy z mleczkiem w oknie, no ale jakby się uprzeć :) Trochę mnie ssie do obiadu, ale to bardziej przez problemy z żołądkiem, niż przez prawdziwy głód.
Próbowałam też wprowadzić metodę Monsleya, po sugestii Naturalnej, czyli dwa dni w tygodniu po 500kcal, ale to zbyt ekstremalne. Jeden taki dzień sobie zrobiłam, ale wieczorem czułam doskwierający głód i na sama myśl o powtórzeniu takiej głodówki czułam się nieszczęśliwa. Może kiedyś, choć efekt prawie kilograma w dół na wadze był zachęcający.
Kolejna zmiana, to ograniczenie ilości spożywanych jaj. Nie, nie przez cholesterol, ale przez tłuszcz. Ciągle mam w makrach przekroczony tłuszcz, jedząc produkty nisko tłuszczowe i jak się tak przyjrzałam pod tym kontem jajkom, to zdębiałam. Mają prawie tyle samo tłuszczu, co białka, więc mój flagowy składnik diety okazał się strzałem w kolano. Z żalem, ale muszę z nich zrezygnować w ilościach hurtowych. Nadal po ograniczeniu jaj, tłuszcz wysoko, więc w odstawkę pójdą udka z kurczaka i schab. Zostały mi zatem z mięs, tylko piersi z kurczaka i wołowina do konsumpcji. No trudno, czego sie nie robi dla idei.
Na dzień dzisiejszy po tygodniu zmian, jest na wadze 68,8kg czyli wreszcie spadek po 12 tygodniach bujania się w granicach 70kg.
niech to trwa :)