Miałam dziś mój comiesięczny słodki dzień. Objadłam się do porzygu wszystkomającym ciastem. Krem karpatka, bita śmietana i masa krówka, mniam :)
W kwietniu się nie odchudzałam tylko byłam jakby na stabilizacji, która poskutkowała kilogramowym wzrostem wagi, wiec maj musi być z czystą michą. Priorytetem jest utrzymanie wagi poniżej 65kg. Jest lekko więcej. Wypadałoby po dzisiejszym obżarstwie i wczorajszej pizzy :) zrobić choć post przerywany przez parę dni, ale nie wiem czy uda mi się znów wejść na ten poziom. Może by wrócić do tabelki?
Majowy weekend okazał się porażką, bo i zimno i deszczowo, więc działkę tylko odwiedziliśmy, zamiast grilować i pracować. Dalej mam nieprzygotowaną ziemię pod siew, bo mąż nie ma kiedy skopać. Zamrażalnik pełny grillowych rarytasów, czeka na lepszą pogodę.
Dietę zasadniczo trzymam, ale bez deficytu, więc chudnięcia brak. Zrezygnowałam z IF, bo jakoś większych efektów nie było, poza początkiem, a czułam chęć wieczorem na zjedzenie czegoś. No i poranna kawa bez mleka psuła mi trochę ten najprzyjemniejszy moment dnia. Waga generalnie stoi, więc nie jest źle. Codziennie pozwalam sobie na dukanowe naleśniki z bezcukrowym dżemem i moje uwielbiane banany. Słodyczy klasycznie nie tykam, choć zaplanowałam na majowy weekend bombę kaloryczną w postaci wszystkomającego banattofee. No i karkówkę z grilla o ile pogoda dopisze. To będzie akurat miesiąc od poprzedniej rozpusty, należy się ;)
Działkę dopieszczam kiedy tylko nie pada, więc dodatkowy ruch, poza codziennymi krokami jest. Kupiłam zwisające truskawki i poziomki, zwane czasem pnącymi.
Ciekawa jestem jak to się rozrośnie i obrodzi. Poza tym krzaczków truskawek mam koło dwustu :) no i multum malin. Porzeczki, agrest, czereśnie i śliwki. Pewnie jeszcze coś, o czym nawet nie wiem ;) Podziękowania dla poprzednich właścicieli. Jak to wszystko obrodzi to owoców się objem po kokardy. Wczoraj ściółkowałam korą pod malinami, ale trzeba dziś jeszcze podjechać do Obi i dokupić, bo mi kory zabrakło. Ziemia prawie przygotowana pod wysiewy. Czekam tylko aż przymrozki się skończą i będzie się siało/działo :)
Mam problem z moim psem, bo działkę traktuje jak dom i nie załatwia się tam. Cierpi z tego powodu i marudzi i trzeba go z działki wyprowadzać na spacer poza, no masakra jakaś. Myślałam, że będzie miał fajny wybieg, zainwestowałam w ogrodzenie, a tu klops.
Od czasu świat, nie potrafię się ogarnąć. Niby dieta trwa, ale bez przekonania. Nie ćwiczę, nie pedałuje na rowerku, nie pije wody, nie prowadzę tabelki. Masakra. Waga się waha miedzy 64-65, więc jem tyle, żeby nie tyć. Dobre i to. Poprzedni weekend był ciepły, więc prawie cały czas pracowaliśmy na działce- ruchu po kokardy. Kroki udaje mi się utrzymywać na przyzwoitym poziomie, bo jednak codziennie na zakupy piechotą.
Mam ostatnio fazę na banany. Zwykle przygotowuje sobie wieczorem śniadanie, czyli niezmienną owsiankę z bananem i te banany tak pachną… nie potrafię się oprzeć i zawsze dwa-trzy zjem. Post przerywany w związku z tym jakiś taki niemrawy, bo okno żywieniowe mi się wydłuża do 10 godzin. To chyba ciąg za słodkim, którego nie jem, a czuje że nadciąga niechybnie comiesięczny dzień cukrowy. Tęsknie patrzę na ciasta w sklepach i ostatkiem silnej woli powstrzymuje się, żeby nie kupić. Wypadałoby wytrzymać do maja, ale nie wiem czy dam radę. Lecę na rezerwie.
I jeszcze ta zniechęcająca pogoda. Kto to słyszał, żeby była zima w kwietniu. Miałam poprzesadzać domowe kwiatki, ale mi się nie chce. Musze przepikować pomidory i paprykę, ale chęci też jakoś brak. Niechże już zaświeci choć słońce, to ożyję.
Odpuściłam totalnie wszystko w te święta. I dietę i ruch i okno żywieniowe i picie wody. Jak do tej pory robiłam sobie raz w miesiącu słodki dzień, tak tu mi się zrobiły trzy. Już w sobotę zaczęłam grzeszyć od pizzy na obiad, wieczorem ciacho, bo trzeba spróbować. Niedziela na słodko od rana, poniedziałek to samo. No pyszne to ciacho mi wyszło i nie mogłam się pohamować:) Nie piekłam, znalazłam na yt, takie na herbatnikach, mające wszystko czego potrzebowałam. I banany i krem karpatka i krówka i bita śmietana. Full wypas :) banatoffee Tyle dobrego w jednym cieście :) Trochę co prawda je odchudziłam, ale kalorii to miało i tak dużo za dużo. Herbatniki były pełnoziarniste, krem karpatka bez masła i śmietana z torebki, a nie kremówka. Za to kupny sernik był całkiem normalny, nie odchudzony. Pycha.
Rozpusta trwała do dzisiejszego popołudnia, kiedy to nic nierobienie zaczęło mi bokiem wychodzić. Popedałowałam na rowerku, poćwiczyłam z EvaFitness i zaczęłam okno żywieniowe już przed szesnastą. Wody ponad 1,5 litra. Jest dobrze.
Jako, że dużo siedziałam w necie, doszukałam się kuracji oczyszczającej jelita i mam zamiar spróbować. kuracja siemionowej Poza tym wyczytałam, że mogę mieć pasożyty, więc tu też jakaś mikstura by się przydała. Taki system naprawczy, poświąteczny :) bo wiadomo, że waga wzrosła, a część to zawartość jelit.
Jutro zatem ruszam od rana poczynić stosowne zakupy.
Najwyższa pora na podsumowanie marca. Waga spadła o 2,7 kg. Dieta nadal trwa, okno żywieniowe wychodzi mi po ponad 15h i jakoś pomału leci. Aktywność domowa ostatnio szwankuje, ale za to więcej ruchu na działce. Żeby do niej w ogóle dojść to już jest ładnie kroków nadreptane, a czasem chodzę po dwa razy.
Mąż siedzi na zwolnieniu, więc prawie całe te trzy ciepłe dni spędzał na działce, ja mu donosiłam obiad czy kawę i coś tam podłubałam, żeby nie było , że nic nie robię ;) Ciężko mi przez chory kręgosłup, mało sprawne stawy i dźwiganie, czy kucanie nie wchodzi w grę. Ale powalczyłam z pokrzywami w malinach, posadziłam bób i stokrotki. Przygotowałam podłoże pod winogron i inne takie drobne prace. Zaliczyliśmy pierwszego, tegorocznego, działkowego grila :) Szkoda, że już pogoda się skiepściła i robota stanie. Może właściwie dzięki temu znajdę wreszcie czas, żeby poprzesadzać domowe roślinki. Kupa roboty, bo uzbierałam ich prawie 30 sztuk. Gdyby nie kot, który wszystko co przypomina trawę, zjada, to kupiłabym jeszcze :) Oko cieszą rosnące rozsady na parapecie. Truskawki, poziomki, pomidory, papryka i rabarbar. I frezje, które uwielbiam, postanowiłam sobie wyhodować- ładnie rosną. I wyczytałam, że milin amerykański pięknie zdobi ogród tworząc wielki rozłożysty krzew, więc posiałam w domu i wschodzi. Jeden chciałabym zostawić na balkonie. Ciekawe wyzwanie. W planach zakup i sadzenie żywopłotu, żeby mi sąsiedzi nie patrzyli jak griluję czy się opalam :)
Ostatnio robiłam przegląd szafy, bo niby wiosna i jak się okazało sporo rzeczy zrobiło się za dużych. Raczej wole luźne ubrania, ale w niektórych wyglądam jak ze starszej siostry. Nogawki spodni za luźne w udach, na brzuchu sie marszczy, bez paska spadają, okropnie to wygląda. Trochę mnie to śmieszy, trochę złości. Czyżby znów mnie czekały ubraniowe zakupy?
Dla tych co celebrują Święta - Zdrowych i Wesołych…
Ten tydzień bez spadku na wadze, ale do wtorku trzymało mnie mega osłabienie. Na szczęście wszystko wróciło już do normy. Wrócił apetyt i zapał i siły. Tylko z czasem krucho, bo sezon działkowy rozpoczęty i z mojego klasycznego rozkładu dnia nici. Posiłki raczej byle jakie, bo na szybko. Już nie ma poobiednich drzemek, jest w to miejsce działkowa aktywność. Trochę ma to ujemny wpływ na spadki wagi, mimo sporej aktywności, bo jak się nie wyspie, to waga nie spada. A noce też mam niespecjalnie ze zdrowym snem, więc trochę kiszka. Ale nic to, Kurtka luźna, spodnie luźne, jest dobrze :)
Dziś było tak cieplutko, że pracowałam na działce w krótkim rękawku. Jutro planowaliśmy grila, ale pogoda chyba nie dopisze. W planach postawienie ogrodzenia, żeby pies mógł swobodnie hasać. I powinnam posadzić już bób i przenieść tuje z balkonu.
Dopiero kiedy waga zeszła poniżej 65kg, udało mi się pożegnać nadwagę.
Pięknie wygląda teraz awatar :).
Ja niestety nie czuje się aż tak wylaszczona, ale nic to. I tak czuje się ze swoim ciałem i wagą dobrze. Działamy jednak dalej, bo nie zaszkodzi jeszcze troszkę schudnąć, do 62kg.
Czuje się ostatnio mega osłabiona, bez chęci na cokolwiek. Nadal brak apetytu i nie czuje głodu. Mam wrażenie, że jestem coraz słabsza i lecę na oparach. Nic mi się nie chce, na nic nie mam siły. Według psychiatry , dwa tygodnie o niczym złym nie świadczą, ale kazała obserwować i za kolejne dwa, jeśli nie będzie zmian na lepsze, skonsultować się z internistą lub z nią, jeśli się uda dostać.
Mam nadzieje, że to tylko przesilenie wiosenne.
Gdzieś mi na forum mignął preparat o nazwie Triphala
i ma pomagać ponoć na problemy kibelkowe, ale i na wszystko inne. Przetestuję. Póki co, czekam na dostawę.
Według info z neta: ”… składniki odżywią wszystkie komórki naszego ciała, dzięki czemu możemy liczyć na poprawę jakości zdrowia zarówno psychicznego, jak i fizycznego….działanie wspierające układ odpornościowy…wspiera pracę serca, wątroby oraz płuc. Pozytywnie wpłynie ona na wsparcie dla utrzymania prawidłowego poziomi glukozy we krwi oraz cholesterolu frakcji HDL…pozytywny wpływ na proces oczyszczania i odżywiania układu trawiennego. Poleca się ją przede wszystkim osobom, które chcą wesprzeć usuwanie zbędnych tłuszczów oraz toksyn z organizmu. Mieszkankę można zastosować można jako preparat przeczyszczający oraz usprawniający funkcjonowanie układu wydalniczego…”
Pogoda masakra, zima na całego, a my z mężem się nie możemy doczekać prac na działce. Kupiliśmy ogrodzenie, dziś furtkę, narzędzia, regał i nawet stół ogrodowy :) Na oknie wysiane truskawki i poziomki zaczynają wschodzić. Pomidory i papryka też lada moment, i moje ukochane frezje powschodziły. Zimo, a kysz.
Nareszcie sfinalizowałam zakup działki i jest oficjalnie moja :) Szkoda, że zapowiadają jeszcze mrozy, ale i tak do ogarnięcia najpierw ogrodzenie i uprzątnięcie terenu po zimie. Właściwie to zakupy w pierwszej kolejności, bo kupić musze wszystko. I grabie i konewkę i drzewka. krzaczki, sadzonki. Zgłębiam tajniki wiedzy na grupach FB i innych portalach. Nie ogarniam, tyle tego jest. Wyjdzie w praniu:)
Dietowo, jak widać jest tygodniowy spadek o 600g. Słodka uczta była we wtorek i się nie odbiła na odchudzaniu, a słodkiego było dużo. Szczegóły pominę :)
Nie czuje głodu, nie mam apetytu i jem bo trzeba. Chcica na słodkie zniknęła, więc pewnie kolejna słodka uczta dopiero w święta. Nawet sobie odpuszczę urodzinowy tort, bo po co, jak nie ciągnie na słodkie. Kupiłam kilogram masła orzechowego i sobie pozwalam na kilka łyżeczek dziennie. Wcześniejszy szał, kiedy to pochłaniałam słoik w jeden dzień, też się gdzieś zapodział. Jest dobrze, mam umiar, całkiem jak nie ja. Może to oznaki wiosny, kiedy organizm nie musi się opatulać tłuszczykiem :)
Będąc na diecie powinno się unikać słodyczy? Czy wliczać w bilans i nie katować się ograniczeniami?
Łażę po tym waszych pamiętnikach, czytam prawie w każdym, och zgrzeszyłam, ach wpadł batonik i tak codziennie. Z drugiej strony kiedy ja wspomnę u siebie, że mam ochotę na coś słodkiego, to zaraz jest larum. Po co? Lepiej nie, daj spokój, odpuść.
No to jak jest w sumie z tymi słodyczami. Ja przeginam zwracając uwagę wszystkim dookoła, że cukier to samo zło? Czy ja przeginam mając raz na jakiś czas ochotę na słodkie?
Wzbudzacie we mnie poczucie winy swoimi komentarzami, a ja mam swój rozum. Może czasem chcę być małą dziewczynką, którą cieszy kiedy zje batonika. Może czasem i mnie się należy słodka nagroda.
Tak, wkurzyłam się. Bo odżywiam się zdrowo, unikam słodyczy, ale nie będę sobie wszystkiego odmawiać przez całe życie. Może to czasem jest na zasadzie- na złość mamie odmrożę sobie uszy, ale to moje uszy i moja decyzja, z którą będę żyć.
Być może przestanę przez jakiś czas komentować wasze wpisy, bo po co was i siebie denerwować…
/edit* wpis popełniony w ostrej fazie cukrowego głodu;) niech sie nikt nie czuje urażonym, jeśli za ostro to wyszło/
To nie będzie dobry miesiąc. Już to widzę… Waga stoi , a nawet lekko w górę, okazja goni okazje.
Liczyłam sumiennie kalorie i taka nagroda. Co ja robię źle? Tak mi ładnie do tej pory szło w weekendy, a tu znów dziś pizza i potem wielkie zdziwienie, że waga stoi. Chyba narasta we mnie chęć na zacukrzenie. Słodyczy nie tknęłam od tłustego czwartku, wyzwanie na marzec w trakcie. Ale mam w planach zrobić mega pysznie zapowiadające się ciacho z YT i tak się zastanawiam, czy już w poniedziałek, na Dzień Kobiet, czy dopiero za tydzień w ramach urodzin. Tak mnie kusi krem karpatka, bita śmietana i krówka- to składniki tego ciasta, mniam ;) Planuję niesubordynację :) zwłaszcza, że mąż i syn wreszcie będą w pracy, nie w domu, to nie będzie mnie miał kto pilnować :)
Zamiast się spiąć, żeby do świątecznej rozpusty zgubić jak najwięcej, to ja mam niecne plany. Rozsądek, kontra cukrowy głód. Kto wygra?