Bilans tygodniowy wygląda tak:
Nie wiem czy to wina zbyt malej kaloryczności diety, czy czegoś innego, ale po południu robiłam się wściekle głodna i to na coś słodkiego. Cud, że waga łaskawa.
Spróbuje zwiększyć do 1600, może zapanuje nad głodem.
Ostatnio dodane zdjęcia
Ulubione
Grupy
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 323589 |
Komentarzy: | 7552 |
Założony: | 16 października 2015 |
Ostatni wpis: | 22 stycznia 2025 |
Postępy w odchudzaniu
Masa ciała
Bilans tygodniowy wygląda tak:
Nie wiem czy to wina zbyt malej kaloryczności diety, czy czegoś innego, ale po południu robiłam się wściekle głodna i to na coś słodkiego. Cud, że waga łaskawa.
Spróbuje zwiększyć do 1600, może zapanuje nad głodem.
Waga wymarzona, fakt że z hakiem, ale jest to upragnione 62kg ( 62,6). Nie cieszy jakoś... Mam ostatnio tyle mega stresu, że ten spadek o kilogram w ciągu trzech dni, jest chyba właśnie tym spowodowany. Do tej pory nie rozumiałam jak można chudnąc od stresu, ale widać faktycznie można. Mam wrażenie że straciłam apetyt, jem bo muszę.
Dziś tylko krótko, bo nie mam głowy do tego... Problemy z dorosłym synem przysłaniają wszystko.
Waga mnie dziś przyjemnie zaskoczyła, w sumie to zszokowała, po wczorajszym zjedzeniu sernika.Spadek o 600g, wow :)
Taką miałam wczoraj chcice, że poszłam do sklepu po ciasto.Musiałam natychmiast zjeść coś porządnie słodkiego. Nie pomogło zjedzenie owoców na podwieczorek, nie pomogło zjedzenie gorzkiej czekolady, chcica nie przeszła, musiało być to coś naprawdę słodkiego. I o dziwo sernik wygrał z tortowym ciastem, które było do wyboru i nawet z eklerkami, których krem uwielbiam. Niech żyje sernik:) ma wszak dużo białka.
Po za tym zjadłam kromkę zdrowego chleba na śniadanie i trochę pełnoziarnistego makaronu na obiad, a tak to królowały owoce.Truskawki, arbuz, brzoskwinia i na kolacje trochę ujemnych kalorii w postaci rzodkiewek.
Bilans wygląda tak:
jeszcze ociupinka i będzie upragnione 62kg :)
Straciłam motywację, albo przestałam panować nad silną wolą. W sumie to jedno i to samo. Niby dietuje, ale pozwalam sobie co i rusz na to czego nie powinnam jeść, jeśli chcę schudnąć. Waga o dziwo spadła, ale tyle to ja już ważyłam, więc jakby się nie liczy. Jedno czego pilnuje, to aktywności i picia wody, tu nie poległam i chyba nie polegnę. Weszło w krew jak nic. Niech żyje domowy sprzęt.
Ostatni tydzień wyglądał tak:
W zasadzie nigdzie mi się nie spieszy, z nikim się nie założyłam, ale miło by było widzieć na wadze to upragnione 62kg. Cel tak blisko, a ja się przestałam starać:(
aktywna niedziela- fotorelacja
Dziś poszalałam spacerowo jak nigdy i znalazłam, a właściwie odkryłam, zaledwie 2km od domu, magiczne miejsce.
Można sobie poleżeć na leżaczku i się poopalać
albo aktywnie spędzić czas.
To miejsce nazywa się "Słoneczna Polana"
I luźna fota pamiątkowa:) ze spaceru po uzdrowisku
Dietowo dziś idealnie.
Waga poranna powitała mnie spadkiem o 500 gram i zamiast dalej trzymać się diety, to sobie dziś pozwalałam... Dodatkowym powodem do nietrzymania się ściśle wytycznych był poranny spacer, na którym spaliłam prawie 400kcal
No przecież, skoro tyle spaliłam, to i tyle ponad normę mogę zjeść, co nie? Wiem, głupie, ale jakoś tak dziś mnie naszło, żeby nagrzeszyć. Zwłaszcza, że dospalałam kalorii do ok.600.
Kupiłam dziś i jadłam po raz pierwszy, masło orzechowe. Mimo, że nie powala smakiem, bo jest bez cukru i bez soli, to coś mnie do niego ciągnie i podjadam. I jeszcze pizza na obiad i potem arbuz i śliwki. Niby wbijam to wszystko w aplikacje, ale to tylko orientacyjnie, bo pizze są różne, a moja własnoręcznie robiona i nie wiadomo co tam ta aplikacja z niej uwzględniła.
Z jedną pokusą dziś wygrałam i choć taki plus. Leży sobie u mnie w sklepie pod domem, super wypasione ciacho, uuummm. No sam widok zwala z nóg. Bezowe, po prostu boskie. I jakby tego było mało, to obok moje ulubione tiramisu. Zastanawiałam się czy nie kupić tego bezowego, ale się ostatkiem sił powstrzymałam jednak. Mam nadzieje, ze jutro już ich nie będzie, bo nie ręczę za swoją słabą, silną wolę.
Zacznę od tego, że nie umiem funkcjonować bez wiadra porannej kawy. I musi to być kawa z dużą ilością mleka, bo inna mi nie smakuje. Mleko to w sumie nie mleko, a mleczko zagęszczone, niesłodzone, light, czyli 4% tłuszczu.
Do tej pory nie wliczałam jej do bilansu, znaczy dodawałam na oko, aż dziś skrupulatnie zważyłam dodane mleczko. I szok. Wyszło na to, że poranna kawa, dostarcza mi aż 200kcal. I wiem już skąd mam wiecznie przekroczoną normę białka i tłuszczu.Też z tego mleczka. Zwłaszcza, że ostatnio zdarza mi się pić drugą kawę koło południa. Mniejszą co prawda, ale mleczko w niej jest.
Takie niby nic, tylko kawa, a tu bach.Trzeba liczyć wszystko do bilansu, bo waga stoi jak zaklęta i musi być jakaś przyczyna. Znalazłam. Z kawy oczywiście nie zrezygnuje, nie czuje takiej potrzeby.
bilans dnia z wczoraj
A dziś nie wiem jak będzie, bo ma mnie odwiedzić syn ze swoją nową dziewczyna i już kupiłam, na tę okoliczność, pudełko ptasiego mleczka :)
Zrobiłam sobie dziś dzień białkowy. Po wczorajszej niesubordynacji i wrąbaniu nutelli, musiałam.
Zawsze mi się wydawało, że wystarczy jeść tego dnia dużo nisko tłuszczowego białka i jest ok. Dziś wbijałam wszystko w moją aplikacje i się okazało, że norma tłuszczu zaś przekroczona. Nosz kurde... nie dodałam do posiłków ani grama tłuszczu.
Zjadłam tylko 4 jajka, 300g jogurtu 3%tłuszczu i gotowanego kurczaka bez skóry- całe 65g i pierogi leniwe z chudego twarogu. Nie wiem skąd tyle tłuszczu się wzięło. Myślałam, że to nadmiar węglowodanów jest wszędzie, a tu się okazuje, że się jakoś z powietrza tłuszcz bierze. Nie poje sobie człowiek jak człowiek, bo się wszędzie tłuszcz czai.
bilans dnia wygląda tak:
Zachciało mi się wczoraj pierogów leniwych na obiad. Po śniadaniowej owsiance na jogurcie naturalnym, aplikacja poobiedni wpis zasygnalizowała spożyciem białka na czerwono. 165% białko i 40% niedobór węgli i tłuszczu, nosz... Znów był problem z kolacją.
To wcale nie takie proste ułożyć jadłospis według wytycznych dotyczących rozkładu BTW, zwłaszcza jak ma się do dyspozycji tylko 1450kcal.
Gdzieś ostatnio przeczytałam, że w czasie menopauzy powinno się spożywać więcej białka, więc generalnie bez paniki, bo to na plus ;)
A na kolacje był zdrowy chlebek z niezdrową.. nutellą ;) No co? :) prawie się zmieściłam w limicie kalorii.
Podsumowanie wygląda tak:
Wychodzi na to, że jestem na diecie białkowo-tłuszczowej ;) w sumie jakby tak ograniczyć węglowodany, to by mogło zadziałać. Jak na razie waga nadal bez zmian.
Na obiad miałam dziś spaghetti:) Miało być 350g, było czterysta, a i tak oczywiście zjadłabym dwa razy tyle. W aplikacji, po dodaniu tego przepysznego dania, okazało się że przekroczyłam limit białka i tłuszczu na dziś. A gdzie tu jeszcze podwieczorek i kolacja? i czym uzupełnić węglowodany, żeby nie dostarczyć już ni grama białka, ani tłuszczu?
Swoją drogą to dziwne, że ja kochająca słodkości, mam ich w diecie niedobór ;) I nie wiem jakim cudem wtryniam tyle białka.
Wracając do meritum... owoce, w części suszone, dobiły mi brakująca wartość. Trochę surowych śliwek, trochę suszonych i suszona żurawina, to menu na podwieczorek i kolacje.
Niby nie powinno się jeść owoców w drugiej połowie dnia, ale nie miałam wyjścia. Gdybym zjadła warzywa, dobiłabym białko pod sufit.
Aktywność dziś tylko domowa, bo pada deszcz i nie było porannego spaceru. Jedynie prasowanie i 200kcal spalone na domowych maszynach.
Zmieniłam sobie w ustawieniach aplikacji aktywność na niższą i dostałam oczywiście niższy limit kaloryczny. I dobrze, bo 1600kcal wydawało mi się za dużo.
Kolejną zabawą jest stworzenie takiej oto tabelki;)
przynajmniej wszystko mam pod kontrolą i w jednym miejscu.
Coraz przyjemniejsze/zabawniejsze się robi to odchudzanie ;) Choć waga od dwóch dni stoi.