Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1842124
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

30 marca 2011 , Komentarze (15)

wtorkowy rower byl 36,24 km - stop - babodni mam i mnie wrednie boli - stop - malo jem z powodu obolalej niecheci do swiata - stop - waga w strefie spadku ale jeszcze nie paskowa - stop - mam focha - bo mi na kwartal doszedl nowy obowiazek - stop - wracam jutro - stop - całuje przyjaciol - stop - na wrogow popluwam - stop - j - stop

28 marca 2011 , Komentarze (23)

Wreszcie pojechałam na porządną rowerową przejażdżkę. Porządną, a nie takie kilkukilometrowe pitu-pitu.

Rany! Jak mi tego brakowało!

 

Rozdawałam radosne i niespodziewane uśmiechy mijanym rowerzystom, zwłaszcza tym w odpowiednim wieku. Zaskakiwały ich, hihi.

Obdzwoniłam oburzonym dzwonkiem rówieśnicę, stojącą pieszo! i niczym Szymon Słupnik na środku ścieżki.

Eleganckimi rowerowymi pokłonami dziękowałam kierowcom, gdy drogi ustępowali.

Ścigałam się z takim jednym młodziakiem w czerwonym wypasionym kostiumie. Ach, co za kształtna męska doopka! 

Uratowałam od przejechanej śmierci jaskrawożółtą grubą gąsienicę, skąd ona się wzięła o tej porze?..

Gburowi i gburce w złotym Mercu barrrrrwnie nawrzucałam; ja rozumiem, że miał gwałtowną potrzebę skręcenia w prawo, ale zablokował zielone światło na przejściu; i mi na rowerze i dwóm młodym matkom z wózkami i grupce pieszych.

Z ponurą zadumą wygapiałam się na budowlanego mastodonta w dzielnicy niskiej zabudowy.

Strzeliłam fotkę sójce w locie, dwie takie latały i chyba szukały materiału na gniazdo.

A to sójka portretowa. Ale nieziemski błekit na skrzydłach mają taki sam. To on moje oko przyciągnął.

 

Dwa kawałki warszawskich traktów rowerowych zostały zawłaszczone. Oba, acz w różnych dzielnicach, to przez tego samego winowajcę. Przez Metro.

Jeden kawałek wokół stacji postojowej na Kabatach. Metro się otacza murem trzymetrowym. Betonowym. Widocznie im w okna warsztatów zaglądano. Kretyni, warsztaty o 50 metrów od ogrodzenia. I na czas stawiania cyklopowego muru zamknięto ścieżkę rowerową, która wzdłuż dawnego siatkowego ogrodzenia biegła. Wertepami okropnymi musiałam kawałek jechać. Jeszcze nie wiem, co na to jutro powie moje siedzenie.

Drugi kawałek to szeroka i asfaltowa droga wzdłuż Wisły, pozostałość po budowie tunelu wzdłuż rzeki.. I piękny skwerek koło warszawskiej Syrenki. Podobno tu będzie stacja drugiej nitki metra, Powiśle, tak tabliczki wieszczą. Nad samą Wisłą??? A jak znów Wielka Woda przyjdzie????

To foto budowy wokół Syrenki. Ona stoi na tym piaskowcowym cokole z prawej strony.

 

 

 

A jaki był cel mojej wycieczki.

No jak to jaki????? Brzuchy samolotowe!!!!!!!

Pierwszy samolot widziany w tym sezonie z bliska to był jakiś śmigłowy kurdupel. Ale chwilę po tym, jak mu zrobiłam fotkę, to on mi zrobił przyjemność niebywałą. Na moment ogarnął mnie swoim cieniem!!! Na palcach rąk mogę policzyć takie zdarzenia.

A potem pojechałam na moją ulubioną górkę na początku samolotowego pasa podejścia. Górki już nie ma. Zamiast niej jest dołek. Konstrukcyjny, wypełniony żelaznym zbrojeniem i już częściowo zabetonowany. Budowa węzła Lotnisko trasy S-2.

 

Ale na początek pasa podejścia się dostałam. Trochę rudego błota na oponach.

Brzucho samolotu podrapałam. Znaczy skakałam, żeby podrapać. I krzyczałam.

A potem na Wirażowej byłam, przy miejscu samolotowego rozbiegu. Duży taki przejeżdżał blisko bardzo i potem się rozpędzał. Warczał okropnie.

 

A potem wracałam. Jezdniami, bo się śpieszyłam. Uprzejmi kierowcy. Pola Mokotowskie. Łazienki. Plac trzech Krzyży. Dziki rowerowy pęd w dół Książęcą. Pierwszy rekord w tym roku, 38,4 km/h.

I piękna panorama mostu Poniatowskiego i stadionu w budowie.

 

 

Dobrze, że wzięłam rękawiczki i chustkę na szyję. Pod koniec zmarzłam. Zwłaszcza zmarzły mi zadnie copytka. Bardzo.

 

Acha, przejechałam powyżej 52 km.

Jutro chyba czas na podsumowanie kwartału na siłowni.

27 marca 2011 , Komentarze (18)

pkp to znaczy "pięknie, ku.r.wa, pieknie!"

fakena chyba nie musze tlumaczyć

 

bo

waga znowu w górę

z czego, ja sie pytam, Z CZEGO ?!?!?!!?

nie spuchłam wodą

nie żrę, tylko jem

nie jem tłustego i słodkiego

nie zapominam o piciu

jestem prawie perfekcyjnie grzeczna

i co ????

 

negatywne zjawiska bezprzyczynowe powodują, że jestem bezradna i wściekła jednocześnie

 

 

ps. nocą mnie Mulionerki rozbawiły do rżenia rozglośnego i do parskania na monitor

najpierw o pulsometrach rozmawiały, porównywały wskazania maszyn cardio i pulsometru

potem o włączeniu damskich ćwiczeń na drążku (hmmmm, hmmm...) do spalania mulionerskiego

potem o drążkach mechanicznych czyli o najlepszych przyjacielach samotnych kobiet

a potem o pomyśle założenia pulsometru na drążek mechaniczny i jak liczyć takie kalorie

rżałam i rżałam

26 marca 2011 , Komentarze (9)

od łikendu, gdy córczę w Polsce było i gdy Pan i Władca zamienił się w Gotującą_Matkę_Polkę

od dni, gdy sobie pofolgowałam

od czasu, gdy pomyślałam, że nic mi nie zaszkodzi

no więc od tego czasu ZA DUŻO WAŻĘ !

waga wciąż w górnych stanach 56 lub dolnych stanach 57

jeszcze dzień/dwa i chyba pasek przesunę ... wzrostowo

okropne!!

 

no i skończyła mi się siłownia, wczoraj byłam ostatni raz, wyściskałam się na pożegnanie z chłopakami, z instruktorami i z właścicielem

owszem, miewałam wciąż obolałe mięśnie, ale obawiam się, że będzie mi brakowało tej aktywności, zanim przestawię się na codzienny rower .. . a poza tym dzisiaj znowu spadł śnieg

 

ps dla Matki_Spółkującej

zrobiłam experyment stepperowy - specjalnie dla Ciebie, bo ja nie cierpię steppera

chodziłam przez 5 minut, poziom trudności 6 (a max jest 12)

spaliłam 59 kcali

czyli Twoje wyniki kaloryczne ze steppera są znaczaco za niskie, a przecieś jesteś ode mnie cięższa, powinnaś dodawać na zawodach znacznie więcej

23 marca 2011 , Komentarze (21)

To o samochwale jest

Czy widujecie jeszcze przylepioną do prawego boku przeglądarki reklamę? Tę, co zasłaniała forumowy przycisk ? Bo ja na żadnym swoim sprzęcie już nie.

A czy ta spływająca od góry reklama ma już widoczny krzyżyk do zamykania? Bo przedtem krzyżyk chował się pod górnym paskiem przeglądarki, a teraz już nie.

 

Mogłabym jak Zagłoba z samozadowoleniem stwierdzić "jam to, nie chwaląc się, uczynił". Bo nie ograniczyłam się do wpisu różowego we własnym pamiętniku. Napisałam również do "góry". Przez mój pamiętnik przedefilowało całe stadko pracowników vitaliosymetrii. Zrobiłam sobie na pamiątkę screeny z licznika odwiedzin, wzruszające, hehe!, aż pomarańczowo chwilami było od moderatorskich paseczków. Do zaniedbania się przyznawszy - naprawili. Nawet maila dostałam.

Ale to tylko kolejny dowód na to, że można osiągnąć prawie wszystko. Ale używając słów, a nie wrzasku. Argumentów używając, a nie wyzwisk.

Mam satysfakcję.

 

 

To jest o braku wiosny, o kaloriach i gadającej żabie

W ramach kalorycznego rzutu na taśmę, żeby spalić nadmiar jedzenie z wizyty córczęcia - spalam. W poniedziałek megasiłownia, spaliłam prawie 1600 kcali. Przesadziłam. Bolało i nie sprawiało radości. Stwierdzam, że max 1300 kcali wystarczy.

We wtorek 20 km na rowerze. TERENOWYM. Jak to jest, że siłowniowe rowerki po 10 minutach mnie nuuudzą i muszę je zmieniać, a jadę normalnym rowerem godzinę z ogonkiem i śpiewam z radości?

 

We wtorek ptaki ze mną śpiewały.

Bo na przedmieściach wiosny nie widać. Pola i łęgi międzywala wiślanego są płowe jak lwica. Bure jak kałuża. Szare jak zmierzch jesienny. Khaki jak spodnie surviwalowca. Brązowe jak skiba po orce. Na drzewach nie ma nawet zapowiedzi zieloności. Seledynowa mgiełka czubeczków liści ...  A nie, tego też nie ma. Wszystkie liściaste stoją z gołymi konarami wyciągniętymi ku niebu i piją ciepło nieśmiałego słońca.

 

Tylko ptaki uważają, wiosna już jest. A co najmniej przedwiośnie. Pitolą i pitigrilą.

Zdjęłam słuchawki, gdy wałem jechałam i słuchałam.

Przebiegły mi drogę ze dwie śpieszące we własnych sprawach nornice. Nie zdążyłam zapytać. A mijana żaba, ... hmmm, może to ropucha?, taaakaaa wielka była, no więc ona powiedziała, że nie wie, gdzie wiosna. I że jest jej zimno, gdy pływa w wiślanych łachach. A potem odwróciła się żabim zadem ode mnie i zeskoczyła ze ścieżki.

 

 

A to jest fragment o powrocie z podkulonym ogonkiem. Moim.

We wtorek świtem córczę odjechało. Już myślałam, że będzie ok. Dietetycznie. Ale popołudnie wtorkowe obfitowało w awarie i nagle zmiany planów. Zamiast truchtania międzyrzędowego i rodzinnych wizyt na piechotę - obiadek w PrzekąskachZakąskach Gesslerowej. Zamiast wizyty w salonie - dostałam Staśka pod opiekę od chorej mamy Stasia. A wiecie przecież, że przy Stasiu jem.

 

Dzisiejsze poranne stanięcie na wadze z lekka mną trzepnęło. Nie jest straszliwy wzrost, ale okropnie nie podoba mi się wynik powyżej 57. Samo 57 też by mi się nie podobało.

Z podkulonym ogonkiem wracam do grzeczności, do przyzwoitego jedzenia. Żadnych wyskoków, ja SIĘ bardzo proszę!

Już byłam w markecie i zrobiłam odpowiednie zakupy. Dzisiaj zrobię zasmażane buraczki z jabłkiem na ostro, na pół kilo tylko 2 łyżeczki masła klarowanego łyżeczka mąki. Na jutro brokuł gotowany z serkiem wiejskim. A na głoda nagłego sałaty mieszane, pomidory, feta. Pieczywa ulubionego kiedyś nie kupiłam, tylko czarny ze śliwką i deski chrupkie dla Pana i Władcy.

Jak to dobrze, że córczę zabrało prawie całą nadmiarową wałówkę. W tym 9 kotletów schabowych. Będą oboje mieli co jeść.

 

Dzisiaj w planach długa siłownia zakończona sauną.

 

 

Acha, zrobiłam badania hormonalne i tarczycowe wszystkie chyba jakie istnieją. Wynika z nich, że jestem jak ten okaz zdrowia i NIC nie ma prawa mnie boleć. Ortopeda potwierdza rozpoznanie. Że NIC mi nie jest, bo wszystkie wyniki w normie, i to normie dla trzydziestolatków.

To CO mnie boli ? Nierzeczywistość?

20 marca 2011 , Komentarze (14)

Zdradza mnie wrednie otaczająca rzeczywistość.

 

 

Bo...

Miał być dietetyczny łikend. Bez Staśka. Bez pychotek. Bez potrzeby kulinarnej obecności w kuchni.

A pyszności jest TYLE!... i kuszą. Pomidorowa-krem + ryż paraboiled. Kartofelki młode oraz kartofelki tłuczone z zasmażaną cebulą. Wielkie jak młyńskie koła schabowe w panierce. Winogrona bezpestkowe. Truskawki. Polędwica łososiowa. Polędwiczki wieprzowe. Lody, z linii owocowej i z kawowej. Buła drożdżowa do smarowania prawdziwym masłem. Masło też jest. I dżemik. I sery kozie, i śmierdzące.

NIC z tego nie jest moją winą. Znaczy NIE JA kupowałam

Ale ja jem. Jak mam pychotki pod nosem - to jem i jem. I jem. I jem......

Mam wrażenie, że w expressowym tempie dostanę lustrzycy. To taka choroba, przy której nie można zobaczyć własnych ud i podbrzusza. Bo brzucho zasłania. Tylko w lustrze można zobaczyć zapomniane kawałki własnego ciała.

 

 

 

Bo...

Bo mi się osobisty mężczyzna zamienił w Matkę-Polkę. Hmmmm?... W Ojca-Polaka? Nie, zdecydowanie to przemiana mężczyzny w Matkę-Polkę. Cholera!

Od piątku wieczora zakupuje. Od piątku gotuje. Od soboty rano podaje z dumnym uśmiechem.

Pysznie gotuje, więc jem. Jem. Kosztuję. Jem. I jem. I znowu...

 

 

Bo to było tak!

W czwartek zadzwoniło córczę, że w sobotę świtem będzie w domu. Na chwilę przyjeżdża.. Bo jej serdeczna przyjaciółka, Marina, ta Rosjanka, obchodzi osiemnastkę. W planach wypasiona impreza, sushi z wynajętym Japończykiem w domu oraz rajd Hummerem po nocnych klubach, tych takich wypasionych, a nie klimatycznych.

A mojego Pana i Władcę OPĘTAŁO.

Nie dociera do niego, że córczę jesienią mocno przybrało wagowo na duńskim śmieciowym studenckim jedzeniu i że od trzech miesięcy stara się mniej jeść. Nieważne. Jak Córeczka Tatusia wraca do domu, to ma mieć Pełen Wybór. Wszystkie ulubione smaki dzieciństwa, do wyboru, do koloru. Cytuję "niech wie, że wróciła do domu i że tu na nią wszystko czeka".

Pułk wojska by tego wszystkiego nie zjadł!!!!!!....  A ona będzie tylko niecałe 4 dni.

Miała być tylko 3 dni. Ale będzie 4. Bo ktoś się posługuje jej ukradzionym dowodem i musi ojczyżnianą policję namówić do wznowienia śledztwa.

 

 

Jestem tak okropnie przejedzona.

I mam napady żarłoczności, jak tylko pomyślę o tych pysznościach w kuchni.

 

 

Jedyną moją obroną jest maxi spalanie.

Piątek - siłownia była, minus 956 kcali

Sobota - siłownia była, minus 1299 kcali, sauna też była, dłuuuga

Niedziela - siłownia była, 1092 kcale

 

Sama sobie gratuluję. Bo od czasu, jak robię extremalny experyment kaloryczny, to waga mi oscyluje wokółpaskowo. Ale małe te oscylacje! Nie kilogram w górę czy półtora. Wszystko w obrębie szklanki lub półtorej. Nawet - gdy budzę się - NAŻARTA.

Nie lubię, nie cierpię się budzić w takim stanie. Spojrzenie na przyjazną wagę pozwala mi od rana czuć radość.

 

 

Ale co będzie jutro rano?...

 ..... znowu jadłam ....

17 marca 2011 , Komentarze (75)

stało się !!!!!

skandal zupełny !

i wstyd okropny, aż jak stąd do Władywostoku!!!

musiałam zawrócić!!! naprawdę musiałam!!!

 

BO ZWIAŁO MNIE Z ROWERU !  MNIE!?

podmuch boczny, sypiący zimnem i pyłem prosto w oczy, był bezwzględny

zachwiałam się, oczy przecierając, wtedy dopadł mnie drugi, równie wredny

spadłam !!!!

a już wściekła byłam wcześniej na za zimną aurę - zawróciłam do domu

UPRAWIANIE SPORTU, do cholery, MA PRZYNOSIĆ RADOŚĆ

a nie wściekłość i upadki

 

przymyśliwam teraz, co zrobić, by experymentu mojego Mulionerskiego nie przerywać . . . . . może na basenie machnę wieczorem niewielki kilometr? może kije odszukam?  . .. a nie!, kije to nie!, bo na popołudnie opady prognozują, przecież nie bedę chodzić po zimnie, wietrze i zimnowietrzenej mokrości, brrrr

tak, ten basen wyglada mi zachęcająco....

 

 

ps vitaliowo

na wadze 20 deko ponad paskiem

ale wiem, dlaczego!

wieczorem jadłam bób, duuużo bobu, pyszny był, mniam!

a potem zapomniałam od odwiedzeniu wucetu

zresztą, cóż to jest 20 deko?? to niecała herbaciana szklanka!

phi!

 

 

ps antyvitaliowo

pytacie, co zrobić z tymi upierdliwymi reklamami, co utrudniają korzystanie z NaszegoUkochanegoSerwisu

przede wszystkim nalezy wygóglać "adblock" i pobrać/zainstalować odpowiedni do używanej przeglądarki

to powinno załatwić tę ruchomą, zjeżdżająca od góry reklamę, tę co dzisiaj pokazuje heyah

 

po drugie, NIE WIEM, co zrobić z tym wielkim hamburgerem na górze i hasłem "jedz, ile chcesz" (zresztą, te wredność reklamować cokolwiek takim hasłem właśnie na vitalii, ale taki jest rezultat kuriozalnego czasem poczucia humoru vitaliosymetrii)  ...... ops, dzisiaj nie ma hamburgera, tylko jakiś facecik na niebieskim tle, reklamujący loterię

 

po trzecie, góglowa lub orange`owa reklama przylepiona do prawej krawędzi przeglądarki i zasłaniajaca przycisk "wyślij" na forum

vitalosymetria zakłada najwyraźniej, że wszyscy jej userzy posługują się wypasionymi i najnowszymi systemami i monitorami, guuupia jakaś

otóż w nowych lapkach z W7 oraz monitorem 19:6 reklama nic nie zasłania, rozciągnięcie przeglądarki na boki powoduje, że ona sobie, ta reklama siedzi grzecznie po prawej stroni nad pustym obszarem

niestety, w innym przypadku zasłania...

nie potrafię tego usunąć, ale moge Wam podpowiedzieć sztuczkę, zreszta Wiórom ją przedstawiłam w zeszłym tygodniu, i ona działa

otóż naciśnięcie i przytrzymanie lewego CTRL oraz jednoczesne pokręcenie kółkiem myszowym zwiększa/zmniejsza wyświetlanie obrazu strony w oknie przeglądarki

czyli żeby napisać na forum - piszemy normalnie w okienku, a gdy przychodzi do wysłania, zmniejszamy obraz strony, klikamy na nareszcie widoczny przycisk wyślij i po pokazaniu się naszego textu z powrotem zwiekszamy stronę do 100%

w IE, i Moziili i w Chrome wskaźnik procentowości obrazu jest w prawym krańcu paseczka, który obramowuje przeglądarkę

 

PONIEWAŻ ZALEŻY MI, ABY JAK NAJWIĘKSZA ILOŚĆ VITALIJEK PRZECZYTAŁA O SPOSOBACH NA VITALIOWE REKLAMY - TO UPRZEJMIE PROSZĘ O KOMENTOWANIE, NIECH TEN WPIS WYSKOCZY NA GŁÓWNĄ

16 marca 2011 , Komentarze (9)

to nagroda

(teraz już akceptuję swoją poniżejpaskowość, bo czuję, że zapracowana jest, a nie taki niepokojący niezasłużony spadek jak ze 3 tygodnie temu)

 

 

wczoraj rower był?

był!!! był!!!

tylko ... zapomniałam, że po pierwszym rowerze w sezonie, to dnia następnego siedzenie boli... poodbijane na wybojach, krawężnikach, drobniutkich nierównościach jezdni i ścieżek . . jazda mi przypomniała o tym, bardzo boleśnie i dotkliwie

a poza tym mocno się ochłodziło, cała jazda w rękawiczkach, a chwilami kaptur polarowy naciągałam

i zmarzły mi zadnie copytka, nieprzyjemnie

wycieczka lajtowa, ledwo 31 km

i stwierdzam, że mimo wytrzymałości i krzepy z siłowni - to jazda pod wiatr jest tak samo upierdliwa, jak w zeszłym sezonie!

 

dzisiaj siłownia i sauna

oj, przyda mi się ta sauna po wczorajszym rowerze!

 

 

ach, i jeszcze, experyment na sobie robię - w tym tygodniu ma być codzienne poruszanie się, siłownia koło 1000 kcali, rower minimum 500 kc; ale naprawdę codzienne, i nie będzie samo-usprawiedliwień, że to-tamto . . .  i jedzenie ma być bez wyskoków ilościowo-kalorycznych!

i w łikend łatwiej będzie, bo łikend bez_Staśkowy

i w tygodniu 2 dni bez obowiązków kuchennych, bo Pan i Władca wyjeżdża

wynik experymentu podam do publicznej wiadomości na początku przyszłego tygodnia

15 marca 2011 , Komentarze (18)

ale jazda!!!!!!!!

jestem WIELKA !!!

siłownia dzisiejsza 1505 kcali (... tak! taka byłam!)

marsze wiosenne, najpierw z 10 kg, potem z ośmioma - 116 kc

rower wczesnonocny, pierwszy prawdziwy rower w tym roku, 388 kcali

razem mam dzisiaj spalone 2009 kcali

i JESTEM KALORYCZNYM KOSMITĄ !!

 

 

 

bo TO właśnie nastąpiło dzisiaj!!! 

dzisiaj!!!!....

po siłowni i po marszach wiosennych z tymi kilogramami . . .  nastał wieczór

i powietrze tak zachęcająco pachniało

i dziękowałam opatrzności, że po zimowej jeździe przez kopny śnieg rower musiałam porządnie zaserwisować, doczyścić, osuszyć, nasmarować ...

dzisiaj wystarczyło tylko koła dopompować, zresetować licznik i załadować bateryjki do wszystkich czterech lampek

 

i pojechałam....!

miałam w planach jazdę tylko do mostu i z powrotem, ale ... pedały i koła same mnie niosły!

w uszach piosenki z Mamma mia!, wtóruję im pełną piersią, a na dłuższych prostych odcinkach robie za Titanica, wyprostowana, łapy szeroko rozstawione, pęd powietrza, a w rękawy robią za żagle!!!

 

... wracałam co prawda pod wiatr, więc pełną piersią nie ryczałam piosenek do wtóru słuchawkom - - - ale w głowie sobie śpiewałam!!!!

 

A waga poranna była zadowalająca.

Tak OGROMNIE się cieszę z jazdy na rowerze!!!!! Jakże to inne od jazd jesiennych, od lodowatych mżawek, od zimnego wiatru prosto w zęby, od wielu warstw ubrania, od kurtek deszczowych, brrrr.

Dzisiaj rękawiczek nawet z kieszeni nie wyciągnęłam!!!

A po 2 km z szyi zszarpałam apaszkę.

A za mostem kurtki rowerowe rozchełstałam i za ramiona odrzuciłam i jechałam z gołymi obojczykami w czarnych koronkach. I śpiewałam.

 

I czułam radość!

13 marca 2011 , Komentarze (10)

Dziwne

Dziwne ale przyjemne!

Dziwne i przyjemne są rozmyślania na arytmetyką odchudzaczkową

A zadania ze stosowanej arytmetyki odchudzaczkowej kłopot sprawiłyby i Leibnitzowi i Archimedesowi czy też Banachowi.

 

Przykład nr 1

(poranna waga piątkowa 56,9) - (siłownia na szybko 1175 kcali spalonych) + obiadek u Gesslerowej + 2 piwa = (waga sobotnio-poranna 56,4 kg)

... logika podpowiadałaby wzrost najważniejszego składnika równania

 

Przykład drugi

(waga sobotnio-poranna 56,4 kg) + obiadek razem ze Staśkiem + (3 x lody, na deser, na kolację oraz w nocy) - (akrobatyka w parach niewyczerpująca) = (waga niedzielna o późnym poranku 56,3 kg)

... tu również ... logika podpowiadałaby wzrost najważniejszego składnika równania

 

Przykład trzeci, jeszcze nie rozwiązany

(waga niedzielna o późnym poranku 56,3 kg) + malutkie lody - irytacja kilkugodzinna + (ogromna ilościowo i głównie słodka wyżerka n imieninach teściowej) - wieczorna samotność = ?????

 

Wynik jutro. Real zweryfikuje.

 

 

 

 

 

A myśli mordercze dotyczą Pana i Władcy. I tego, że przytargał tort lodowy!!!!!! TORT LODOWY! A na lekkie wyrzuty, że przecież ja się staram słodkich nie jeść, usłyszałam: ale ja lubię lody i wiem że Ty też lubisz lody i chciałem, żeby nam było smacznie i przyjemnie...

No i co ?

Miałam go zabić????!?!?!?

Wzrokiem chociaż ??

Czy z okrzykiem rozkoszy i mruczeniem przyssać się do ukochanego zimnego pożywienia????

Wolałam go zabić. Ale już kiedyś pisałam, że mam szalenie mocną silną wolę. Rządzi mną - jak chce. Teraz też tak było.......

Jadłam te lody. Z rozkoszą.

Jeszcze troszkę zostało na dnie górnego kosza zamrażalnika...

 

 

 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.