Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Osiągnęłam właśnie najwyższą w życiu liczbę kilogramów, przez nadwagę coraz bardziej podupadam na zdrowiu, kompletnie nie mam formy, energii i chęci do robienia czegokolwiek. Ale to się zmieni, bo w końcu dojrzałam do tego, żeby naprawdę zatroszczyć się o siebie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 93168
Komentarzy: 423
Założony: 27 października 2007
Ostatni wpis: 12 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
PrettyInPink

kobieta, 42 lat, Lublin

168 cm, 84.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

2 lutego 2008 , Komentarze (3)


Tak poprostu. Jest źle. Jest mi źle.

Dieta nie idzie w ogóle ale to dlatego, że kompletnie przestałam się już starac. Całkowicie brakuje mi motywacji, nawet dotychczasowa która mnie popychała do przodu zawiodła. Delikatnie mówiąc- jestem podłamana. Zamiast bawic się na ostatkach siedzę w domu i ślęczę nad pracą zabraną z biura do domu. Żałosne!!!!
Jest mi niedobrze, bolą mnie wszystkie wnętrzności bo dziś żarłam bez opamiętania. Jestem na siebie zła za to, że nie potrafię się powstrzymac i że w ogóle o siebie nie dbam.

Wczoraj byłam na dużym zebraniu przedstawicieli władz firm z mojego rejonu. Wszyscy byli ładnie ubrani, jeżeli nawet nie w garnitury, kostiumy to w normalne, zwykłe ubrania ale dobrane tak, że były dośc eleganckie. Faceci pod krawatem, kobiety w makijażu. A ja?? Jeansy (jedyne w jakie się mieszcze, inne są albo za duże albo za małe), ciężkie buty, zwykła (trochę za duża przez co nie wyglądająca dobrze) bluzka. Zero makijażu. Nieułożone włosy. Czułam się koszmarnie, całkowicie nie na miejscu. Patrzę z zazdrością na ubrane i dobrze wyglądające kobiety i w środku krzyczę z żalu, dlaczego ja tak nie wyglądam. Ale prawda jest taka, że nikt mi tego nie broni. Nikt nie broni mi się umalowac, ładnie ubrac, nałożyc butów na obcasie. Tylko, że nawet nie wiem czy czułabym się dobrze, gdybym była bardziej zadbana niż jestem. Chyba po prostu źle się czuję w swoim ciele i bardzo ciężko mi zaakceptowac samą siebię. Kompletny brak samoakceptacji.



30 stycznia 2008 , Komentarze (4)


Oj, juz dawno tu byłam. Może dlatego, że nie mam czym się chwalic. Ostatnie dwa tygodnie spędziłam na jedzeniu. Zero diety, zero ruchu. Od dziś rozpoczynam dietę pączkową. Właśnie skończyłam smazyc z mamą pączki i obwarzanki. Skonsumowałam też kilka obwarzanków, czyli obżartusowa norma.

Ale od niedzieli znów dieta. Nie ma szans, żeby ograniczac jedzenie od jutra bo jutro będzie kumulacja przejadania się, w piątek i sobotę są ostatki, więc prawdopodobnie będę przyjmowała kalorie w formie płynnej, ale w niedzielę zaciskam pasa. Zero wymówek: dieta i ruch. Heh, ile razy ja to sobie powtarzalam. Ile takich niedziel już było, a nic z tego nie wychodziło.

Dziś stanęłam na wagę. 78 kg więc znów zaczynam nadrabiac. Nie jestem zbyt happy z tego powodu.

23 stycznia 2008 , Komentarze (1)


Chyba muszę znowu poszukac inspiracji/motywacji do odchudzania, dlatego rozpoczynam wklejanie zdjęc szczupłych dziewczyn. Może na drodze rywalizacji albo dążenia do podobnej figury wyzwoli się u mnie wystarczająco silna motywacja. Trzymam za to kciuki!


23 stycznia 2008 , Komentarze (1)


... te 5 naleśników które pochłonęłam jeden za drugim, nawet dobrze nie gryząc. To był idealny przykład mojego łakomstwa i zachłanności. Durna cipka jestem jak nic!!!!!! A zapowiadało się tak pięknie...

Rano na śniadanie: kromka chleba pełnoziarnistego z serkiem twarogowym i papryką
8 godzin w pracy: małe jabłko, deser cappuccino bakomy, kanapka z chleba pełnoziarnistego z szynką i papryką
obiad: warzywa gotowane i gotowana pierś kurczaka

Do tej pory było lajcikowo. Trzymajcie się teraz:
po obiedzie mama postanowiła zrobic ulubione danie mojego taty czyli naleśniki. Ja jej pomagałam w przygotowaniach. Byłam bardzo twórcza bo wymyśliłam naleśniki z tofi, które były pycha. Na tyle pycha, że podczas przygotowania wsunęłam może 5 czy 6 naleśników. Były pyszne, ale jak zwykle mam wyrzuty sumienia.

Szaleństwo jedzeniowe mam od soboty, czyli dzisiaj piąty dzień. Gdyby to był piąty dzień diety to byłoby czym się chwalic, ale nie ma. Załamka. Aż się boję stanąc na wagę, bo nie chcę się po raz kolejny rozczarowac.

A moja koleżanka kończy właśnie kopenhaską. Podziwiam.

21 stycznia 2008 , Komentarze (2)


... naprawdę. Dziś się kompletnie nie popisałam się. Od samego rana jem na maxa, włączając nawet słodycze. Trzymałam dietę przez prawie 3 tygodnie i parę dni totalnego obżarstwa niweczy wszystkie moje wysiłki.

Poza tym jestem smutna. W pracy szykuje się wielki bal karnawałowy. Ja nie idę bo nie mam z kim iśc. Wszyscy się ze mnie podśmiewują, że jestem sama. Na pewno nie jestem sama z wyboru.

Poza tym chłopak, od którego miałam nadzieję dostac zaproszenie na ten bal po raz kolejny mnie olał, więc tym bardziej nie mam się z czego cieszyc.

Ostatnio wszystko się zaczyna walic. Nie jestem tym zachwycona i czekam z utęsknieniem na wiosnę. Może wtedy coś się zmieni.



20 stycznia 2008 , Skomentuj


Wczoraj po południu zrobiłam z mamą krokiety z kapustą i grzybami. Kilka zjedliśmy, ale reszta leżała grzecznie na talerzu w kuchni. Przynajmniej jak szłam spac to leżały. W nocy wypuszczałam chyba ze 3 razy psa na dwór więc w drodze do pokoju zabierałam ze sobą krokiecika. I tym sposobem rano zostało chyba ze 2 sztuki. Nocą budzi się we mnie potwór. Łażę po mieszkaniu i bezwładnie szukam czegokolwiek do jedzenia. Tej nocy poszalałam.

Dziś stanęłam na wadze. Mam 2 kg do przodu. Nie wiem czy dlatego,  ze rzeczywiście przytyłam czy po prostu  nie pozbyłam się jeszcze tych kilku sztuk nocnych krokietów. Fakt faktem- zaliczyłam przez to doła. Ale takiego niewielkiego. Jestem zła, bo mimo tego że trzymam się jak mogę to waga zamiast spadac rośnie. To nie jest fair.

Nie widząc sensu w utrzymywaniu diety dziś trochę poszalałam:
- salaterka płatków czekoladowych z mlekiem
- talerz kapuśniaku
- wafelek czekoladowy
- ziemniaki ze schabowym + marchewka z chrzanem

Posiłków samych w sobie nie było dużo, ale kalorycznośc jest znaczna.

Po raz pierwszy od długiego już czasu jadłam ziemniaki ze smażonym mięsem, w ogóle ziemniaki dawno już jadłam, nie wspominając o schabowym. I powiem wam... było pycha.

Od jutra wypadałoby znowu zacząc bardziej dietetycznie jeśc. Jejku, dlaczego tracenie kilogramów to taka walka?????

19 stycznia 2008 , Komentarze (2)



Jestem wkurzona. Nikt mi nic nie zrobił, nic nie powiedział i nic się nie stało co mogłoby mnie zdenerwowac. Jednak mam nerwa i to niezłego. A jak mam nerwa to jem. Jest dopiero 16.30 a od godziny 10.30 ja już zjadłam:
- 2 kanapki z opiekacza z serem i szynką plus sos czosnkowy
- 2 desery bakomy
- 3,5 krokieta z kapustą i pieczarkami.

Mam wrażenie, że tylko siedzę i jem. Nie mam nastroju nigdzie wychodzic bo na dworze jest posępa i leje deszcz, więc siedzę w domu. Właśnie się przeniosłam sprzed tv na kompa. Jak nadal tak pójdzie to mi się jedzenie w lodówce skończy ;)

18 stycznia 2008 , Skomentuj


Jestem ogromniaście zmęczona. Pod koniec pracy mózg mi się wyłączył chyba, nic mądrego nie mogłam wymyślec. Wracając do domu cały czas ziewałam. Ziewam i teraz więc dokonam tego wpisu i lecę się położyc. Może nie będę spałą ale chociaż poleżę, poczytam książkę, odpocznę. I nie będę nic jadła bo strasznie mnie drugi dzień do jedzenia ciągnie. Przynajmniej się postaram.

Mój dziesiejszy jadłospis:
śniadanie: kromka chleba pełnoziarnistego ze słonecznikiem, serek kanapkowy, kilka plasterków pomidora
8 godzin pracy: 2 banany i kanapka z szynką i papryką
obiad: ryba zapiekana z pieczarkami i serem żółtym (wiem, że ser nie jest zbyt zdrowy ale z serem było lepsze)
deser: grapefruit żółty, cały

Naprawdę mam nadzieję, że już dziś nic nie pochłonę, choc mój wzrok łapczywie na choinkę spogląda gdzie wiszą piękne, czekoladowe cukierki.

Rozmawiałam dziś z koleżanką. Od 5 dni stosuje kopenhaską i zrzuciła już 3 kg. Może i ja znów ją zacznę. Jakieś 2 lata temu byłam na tej diecie i 8 kilo zgubiłam, ale potem wszystko wróciło. Więc nie wiem czy jestem gotowa przejśc przez to jeszcze raz.

17 stycznia 2008 , Skomentuj


Postanowilam podjechac dzis do jednego z centrow handlowych na zakupki warzywno- owocowe. Kupilam pieczarek kilogram, 3 papryki, 3 pomidory, 2 grapefruity, kilogram bananow i troche sera żółtego. Razem 41 zł. Ja chyba z torbami pójdę zanim się porządnie odchudzę.

Wczoraj po dokonaniu wpisu podeszłam do choinki i skubnełam z niej 3 cukierki, które następnie skonsumowałam. Co ciekawe nie zjadłam ich dlatego, że mi się chciało czegoś słodkiego ale ze zwykłego łakomstwa. Nie potrafię się powstrzymac. Jak zaczynam jesc cos dobrego to zaraz muszę zjeśc jeszcze i jeszcze i jeszcze. Dlatego już wiem, ze nie powinnam zaczynac jesc. Nie będę musiała wtedy przestac. Taka ciut pokretna logika.

A dzisiaj bylo ok. Zaczynam zmieniac swoje nawyki żywieniowe i jest ok.

śniadanie: jajecznica z 3 jaj i 1 albo 2 kromki chleba, znów białego bo nie było innego w domu, ale dzis kupilam pełnoziarnisty wiec na sniadanie bedzie jak znalazl
w pracy: małe jabłko i duży jogurt naturalny
obiad: pół salaterki fasolki po bretońsku
kolacja: 1,5 domowej pity z gotowanym kurczakiem, duuuużą ilościa warzyw i sosem czosnkowym na bazie kefiru (troche bylo w nim majonezu)

To tyle. Jestem napchana. Jestem tez zmeczona po 8 godzinach intensywnej pracy przy komputerze. Strasznie mam kark zesztywniały i w ogóle mnie cos boli. Ale siedziec tyle wpatrujac sie w monitor to wcale sie nie dziwie, ze kark sie buntuje. Nie wiecie przypadkiem jak wzmocnic miesnie karku, zeby szyja nie bolała? Mam coraz wiecej pracy wiec na pewno czekaja mnie dlugie godziny przed kompem.

Uciekam. Ide na spacer. Desperacko potrzebuje sie dotlenic :)

Dobrej nocy. A to na osłodzenie tego zimowego wieczoru :D

16 stycznia 2008 , Komentarze (3)



Dieta tak jak w tytule.... beznadziejnie. Dzis mam wyjatkowo ciezki dzien dietowy i to niekoniecznie z mojej winy, choc moglam sie powstrzymac ale...

Dzis caly dzien bylam na szkoleniu w innym miescie. Rano na sniadanie zjadlam 2 male kanapki z bialego pieczywa (innego nie bylo w domu) i szynki. To bylo tak o 7 rano. O godzinie 11 juz mnie ssalo i myslalam, ze zacznie mi w brzuchu burczec. Szkolenie sie odbywalo w niewielkiej grupie wiec jakkolwiek najcichsze burczenie byłoby słyszalne. Na przerwie poczęstowali nas ciastkami. Byłam bardzo głodna wiec zjadlam kilka w ciągu. Bylo ich z 5 czy 6. Po 13 była przerwa obiadowa- obiad dwudaniowy. Zjadłam, co miałam zrobic. Czekac az mi znow bedzie burczalo w brzuchu. Czyli byl talerz zupy grzybowej (niecały) a do tego ziemniaki (2 kulki podane ja zjadlam 1,5) z 4 pulpecikami (zjedzone 3) w sosie (większośc została) i surówka z kapusty (poszło wszystko). Po 16 byłam w domu i zjadłam ze 4 łyżki fasolki po bretońsku. Teraz siedze i mnie ciśnie. Jestem po prostu znowu głodna. Przyniosłam sobie opakowanie śliwek suszonych i już może dziesiątą jem. Musze je odstawic. Zjem cos normalnego- wczesniejsza kolacje. Najem sie i nie bede szukala podjadania.

Strasznie mi te dzisiejsze ciastka i obiad dzienny system zywienia rozlegulowały. Ciastek nie jadłam od 16 dni a dziś w napadzie głodu zjadłam i ciastka. I to takie na wagę były, najbardziej naszpikowane chemią.

Aj tam, co ja tak bardzo to przeżywam. Przeciez jeden dzien innego jedzenia nie znaczy ze zaraz przytyje 10 kg. Dzis robie dzien bezdietowy. I stanowczo zakazuje sobie oglądania zdjęc super lasek. Nie bede sie dolowac. Ide cos upichce na kolacje i poczytam ksiazke. 

 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.