Całe 800 gram zeszło ze mnie od wczoraj. Niespecjalnie mnie to jednak cieszy, bo to jeszcze nie wszystko co mi leki zafundowały. Cały tydzień mam w plecy przez ten mój kręgosłup.
Wczoraj dieta była trochę naciągana bo wyczaiłam, że mogę zjeść na obiad... naleśniki z mąki pełnoziarnistej z dżemem . Idealnie się złożyło, bo taki obiad zaplanowałam dla rodzinki. Wiedziałam, że się nie oprę pokusie. Zjadłam trzy cieniutkie, usmażone na oleju kokosowym, z mąki pszennej, bo pełnoziarnistej nie miałam. Nagięłam przepisy :)
Oparłam się za to innej pokusie. Czekolada gorzka bez cukru kusiła mnie w sklepie. Dość długo stałam przed półką ze zdrową żywnością ,nie potrafiąc się zdecydować. Wyżej wymienioną czekoladę już miałam w rękach i prawie w koszyku, ale mnie tknęło, żeby sprawdzić kaloryczność. Hmm, przecież bez cukru to nie może być dużo, no ale tłuszcz, pomyślałam, hmm. Prawie 500 kcal w 100gramach produktu, czyli w tabliczce. Ale przecież nie zjem całej na raz, tłumaczyłam sobie. I inny głos w mojej głowie... a jak całą wrąbiesz? całe 500kcal? No i się pohamowałam, czekolada wróciła na półkę. Mogę sobie pogratulować
Bieżni wczoraj nie zaliczyłam, za to zaliczyłam szybki marsz pod górę wracając do domu (mokrutka wróciłam) i prawie 30 minut umiarkowanych ćwiczeń cardio przed komputerem.