Dziś mam lenia.
Przedpołudnie było aktywne i spaliłam prawie 300kcal, zwiedzając kolejne sklepy obuwnicze. Znów pudło i pewnie tak już zostanę bez tych nowych kozaczków, bo co które ładne to mi się w łydce nie dopinają Jutro podejście numer trzy i chyba ostatnie. Jak w galerii nic nie kupie, to przepadło.
Odpuściłam dziś bieżnię. Jest zimno, mokro, ponuro i sennie. Poobiednia drzemka była jakaś nie taka, sił nie dodała, więc energii na interwały zabrakło. Opatuliłam się kocykiem, założyłam gruby sweter i celebruje święty spokój ;) Oby mnie nic z tego ciepełka nie wygnało bo chętnie bym coś jeszcze zjadła.
Po wczorajszym pięknym spadku na wadze nie ma śladu. Co spadło to wróciło i nie nastraja optymistycznie. Idzie jak po grudzie. Jutro kontrolne ważenie i mierzenie, zobaczymy co się przez noc urodzi.
luckaaa
26 listopada 2015, 21:28Takie dni tez sa potrzebne ! Odpoczywaj i nabieraj sil . Owocnych lowòw w obuwniczym :)
eszaa
26 listopada 2015, 21:46dziekuję. Regeneruje sie dziś ;)