Zaczynam dziś trzeci tydzień diety i wydaje mi się, że jest coraz łatwiej. Już nie doskwiera mi głód miedzy posiłkami, nie tęsknie tak masakrycznie za słodkim. Nie szokują małe porcje. Bez problemu wypijam dzienny przydział wody, nawet czasem z nadwyżką. Dbam o codzienny ruch.
Nie kupiłam dziś nic słodkiego będąc w Biedronce, nie skusiły ulubione batoniki przy kasie.
Wydaje mi się, że to wszystko dlatego że ta dieta jest faktycznie smacznie dopasowana. Idealnie trafione w mój gust posiłki. Dużo jogurtu, banany, miód, drzem, truskawki. No i oczywiście makaron, mniam.
I zasadnicza sprawa... nie przeżyłam szoku przechodząc na dietę. Do tej pory odżywiałam się zazwyczaj zdrowo i nisko kalorycznie. Gubiły mnie słodycze, tylko i wyłącznie. Nie jadałam śmieciowego żarcia, czasem pizza, ale rzadko. Już dawno przestałam tęsknić za schabowymi (ble jakie to tłuste),frytkami, czy innym mega tłustym polskim żarciem.
Waga spada, obwody też, oby tak dalej :) a... zasłużę na... tiramisu? :)