Tak jest co sezon, te wszystkie ładne ubranie, schowane do pawlacza, wyjęte po pół roku jakoś się przemieniają i część z nich nie jest już wcale ładna i trzeba pojechać na zakupy (nie żebym narzekała) i ten weekend jest idealny na to
Piątek: 20 km rower, pół godziny orbitreka w południe,
wieczorem na siłce: moc była, nawet dołożyłam coś tu i tam, czasu mniej
1. Romanian MC: 15x 35 kg rozgrzewkowo, 10x 40kg, 10x 40kg 10x 40kg, 10x 40kg
2a. Wypychanie nogi do góry w klęku na maszynie do ćwiczenia tyłka: 15x 33kg, 15x36kg, 15x 36kg, 15x 36kg - na każdą nogę
2b. Przywodzenie nóg na ginekologu: 20x 27kg
2c. Odwodzenie nóg na ginekologu 20x 27kg
a, b i c w serii łączonej powtórzone 4 razy -
4. Wspinanie się na palce 50kg: 20x stopy równolegle, 20x pięty na zewnątrz, 20x odwrotnie, 20x znowu równolegle
I godzina ABT - dużo nietypowych ćwiczeń na brzuch połączonych w mini obwody.
I odebranie moich eko-zakupów, niestety wakacje=wyjazdy=zakupy niemożliwe, gwiazdą jest oczywiście hokkaido, ale wszystko jest mniejsze, brudne, pachnące i pyszne
Zupa z dyni hokkaido (cebula była podsmażona na oleju kokosowym, polecam)
Sobota: 10 km rower + godzina TBC + godzina sztang.
Niedziela: 22 km rower, tyle co do Blue City, a tam to co mi się podobało było niewygodne albo źle leżało, albo wewnętrzny cenzor pytał: świetnie wyglądasz, ALE GDZIE TY TO ZAŁOŻYSZ???, a ja już mam doświadczenie, że jak ignoruje ten głos, to później ten super zakup wpada do kontenera czerwonego krzyża całkiem nienoszony. Skończyło się na lekko błyszczącym topie, w sam raz na wieczór integracyjny, po szkoleniu w październiku. Hmm... dobre i to..
A mój ulubiony sklep Nike zasłonięty był płachtą "zmieniamy się dla Ciebie"