Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1836007
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 lipca 2014 , Komentarze (12)

bo:
ważę tyle, co na wejściu do Vitalii, ostatni rok dał mi 9 kilo przybytku, poza okresami okołoświątecznymi, kiedy świadomie popuszczam cugli - mam wrażenie, że przybywa mnie z powietrza, nie rozumiem tego .. owszem, jest mnie również optycznie więcej, ale 3 dni temu sąsiadka-równolatka komplementował mnie, że jaka szkoda, że ona nie ma tak dobrej figury jak ja (sic!)
po kilkumiesiecznej przerwie znowu mam okres! mam wrażenie, że przenicuje mnie na drugą stronę! i boli!
a wszy sobie biegają i biegają... populacja sie skurczy do kilku osobników dziennie, coraz mniejsze są, wyłapuję je przed osiągnięciem dojrzałości no i nie ma nowych soczystych gnid, dzisiaj kolejne mycie Staśkowej głowy zajzajerem i siedzenie w czepku przez godzinę . . acha, może się komuś przyda ta wiedza: najlepsze grzebienie do wyczesywania pasożytów z włosów kupuje sie w sklepie zoologicznym, nawet profi zaopatrzenie fryzjerskie nie ma tak gęstych


od poniedziałku znowu będę wolna czasowo, Stasiek wraca do mamy
nie będzie już drobnych 25 kim dziennie, ohhhhhhhh! pojadę gdzieś dalej, na całe popołudnie i wieczór!!! już mnie stopy swędzą!

ps.
na wadze o poranku 64,1 kg
umarłam....

22 lipca 2014 , Komentarze (24)

czasu nie mam na vitalię, bo walczę

- walczę ze Staśkiem, to znaczy on walczy, a ja mu strategie na różnych wrogów podpowiadam .... poprzednim latem zaraziłam wnuka grą w Tomb Raidera, tegoroczne wakacje u babci i dziadka przebiegają pod znakiem Diablo 2, Stasiek idzie Barbarzyńcą, jest pod koniec Lut Golein


- walczę z kilogramami, ale to jakoś dziwnie defensywna walka, mimo pilnowania paszczy, mimo zliczania kalorii, mimo niejedzenia słodkiego - waga wciąż albo constans, albo powolutku, pomalusieńku pełznie do góry... hmmm, łyżka albo dwie dżemu, którego okropnie nie lubię, ale który nagle MUSIAŁAM natychmiast zjeść - czy to jest słodycz?


- walczę z przeznaczeniem w postaci letnich za małych ciuchów, od lat na greckie morza jeżdziłam w obcisłej garderobie nr 38, w tym roku ten numer nie przejdzie... Wenecja i włoskie wybrzeża czekają . . więc walczę z koniecznością zejścia do piwnicy i przyniesienia paki zatytułowanej na wieku <<Egipt, ponad 62 kilo>> ehhhhhh


- walczę z plagą siniaków, ostatnio rower i mój i Staśka, a nawet Pana i Władcy! skaczą na mnie i zostawiaja sine ślady na łydkach i udach, wielkie!


- wstydliwie walczę z wszami, Stasiek przywiózł dorobek z koloniii albo zaraził sie w autokarze, bo ich wypasiony autokar powrotny przegrzał silnik w drodze powrotnej i w lesie czekali 3 godziny na zamianę, i ten zamieniony nie był wypasiony, więc i może nie był doczyszczony, albo pierwszego dnia "lata w mieście" złapał.... w każdym razie walczę z wszami pierwszy raz w życiu, i trochę nie bardzo mi to wychodzi, skąd ja miałam wiedzieć, że ten "gęsty grzebień" to miał być jakoś specjalnie gęsty??? moje dzieci miewały robaki, owadów na ciele nigdy, błeee, ohyda


- walczę też z rowerem... niestety .... po 31,5 tysiąca kilometrów rozpadł się bębenek w tylnym kole . . całkiem...  po 9 tysiącach kilometrów od ostatniego remontu rozpadł się tylny napęd i przerzutka.... ach, nie! przerzutka miała 13 tysięcy za sobą... serwisant mi powiedział, żebym nawet nie liczyła, że obecnie założone nowe kolo tej samej klasy wytrzyma aż tyle kilometrów, to jak z odkurzaczami i pralkami, mają założona z góry żywotnośc i potem sie rozpadaja....


- na cmentarzu walkę uznaję za zakończoną, grób mamy jest, stare napisy odnowione, nowe napisy wykute, wszystko zaimpregnowane na srebrno, nowe ozdoby, dziura pomiędzy grobowcami osobiście zatkana, a wielka była, 6 wiader gruzu weszło . . wczoraj odchodziłam od rodzinnego grobowca z poczuciem spełnienia, po raz pierwszy od smierci mamy wiedziałam, że ma już wszystko i że mnie nie będzie tu ciągnał ciagły niepokój .. zapłaciłam kamieniarzowi i liternikowi i finito

:D
taka to jestem tego lata Jola Waleczna

14 lipca 2014 , Komentarze (12)

To jakieś zaburzenia muszą być, tak nie reaguje zdrowy organizm. Wszystko jedno, metaboliczne, hormonalne, magiczne...
Jem pod kontrolą vitaliusza, 1800 do 2000 kcali. Na rowerze jeżdżę przynajmniej 5 razy w tygodniu, spalając jednorazowo od 500 do 1500 kcali. Bilans kaloryczny bardzo korzystny.
POWINNAM SZCZUPLEĆ w stałym tempie.
To znaczy ono się utrzymuje, to tempo. Do czasu. Już prawie, już na wyciągniecie reki widzę 60 i potem w dół, już był w kurniku i już witał się z gąską…. gdy nagle DUP!!!! W ciągu 2 dni waga wzrasta bezprzyczynowo o prawie 3 kilo, a mi przy stawaniu porannym na szklanej tafli wszystkie włosy na głowie i karku stają dęba. A po kręgosłupie w dół wije mi się stunogi wij, a każda noga wijowa ma butek z obcasem z lodu….

I jakieś inne sensacje. Budzę się w przedświcie ze złego snu. To nie są koszmary, jak kiedyś, to po prostu złe sny. Takie o daremności, o bezsile, o niezdążeniu. Budzę się bez łomotu serca. Tylko że potem zasnąć trudno raz drugi, bo myśli się kręcą wobec problemu ze snu. Zasypiam chyba dopiero przed budzikiem i potem pół dnia jestem bezprzytomna.

Albo budzi mnie nad ranem cholerny ból głowy, za oczami usadowiony. Spać nie daje. W końcu bólem znużona, człapię do kuchni po coś przeciwbólowego. Wracam do łóżka i robi mi się zizizimno, na kołdrę jeszcze kocyk, dreszcze niepowstrzymane, za kilka minut duszę się z gorąca, włączam wielki wentylator w otwartym balkonie, a twarz wachluję. Za kilka minut znowu kule się z zimna, potem znowu wariuję z gorąca. Przy czym temperaturę ciała mam cały czas taką samą. Ból głowy nie ustępuje, pojawiają się mdłości, czasem wymioty a czasem nie. I nagle prawie wszystko ustępuje, a ból głowy oddala się trochę, przyczaja gdzieś na skraju widzenia.
A za 2 godziny jestem gotowa hasać na rowerze, uśmiechnięty okaz zdrowia. I tylko jakiś krawężnik w poprzek, jakiś wybój na rozpędzonej drodze - odzywa się w głowie nagłym bólem obolałego porannymi wyczynami mózgu.

I ciśnienie mi znowu podskakuje. Niecodziennie, za to nagle. Chyba się będę musiała wybrać do lekarza na zmianę dawkowania.
Nie podoba mi się ta bezradność własnego ciała.


ps
Stasiek jest u nas od nocy sobotnio-niedzielnej, a miał być od jutra dopiero. Ale taki mus. Bo 4 godziny przed powrotem Staśka z koloni mama stasiowa, moja synowa-in-spe, wpadła rikszą do fosy Cytadeli, sturlała się 8 metrów w dół. Ratownicy medyczni nie mogli do niej dotrzeć, chaszcze, prawie pionowe ściany fosy, dopiero strażacy wyciągali ją na desce. Leży na neurochirurgii.

10 lipca 2014 , Komentarze (11)

mijają dni kolejne, a waga constans, constans i constans
albowiem codziennie jej czereśnie
nawet niedużo, ale te pół kilo znika jakby mimochodem
jeśli ja nie kupię, to Pan i Władca przed 20 leci do Wytatuowanych Chłopaków na skrzyżowanie i dumny z siebie przynosi owocki
ale sobie pomyślałam, że sezon owocowy jest taki pyszny i przeciez nie trwa wiecznie, zacisnę więc z rozkoszą zęby i będę czereśnie jadła

wczoraj 62,7
przedwczoraj 62,7
dzisiaj 62,8
constans, jak byk


na rowerze codziennie
po 40, po 50 km
tylko wczoraj było mniej - pojechałam do końca Wału, miałam w planach Radość, Anin, Żołnierską, chmurzyska cały czas górą nieba waliły, ale nagle wiatr zaczął łamać gałęzie, konar wielki spadł ze 2 metry przed dziewczyną... zawinęłam sie i przez 9 i pół kilometra pędziłam jak na skrzydłach, wiatrem w plecy popychana, uciekając przed burzą, skubana!!!, złapała mnie 680 metrów od domu i to wystarczyło

8 lipca 2014 , Komentarze (15)

prrrrroszęęę bardzo, film ze mną klik
i artykuł o mnie... noooo, nie tyle o mnie, co o tym, co robię .. . robimy klik 2

Czy wspominałam kiedyś, że jestem jednym z instruktorów rowerowych? Uczymy rowerzystów, jako Warszawska Akademia Rowerowa, bezpiecznej i zgodnej jazdy po ulicach, z reguły przejeżdżając z uczniem jego trasę z domu do pracy/szkoły lub z powrotem. A wcześniej, ponieważ na pamięć znamy skróty, nawierzchnię, miejsca gdzie krawężniki niższe - dajemy uczniowi kilka możliwych tras do wyboru. On decyduje, która drogą pojechać.
Pod koniec maja miałam "na lekcji" nieśmiałą panienkę z redakcji Agory z koleżanką
Dałam jej do wyboru, cyt:
Trasa 1 – wada: bardzo niebezpieczny manewr na Wisłostradzie
Czerską do Gagarina, w lewo skręt na Wisłostradę, nią do Poniatowskiego. Tu są dwa niebezpieczne manewry, niepolecane rowerzystom nieobytym z jazdą po jezdni.

  1. Na Wysokości Klubu Wioślarskiego należy zmienić pas z prawego na lewy skrajny. Jeżeli jest korek, to manewr można wykonać prawie spokojnie, ale jeżeli korka akurat nie ma, to samochody pędzą, a światła na skrzyżowaniu z Ludną niewiele ruch spowalniają.
  2. Prawym pasem do południowej wieżycy Poniatowskiego i znowu zmiana pasa na lewy, przy czym na jezdni dla nas namalowany jest znak „ustąp pierwszeństwa”

Pod mostem nawrotka i na ślimak. Poniatowskim do ronda Waszyngtona, objechać naokoło. Przy przystanku autobusowym w stronę centrum na chodnik i drogą stadionową na wprost. Do Zamoyskiego, w lewo, do Okrzei, w prawo, przeciąć Targową i wjazd w Ząbkowską. Uwaga na odcinek z kocimi łbami.

Trasa 2 – wada: 2 krótkie odcinki chodnikami
Czerską do Gagarina, przeciąć, Podchorążych, Suligowskiego. Przy stacji Orlen w lewo, na chodnik, 20 metrów. W lewo z 29 Listopada, na końcu osiedla prawo i do Szwoleżerów. Myśliwiecką do Rozbrat, dalej Kruczkowskiego, do PKP Powiśle. Oczywiście od skateparku Jutrzenka do Powiśla można też jechać DDRką przez park, biegnie równolegle. Pod wiaduktem Poniatowskiego wciąż Kruczkowskiego. W prawo, Tamką do mostu. Na wysokości budowy metra, betonowa pochylnia, wjazd na DDR na moście. Koło Syreny pod spód, na drugą stronę mostu. Most, lewo przed światłami, DDR wzdłuż Wybrzeża Szczecińskiego. Przy Kłopotowskiego na drugą stronę. Chodnikiem wrócić się 90 metrów do Okrzei, prosto, przeciąć Targową, uwaga na kocie łby na Ząbkowskiej.

Trasa 3 – wada: podjazd pod skarpę warszawską
Czerska, skręt w lewo w Gagarina. 2 alternatywy. Polecam drugą.

  1. za skrzyżowaniem z Belwederską w prawo na DDRkę wzdłuż Belwederskiej. Podjazd jest trudny i długi, pod samym szczytem wyczerpujący.
  2. za skrzyżowaniem prosto pasem rowerowym pod górę Spacerowej. Gdy szeroka Goworka odbija w lewo, jechać prosto dalej Spacerową. Pierwsza w prawo to Klonowa, wylot ma na wysokości Belwederu.

Przez skrzyżowanie przy Piłsudskim, po przejazdach rowerowych, DDRka wzdłuż Łazienek, Botanicznego, Ujazdowskiego, do placu 3+. Na pierwszym przystanku poczekać na czerwone światło dla samochodów z południa Ujazdowskich i wjechać na jezdnię, od razu na drugi pas. Doprowadza do odpowiedniego miejsca u wylotu placu 3+. Prosto do Las Palmas, Nowy Świat bez ruchu cywilnego, Krakowskie Przedmieście. Przed Placem Zamkowym w lewo w Miodową, na pierwszych światłach lewo w Senatorską. Na następnych światłach w prawo w Nowy Przejazd, w dół do Solidarności. Tunelem i mostem Śląsko-Dąbrowskim, ograniczony ruch cywilny, natomiast w tunelu przestraszyć może huk. Solidarności do Jagiellońskiej, w prawo. Na wysokości Skarbowego ustawić się na lewym pasie, skręt w lewo w Okrzei, przez Targową, uwaga na kocie łby na Ząbkowskiej.

Za to po wybudowaniu (już niedługo, już przecież widać krawężniki) DDR wzdłuż Czerniakowskiej oraz po oddaniu Sokolej przy metro Stadion - Wasza trasa powrotna z pracy będzie banalnie prosta.
Chełmską lub Gagarina do Czerniakowskiej, na DDR po wschodniej stronie. Nią dojechać do Syreny, na most DDRką po południowej stronie, za mostem prosto Sokolą do Zamoyskiego. I albo powtórzyć trasą Zamoyskiego-Jagiellońska-Okrzei albo przedostać się po chodnikach na druga stronę Targowej. Kijowską do Markowskiej, wymalowane są pasy rowerowe na Markowskiej, nią do Ząbkowskiej.

Na środową jazdę zalecam trasę 2 lub 3, Wasz wybór.
(DDR = Droga Dla Rowerów = "ścieżka rowerowa")
jj.

Padało, gdy jechałyśmy. Potem jeszcze wymieniałyśmy maile.
I cisza aż do wczoraj, gdy Ela do mnie zadzwoniła i powiedziała, że dziś będzie dostępny film oraz że się ukaże artykuł.



ps vitaliowe
wczoraj 40 km na rowerze
dzisiaj na wadze 62,7 kg
wrrrrrrr!
to przez te czarne czereśnie!
i przez to, że zdrrrrajca jeden, perfidny, podstępny Pan i Władca nabył wczoraj Lurpak masło klasyczne zamiast normalnego smarowidła .. . ach, jakie to pyszne kanapki, tylko chleb, masło i gruboziarnista sól, ach!....
no nic, dzisiaj też będzie rower

7 lipca 2014 , Komentarze (8)

dzień ósmy był wczoraj
waga nie do upublicznienia, bo kretyństwa pokazywała
wstać musiałam w przedświcie, nieprzytomna, i weszłam na wagę od razu, bez sikania, bez mycia zębów, bez posiedzenia przed monitorem .... idiotka!
i ja, że tak weszłam
i ona, że cuda-wianki pokazywała
potem zapomniałam, a potem sobie przypomniałam - po śniadaniu, hehe
i waga była niższa niż o świcie
_________________________"_________________________

a potem cały dzień na powietrzu - Warszawska Masa Krytyczna pojechała do Ossowa na Piknik Rowerowy
ach, nie tylko myśmy przyjechali, oprócz tambylców dojechała jeszcze Kobyłkowska Masa Krytyczna i pokaźna ekipa Odjazdowego Bibliotekarza


są upały - to i kręcę dłuższe kawałki - uwielbiam porządne ciepło na rowerze!
i wszystko mi jedno prawie, czy jadę w grupie czy też samotnie połykam kilometry
_________________________"_________________________

ach, Pan i Władca pojechał .. i nie warczał podejrzliwie na moich rowerowych kumpli, ale widziałam, że oczy mu biegały
kochany guuupek! przecież po to są dobrzy kumple, by mężowskie oczy koleć
_________________________"_________________________

a tu jeden z moich bliższy kumpli, dwumetrowy prawie Juro, w trakcie holowania osłabłego i zwalniającego, jednego z najmłodszych uczestnik wyjazdu
osłabłemu delikwentowi każe się usiąść wygodnie, nogi na pedałach i bardzo stabilnie trzymać kierownicę
dzieci można tak holować tylko na całkiem gładkich odcinkach i rodzić dziecka musi jechac z przodu, aby dziecko go widziało przed sobą, aby czuło się bezpieczne bez potrzeby rozglądania się na boki
a potem sie holujący "przykleja" prawą dłonią do pleców osłabłego i mocniej naciska swoje pedały!
i nagle dzieciak piszczy z radości, bo jedzie 25 na godzinę, wiatr mu rozwiewa włosy i bez wysiłku dogania resztę wycieczki

tylko kilku kumpli umie stabilnie i bezpiecznie holować, właśnie Juro na pomarańczowym rowerze, i Diabeł, którego też widać na tym zdjęciu, z tyłu w czerwonej koszulce


... byłam kiedyś tak holowana, rok temu ponad, gdy jechaliśmy w dół Tamką ze skarpy warszawskiej, pustą nocą
ZGROZA!
zamiast normalnych 37 czy 40 km/h, nagle na własnym liczniku zobaczyłam powyżej 60
POWYŻEJ SZEŚĆDZIESIECIU !!!!!!!

na dole powiedziałam chłopakom - że nigdy więcej!!! albo z nimi nie jeżdżę!!!


wysmażyłam się z lubością na słońcu
nagadałam z kumplami, pofraternizowałam z uczestnikami przejazdu, ponapawałam lekką zazdrością Pana i Władcy, zeżarłam przydziałową kiełbaskę z grilla popijając cytrynowym radlerem, narobiłam setki zdjęć, emocje też przeżyłam - na sześciotorowym przejeździe kolejowym wyjmowałam spod radiowozu lampkę rowerową, która wyskoczyła znajomej babci rowerowej z uchwytu, w drodze powrotnej posiedzieliśmy w greckiej knajpce przy plaży Poniatówka nad greckim piwem Mythos
w Warszawie była burza - a my mieliśmy cały dzień upalną i słoneczną aurę, a gdy do stolicy wracaliśmy, to już jezdnie suche były i tylko gdzieniegdzie parowały kałuże
i bociany nade mną latały, donosząc upolowane zwierzaki dwójce młodych w gnieździe

51 kilometrów


KOCHAM LATO!!!!
I ONO MNIE KOCHA!!

_________________________"_________________________


dzień dziewiąty
waga przedśniadaniowa 62,1 kg
paszcza pod kontrolą
rower popołudniem przewidziany
słońce za oknem i ciepło odpowiednie dla gołych nóg
Pan i Władca wciąż w cudownym obłędzie lekkiej zazdrości

5 lipca 2014 , Komentarze (13)

waga o poranku 62,3 kg

ale czegóż się mogłam spodziewać, jak wczoraj namiętnie "grzeszyłam"?
- na rower nie poszłam
- bo pojechałam kupić koniecznie nowe portki na rower
- owszem, nabyłam, ale przy okazji mnie szoping niespodziewany napadł i ogarnął, czego skutkiem są: 1 sukienka, 1 spódniczka, 2 pary butków, portek sztuk 2, gatki sztuk 4, staniki 2, czarny gładki i biały z koronką, komplet bielizny kuszącej (ach, już wypróbowany, ze skutkiem wyśmienitym) i 2 książki - ponad 3 godziny do tyłu i bolące stopy
- jak już do domu z łupem wróciłam, to wciąż mnie szopingowo nosiło, Pana i Władcę wyciągnęłam na z dawna odkładane uzupełnienie domowych zapasów w spiżarce, 2 godziny chodzenia i ładowania wózka, nóg nie czuję!
- i zamiast przykładnie koło północy sie położyć, to do 3 godziny, do przedświtu, filmy oglądaliśmy, delektując się Baileysem i Amarulą, smaki porównując

a dziś mnie tak stopy bolą, tak lewa ostroga łupie, że chyba sobie zrobię dzień postnego lenia przed monitorem z grą .. NIC mi sie nie chce

4 lipca 2014 , Komentarze (6)

wczoraj na rowerze ponad 52 km, popołudniem, zaczęłam po 17
dzisiaj na wadze 61,9 kg


paszcza pilnowana - ale nie! nie głodzę się!!!
jest w moim menu miejsce na wiele pyszności, a to:
- dzwonko karpia smażone na głębokim maśle
- pomidory malinowe z oryginalną grecką fetą
- koktajl truskawkowy
- zupka wiosenna na mięsie
- czereśnie (o! wczoraj jadłam)
- śmietankowe almette wyżerane z kubeczka łyżeczką
- gorąca jeszcze jagodzianka ... no dooobrze... pół jagodzianki
- kanapeczki z szynką czy schabem "od chłopa"
- kolorowe drinki
- sok jabłkowy Tymbarku
BO LICZĄ SIĘ ILOŚCI !

3 lipca 2014 , Komentarze (7)

waga o świcie 62,6 kg
pewnie - gdybym się zważyła o zwykłej porze, to byłoby mniej


co do Pana i Władcy - to on miał te żebra złamane przed 20 maja, to już prawie półtora miesiąca, standartowy czas na zrośnięcie
już przejechał w sobotę ostatnią 20 km, szybkim tempem, pod koniec 2 razy stawał i mamrotał gniewnie do swoich żeber
do różnych aktywności całkiem jest zdolny, w tym do akrobatyki interpersolnalnej, acz może jeszcze nie do wszystkich figur :D
przedpołudniem 20 km lajtowy przejazd, potem piknik i przedwieczornie powrót, znowu tempem lajtowym
... powinien dać radę


co do Jaśka - to rana pooperacyjna zagoiła sie na nim "jak na psie"
dostaje odmienioną chemię, jest w tak dobrym stanie, że 4 dnia po chemi siada na rower i z kolegami jedzie na międzywale, czyli robi jakieś 8 do 10 km
od 30 czerwca naświetlania na Wawelskiej, i znów, jest w tak dobrym stanie, że po naświetlaniach nie wraca autokarem z dziećmi do CZD, tylko z rodzicami do domu
naświetlania mają trwać ponad miesiąc
ale odporność ma obniżoną - właśnie przedwczoraj złapał łagodnego półpaśćca
nie przybywa mu na wadze, ale i nie chudnie
włosów nadal brak, wszędzie - hehe, jak jadą na rancho, to musi koniecznie, bez względu na pogodę, używać kremu z mocnym filtrem - na czaszkę!!, goła głowa ma bardzo cieniutką i delikatną skórę

2 lipca 2014 , Komentarze (7)

waga o poranku 62,3 kg

wchodziłam na wagę z duszą na ramieniu, bo wczoraj wtorek był, a we wtorki wieczorem zawsze sobie folguję, siedzę przy drinkach i przekąseczkach (zdrowych!) przed tivi i oglądam 3 lub 4 odcinki moich ulubionych seriali kryminalnych
ale waga okazała się być łaskawa, ufffff

ach, i rower wczoraj późnym wieczorem z serwisu odebrałam, za jakiś 1000 albo półtora tysiąca kilometrów będzie niestety cały napęd do wymiany, kaseta tylna, przerzutka tylna, łańcuch, pedały, korby, blaty z przodu
wracałam rowerem w nierowerowym ubraniu, butki na obcasie, torebunia, marynarka - ależ to rowerowo niewygodnie!

i tremę mam - w niedzielę rowerowa impreza wyjazdowa, Masa Krytyczna zabezpiecza przejazd do Osowa, a wśród uczestników jedzie Pan i Władca . . . . będę się musiała rozerwać chyba . . .  istnieć w dwóch odmiennych osobach

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.