najniższa waga w tym roku 60,3
za 3 godziny ruszamy ku południu Europy, ku ciepłym wodom
Ostatnio dodane zdjęcia
Grupy
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 1835954 |
Komentarzy: | 19150 |
Założony: | 16 marca 2009 |
Ostatni wpis: | 15 lutego 2019 |
kobieta, 62 lat, Warszawa
158 cm, 63.10 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Masa ciała
najniższa waga w tym roku 60,3
za 3 godziny ruszamy ku południu Europy, ku ciepłym wodom
Zuzia w Czołgu oraz rajzefiber przedrejsowa
Już żyję jeno przygotowaniami do wyjazdu. Już i rower od poniedziałku poszedł w odstawkę. Nawet przestałam liczyć kalorie vitaliuszem, bo zupełnie czym innym pochłonięta. Płetwy, maska, rurka, klisza do aparatu podwodnego, zamówić zakupy na 5 osób, planowanie trasy dojazdu do Monfalcone, lekkie pranie łódkowych ciuchów.
I ach! z trudem, bo z trudem, ale mieszczę sie we wszystko, tylko 2 pary spodenek i jedno bikini okazały sie być całkowicie nie do przyjęcia. Może to i dobrze, nie wpadnę w szał szopingowy przedrejsowy.
Waga constans, miedzy 60,8 a 61,4. Niech i tak będzie.
O powtórne zejście poniżej 60 i o dążenie do stabilnego 55 postaram się po powrocie.
Pisałam kiedyś, że siostrzenicy-chrześnicy w prezencie ślubnym daję starsze rodzinne volvo, pieszczotliwie Czołgiem zwane. Kilka vitaliowych koleżanek się oburzało, że jak to, dawać stary samochód, że nie wiadomo, na co im, czy chcą, itepe. Wyjaśniłam wtedy.
I co? Młodzi zadowoleni bardzo, wychuchali Czołga, aż błyszczy. Adrian jest z wozu tak ogromnie dumny, chwali się naokoło, kolegom w pracy, rodzinie.
A wczoraj Czołgowi przybyła nowa pasażerka. Zuzia. Od razu się polubili - on ją miękko resorami bujał i mruczeniem uspokajał, ona ufnie w jego "objęciach" zasnęła.
Czołgiem ze szpitala do domu przyjechała moja nowa wnuczka. Znaczy cioteczna wnuczka. Zostałam babcią po raz drugi, nieważne że tylko cioteczną.
niespodziewanie - 60,8 kg
HA!!
HA!!!!!!!!!!
i ewidentnie spada mi obwód brzuszny
obawiałam się nagłego wzrostu, bo wczoraj odżywiałam się na słodko - morele wygotowane w syropie do nalewki; i mlecznie, jak nic z litr tłustego mleka wypiłam, piłam i piłam i nie mogłam się nasycić; i mięsnie, wyżarłam całe mięsko z rosołu królewskiego, całe!
ale waga doceniła to, że mimo jedzenia pysznego, to już długi czas nie było obżarstwa i że pilnuję paszczy i że roweruję prawie codziennie
no owszem, nie bedę miała na wyjazd wagi zeszłorocznej i owszem, kostium nowy przed rejscem będę musiała kupić i spodenki, ale jednak 4 kilo odeszło i nie widać, by chciało wracać, nie czai sie za każdym nadprogramowym kęsem
ACH!! gdybym wiedziała, że sie potknę
i że się wywrócę
TO BYM SIĘ POŁOŻYŁA
rower 55 km z ogonkiem
na liczniku 4134 km
ale w domu rosół królewski na nowalijkach, salami, winogrona, drinki, morele, pasztet i śmierdzący wniebogłosy ser
no bo czemuż nie?
od 3 dni poniżej 61,5 kg
a właściwie od tygodnia, z przerwą jednodniową
dziś 61,3 kg o późnym poranku
rower wczoraj był mikry, bo popołudniem wiatr chwilami zrywał mnie z siodełka, w oczy sypał piachem i pyłem ze wszystkich stołecznych remontów, a wieczorem była burza
za to nie wiedzieć jak i kiedy, wjechałam w piaty tysiąc, po wczorajszej jeździe mam na liczniku 4079 km
wyjątkowo szybko w tym roku, po części zasługa krótkiej zimy, ciepłej wiosny i tego, że rower stał mi się niezbędny, codzienny, wariuję, jak nie jeżdżę, no poza czasem zalegania śniegu na ulicach - jest moim prawie całorocznym środkiem transportu po mieście
idę sobie, pucować pokoje przed przyjazdem córczęcia z Oswojonym Wikingiem, cedzić ostatnie zeszłoroczne nalewki i co tam jeszcze z przygotowań wymyślę...
no przeciez mówiłam, że wysikam
w sensie, że nadmiar kilogramowy jednodniowy wysikam
zrealizowałam "groźbę"
dziś cudny widok na wadze, tylko raz w tym roku mignęło i sobie poszło, piękne , zachwycające, ze 3 razy wchodziłam na wagę, by oczy ponapasać, śliczne 61,1 kg
cudowne upały trwają, rower codziennie, córczę w drodze (okrężnej nieco) do domu rodzinnego, przygotowania do rejsu do Wenecji, kot przytulaśny, Pan i Władca też . . .
bosze! życie bywa piękne!!!!
- no bo jakże miałaby waga nie wzrosnąć, gdy w pośpiechu, w biegu, zamiast obiadu - jagodziankę pochłonęłam, zapijając 2 szklankami zimnego mleka z oszronionego szkła
- no bo jakże miałaby nie wzrosnąć, gdy zamiast ponad 40 km na szybkości, przejechałam lajtowym tempem niewiele ponad 30
- no bo jakże by miała waga nie wzrosnąć, gdy przejazd rowerowy zakończył się późną nocą na placu zabaw w parku, gdzie dzieciaki po omacku ruszyły do piaskownicy i huśtawek, a mniej lub bardziej dorośli rozsiedli się na trawnikach i ławkach, w grupki się zbierając, odganiając od komarów, dyskutując i konsumując to, co przed chwilą nabyliśmy w pobliskim Społem, ja - drożdżówkę ze słodkim serem
- a już na pewno waga musiała wzrosnąć na skutek tego, że po powrocie odnalazłam gar zimnej pomidorowej, przez Pana i Władcę ugotowanej, na wołowinie i młodych jarzynkach, i potem ten gar mnie jakoś ciągnął, co chwila nad nim zwisałam i zwisałam, chłepcząc...
nic to, tylko 62,5 kg
wysikam...
bo wczoraj taki wyjątkowe popołudnie było
GODZINA W
Przejazd Świeczkowy
co to godzina W, to chyba każdy wie
od 3 lat jestem wtedy na rowerze pod Rotundą, na środku ronda, a dokładniej w jego wschodnio-północnej ćwiartce
tu, pod linkiem, jest film z wczoraj, kamera miejskiego monitoringu, w tle słychac głosy operatorów, widać jak się ludzie schodzą , przyjazd motocyklistów, blokada ronda, przepuszczenie ostatniego tramwaju, zbyt wcześnie odpalona zielona flara (11:20), pierwsza czerwona flara (12:12), narastające trąbienia i dzwonki w tle (12:43) i potem o 13:02 głos operatora "to jest to" i syreny i wykwity dziesiątek flar
Przejazdy Świeczkowe Czajnika organizuje od 7 czy 8 lat Czajnik. To taka jazda rowerem, grupowo, po ulicach. Czasem z przewodnikiem, a czasem bez. Zaczynając od obelisku Krybar na stoku Tamki, jeździmy po różnych powstańczych mogiłach, po miejscach rozstrzelań z Powstania, zapalamy świeczki, czasem przewodnik coś opowie, w zeszłych roku odwiedzaliśmy mogiły zapomniane, na praskim brzegu, w tym Mokotów i Wola, na Mokotowie takie miejsce, gdzie powstańcy wychodzili z kanałów, są na ulicy namalowane ślady stóp, wieczny znicz na tyłach pomnika Powstania Warszawskiego, memoriał na Woli, z wystrzelanymi w murze śladami ciał
110 km na rowerze w ciągu ostatnich dwóch dni
dziś też, o ile się popołudniem nie rozpada
na wadze wczoraj 61,6
na wadze dzisiaj 61,5
paszcza pod kontrolą
i wciąż ciepło, ciepło! cieplutko!
dziś Jasiek ma ostatnie naświetlania, wyniki krwi trochę lepsze, jest szansa, że przed łikendem wróci do domu, włosy na głowie mu odrastają, ma ciemny meszek
rower codziennie
waga paskowa
paszcza pod kontrolą
cudowne upały, raz na jakiś czas ulewa
CHWILO, TRWAJ!
to były chyba jakieś omamy ...
dziś na wadze o późnym poranku grzeczne paskowe 62,1 kg
wczoraj Masa, jeździłam jak na skrzydłach
pani z Kondratowicza nie przepraszam za ogwizdanie i krzyk do rowerzystów "uwaga, samobójczyni w peletonie".... . ale jak taka, uczciwszy uszy, umysłowa krowa, wchodzi w zwartą kolumnę rowerów 300 metrów przed migającym radiowozem, to przecież siłą jej nie będę zatrzymywać ani próbować rozmawiać, tylko ostrzegę jadących przed wtargnięciem
na zakończenie jak zwykle fotka pod Zygmuntem, kolega zrobił kilka, a potem na FiBi zamieścił tę z guuuupimi minami
ps.
Jasiek od poniedziałku znowu w szpitalu, spadły mu wyniki krwi i nie chcą się podnieść do zadowalającego stanu