Dzis przez caly dzien ostro poscilam. Nie bralam do pracy duzo do jedzenia bo ostatnio nie mam kiedy jesc. Na glodniaka poszlam do kolezanki do pokoju. Akurat byla w trakcie sniadania, konczyla jogurt i zaczynala omlet z bita smietana. Wiedzac ze sie odchudzam zaczela sie ze mna droczyc czy nie chce tego omletu, poduwala mi go pod nos zeby mnie skusic. A ja nic. Nawet mi sie nie chcialo tego omletu. Fuj! Przezylam dzien proby i jest fajnie.
Dzis pochlonelam:
2 małe banany
jabłko
serek wiejski
udko wędzone
1/4 kostki twarogu z rzodkiewką
szklanka mleka
Przeziebienie mnie bierze. Kicham na maxa, katar mi sie zaczyna. Ogolnie jestem otepiala i nie moge sie na niczym sie skupic. Ale bywalo gorzej.
Ciesze sie bardzo, bo uklad pokarmowy mi w koncu ruszyl. Hurrrrraaaaaaaa!!!!!! Jakie to fajne uczucie, ktorego wczesniej jakos nie docenialam.
Musze wziac gleboki oddech, jutro kolejny dzien walki. Trzeba sie trzymac!!!
Trzymajcie sie pieszczochy :)