Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

MAm bardzo szerokie zainteresowania, jak to mówią moi znajomi jestem " kobietą renesansu" . Miałam być chirurgiem, zostałam prawnikiem ale wciąż uczę się czegoś nowego . Uwielbiam książki, zdobywanie wiedzy, wypady do klubów i wiele wiele innych

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1082618
Komentarzy: 43069
Założony: 5 stycznia 2007
Ostatni wpis: 31 grudnia 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Beata465

kobieta, 59 lat, Radom

173 cm, 110.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 września 2021 , Komentarze (17)

...oj doskonale to wiem. Pobyt w Krakowie wielce udany, ba....nie wykonałam " zaplanowanego" planu. Po przyjeździe okazało się, że moi znajomi radomsko krakowscy we wtorek raniutko jadą do Kołobrzegu, więc z tradycyjnego " winka" nici. Co było robić? Pognałam na Wąwel...i bardzo dobrze , och jaki to był cudny przedwieczór. We wtorek poranek spędziłam na zwiedzaniu Muzeum Czartoryskich - oczywiście głównym powodem była " Dama z Łechtaczką" , wróciłam pełna wrażeń i zmęczona koszmarnie...zaległam na łożu niczym pies Pluto, środa rano spotkanie potem muzeum motyli , we czwartek raniutko - kilka godzin w ogrodzie botanicznym i przyznam, że dla mnie przyrodomaniaczki fotograficznej to ...lekkie rozczarowanie, ubzdurzyłam sobie, że teraz będę miała wysyp róż i błąd, kwiecia do focenia niezbyt wiele no ale nic - 5 tyś zdjęć przywiozłam teraz je przeglądam, oceniam i wywalam, pewnie zostanie ze 2 tyś. Przy okazji dostałam maila z fundacji, żebym słała swoje zdjęcia bo jest wystawa dzieł " artystów" chorych na otyłość. Oczywiście, że poślę a co. Tymczasem troszkę Krakowa. Poniedziałkowego, z  drogi do hostelu a potem  wawelskiego. Zaskoczył mnie koń na pl. św. Ducha, przecież go w czerwcu nie było, okazało się że to rzeźba tymczasowa maltańskiego artysty. Koń postoi do końca września, zatem mogę mówić o farcie ...udało mi się go uwiecznić.

  

Niektórzy się dziwią, że wracam do miejsc " gdzie byłam już". Ale jak tu nie wracać, kiedy za każdym razem widzę coś nowego, albo widzę to inaczej, odkryłam tym razem kamienicę pod rakiem - na Szpitalnej. 

Na Rynku oczywiście cudne konie i one piękne i ich " zdobienia.

Oczywiście jak mogłabym nie pognać do ulubionej żaby na kamienicy przy Retoryka. 

No i dotarłam na bulwary wiślane, pod Wawel, to prawda że szczęśliwi czasu nie liczą, ale ten zegar cudny w późnopopołudniowych promieniach słońca.

Wisła też niemniej urokliwa.

i diabelski młyn jakoś tak inaczej wyglądał niż ostatnio.

A ten gość zapłonął kiedy do niego podeszłam ...ciekawe czy zwąchał, ze mięciutki baranek się do niego zbliżył :)

A tu na zamkowym murze wyrosły kwiatuszki, matka natura potrafi wykorzystać nawet szczelinki w zamkowych ścianach. 

Tego kościoła jeszcze nie rozszyfrowałam, widać go z Wawelu bardziej w prawo widać kopiec Kościuszki, muszę pognębić moich krakusów. 

A tu powrót łodzi...wyjątkowo kojarzyła mi się z Azją .

i na koniec ( dzisiejszy) rzut oka na katedrę wawelską

No to miłej soboty, ja śmigam dalej porządkować fotki, a po południu spotkanie w sprawach stowarzyszenia. Aaaahoooooooojjjj!!!!

9 września 2021 , Komentarze (17)

..30 sekund , maleńkie 30 sekund szybciej płynęłam swoje 44 baseny. Dla niektórych to nic, mgnienie oka, dla mnie nadzieja, że za dwa, trzy tygodnie dołożę 2 długości w tych 45 minutach spędzonych w wodzie. Aaaaa bo ja wam nie napisałam, że jest jakiś małpowaty " służbista" ratownik. Aż wczoraj zapytałam panią na kasie, co to za gadzina. We środę darł się na mnie że śmiałam wejść do wody 6 29 i 30 sekund, nie pozwolił popłynąć wcześniej niż 6 30, w poniedziałek ryczał w tej samej kwestii na doktora, a wczoraj na jakąś kobietę, która go olała i popłynęła. Do tej pory, jak już był ratownik na niecce, a pani nas wpuściła to można było wejść do wody i zacząć pływać np. 6 26 i wtedy sobie przepływałam więcej długości..przy tym służbiście nie ma szans ruszyć wcześniej. No ale w moim żółwim tempie ( choć nie wiem czy żółw w wodzie nie jest szybszy niż ja) to tylko 44 długości robię, ale wczoraj zajęło mi to 43 minuty i 22 sekundy, zatem jest szansa na poprawę wyniku😁. We wtorek z racji niepływania złapałam nikusia i poszłam w ......osty ( choć nie tylko) zatem wpuść babę w badyle to mało, że wróci po 4 godzinach to jeszcze cała w dziadach. Ale co przyniosłam, to przyniosłam a do tego był dzień motylowy, ileż pięknych motylków fruwało po parku , niektórych do tej pory tu nie widziałam. W Krakowie planuję wpaść do muzeum motyli, oj poużywam tam sobie. Wczoraj sobie zrobiłam inszą inszość ( w ogóle przez to karmienie węży to głupieję i przez oglądanie Jamiego Oliviera tyż) na obiad był 3 minutowy stek z rostbefu ze smażonymi listkami szałwii na mieszance młodych listków, do tego zgrillowane kromki focacci z rozmarynem i z zielonym pesto. Mniam. Chłop popatrzył i stwierdził żem zgłupiała. Za to psice rozsiadły się na krzesełkach ( u Whisky to norma bo mała i skoczna, za to Sake duża i nieskoczna ale długołapa i też opanowała moszczenie się na meblu) i też żarły stek. Za luksusowe te moje psy, za dobrze mają z nami. Dzisiaj będzie grillowany indyk a w programie tegotygodniowym są jeszcze piersi kurczaka w sosie satay ...dzisiaj Szczeżuja odbierze paczkę z różnymi ciekawymi przyprawami i sosami np. miętowym do jagnięciny , jak wrócę z Krakowa to myknę do Selgrosu gdzie znalazłam dla siebie królestwo różnych różności do kuchnianych szaleństw. No ale tymczasem: borem, lasem ....idźmy w chaszcze. 

I takimi to lekuchnymi puszystościami zapraszam was do wejścia w nowy dzień . Miłego czwartku. Ahoooooooj!!!!!

7 września 2021 , Komentarze (14)

że wczoraj nikt nie przyszedł, bo bym chyba ugryzła, jednak te trzydniowe maratony przygotowawcze są dla mnie męczące. W piątek upiekłam sernik i daktylowe, w sobotę oba drożdżowe i ze śliwkami i z rabarbarem. Okazało się że Długoręka z rodzinką i mój dzieć wrócili już w sobotę z gór ( płacząc, jęcząc i bluźniąc no i cierpiąc) więc w niedzielę raniutko  zabrałam się za obiad..obiecałam im podstawić pod nos, nie prosząc tym razem o pomoc. Nastawiłam tajski rosołek , bo on najdłużej się gotował, choć samo przygotowanie wsadu jest błyskawiczne, rosół przepyszny , choć mało ostry, po prostu nie sprawdziłam przepisu przed zakupami i kupiłam tylko jeden słoiczek pasty curry a to była porcja na pojedynczy " garnek" a ja przecie robiłam podwójny, ale miało to swoje dobre strony, bo zupa była lekko pikantna , małż nie znosi smaku ostrego, więc dla niego akurat, reszta dostała na stół srirachę i sobie doprawiliśmy, potem planowałam labraksy na warzywach, ale ponieważ Paszczur musiał wracać do Łodzi, to poprosiła o zmianę dania i wjechał makaron z czosnkiem i mieszanką grzybów ( kurki, pieczarki, boczniaki ) doprawione śmietanką i parmezanem, potem był deser, po którym wszyscy leżeli popsem ( bo nie napiszę pokotem), swoją drogą moje psice żrą wszystko, jak słowo daję mam luksusowe smakoszki. Na podwieczorek były kalmary panierowane w mące razowej na puree z awokado i limonki, a na kolację upiekłam ryby na grubej warstwie warzyw : ziemniaków ( podgotowane), marchwii, cebuli i papryki. I tu już tylko niezwykle użyteczny siostrzeniec pożarł swoją porcję, ja pół porcji ( bo ryb było tylko 4 a jedzących 5) pół porcji odłożyliśmy Szczeżui a resztę ( razem z blachą) Długoręka zabrała do chałupy i mieli wczoraj obiad. A ja mam naprawdę dosyć ..teraz będę testowała szybkie żarełko ( wg. Jamiego Olivera ) ale dwuosobowo. Dzisiaj łapię aparat i idę w park, wczoraj wracawszy z " interesów" widziałam piękne światłocienie, ale nie miałam siły, rano był basenik. Ha ..chyba udało mi się zachęcić do aktywności młodzieńca, wyraża ochotę pływania ale się wstydzi swojego ciała..koniec świata, myślałam że to kobiety mają hysia na tym punkcie a tu proszę, powiedziałam że chętnie mu podniosę samoocenę moją " osobowością" no i podobno mamy śmignąć na poranek basenowy po moim powrocie z Krakowa. A propo Krakowa to tak sobie " napięłam" program tym razem, że nie wiem czy ogarnę wsio co miało być. W poniedziałek...wiadomo po przyjeździe piję u znajomych, we wtorek mam rezerwację z Muzeum Czartoryskich ...pewnie mi pół dnia zejdzie, w tym planuję uwiecznić " Damę z łechtaczką" ( choć podobno warunki do focenia są trudne), w tym układzie we środę polecę do ogrodu botanicznego , znajomi obiecali mi w czerwcu że przy następnej wizycie pojedziemy na małpy i inne źwierzaki ...no i planowałam Wawel fotografować tym razem od środka - i nie wiem czy się wyrobię, bo w czwartek przed wyjazdem znowu spotkanie, jasna anielka, no może jednak jakoś popołudnia uda mi się zagospodarować a jak nie , to część atrakcji na listopad przeniosę. I dosyć gadania , czas oglądania. Dzisiaj zapraszam do Krzyżtoporu

No to miłego dzionka, ahoj, przygodo. Przygodo? Ahoj!!!!!

5 września 2021 , Komentarze (12)

Paszczur już podrzucony do domu, myślałam, że oni prościuśko z tych Tater przyjadą na żarło a tu nie. No ale to i dobrze, bo zadzwoniła brzydsza siostra Kapciuszka, że mama jest dzisiaj sama i coś trzeba wymyślić. Więc napisałam do Długorękiej że jak będą wracać to niech mamę przywiozą na obiad , wiem że się będzie opierała ale we trzy osoby ją " wyprowadzą" z domu , nie z równowagi. W związku z tym, będzie jedna zmiana w menu ...zamiast usmażyć labraksy na ostro , to upiekę je na warzywach 😁, zresztą rosół będzie tajski - więc ostry. Wczoraj przybyła pierwsza część..małżowska, gości. Nie wiem czy zostałam skomplementowana czy obrażona stwierdzeniem " ależ pyszny ten sernik, piekłaś sama"? Oczywiście, oprócz pipulów, ważne miejsce przy stole zajmowały psice...a Whisky to nawet na krześle zasiadła , tym razem Sake się nie wpakowała ale tylko dlatego, że zajmowała się nowością, czyli Zuzią, bo jedna z sióstr małża przyszła z wnuczką. A w ogóle to mój barek alkoholowy prezentuje się tak. 

A teraz trochę krakowskich franciszkanów, za chwilkę znowu będę grasowała po ulicach grodu Kraka, a propo chłop jest niemożliwy, wczoraj przy stole mówi:

a właściwie po co ty tam znowu jedziesz?

w zastępstwie, podwawelski jedzie na urlop nad morze

kto?

no mówię, smok, ja będę teraz za niego robiła 

i znowu narobiłam śmiechu. 

No to jeszcze dobrej nocy, albo miłego dnia, jak kto woli. Ahoj!

4 września 2021 , Komentarze (20)

czyli jak chłop może cię doprowadzić do szewskiej pasji. Tradycja, klientom naprawia się sprzęt w domu niepełnosprawny, no mało mnie szlag rano nie trafił z pralką, za każdym razem łże jak pies, że ma niezamknięte drzwi, trzeba ją nacisnąć od góry i wtedy zaczyna działać, niestety dzisiaj usilnie się opierała, a ja od od rana na nogach ...wczoraj upiekłam sernik i ciasto daktylowe, raniutko chleb i już mi wyrasta pierwsze drożdżowe pod rabarbar, jak to będzie na tip top....zrobię drugie ze śliwkami ...po południu przyjda siostry małża a jutro zjadą dzikie żmije i młodszy Paszczur ( którzy pojechali w Tatry porobić za kozice), ale jutro oprócz ciach będzie rosół po tajsku, makaron z różnymi grzybami, labraksy nadziewane pietruszką a także zarówno kalmary na puree z awokado i limonki, ale to jutro. Nie wspomnę , że pierwsze " imieniny" obchodziłam tydzień temu..niech to...nie znoszę takiego rozciągania imprez. No ale nic...głowa mi pęka z nerwacji , mało tego, okazało się tydzień temu jak się wykrwawiałam, że mam coraz więcej krwinek czerwonych, tym razem było 17 mln, ale lekarz stwierdził że skoro u mężczyzn biorą do 18 mln to ode mnie mogą wziąć przy 17 , krew poleciała szybko , bo tego się obawiali, że jak taka gęsta to nie będzie chciała. Stąd też nieco wyższe ciśnienie ..ale muszę iść do kardiologa albo hematologa , bo na moje  pytanie co mam robić żeby tę krew rozrzedzić pan doktor rzekł " widać natura chce żeby pani do nas regularnie przychodziła" no dobra...jak chcą mnie doić co miesiąc to bardzo proszę, ale jak mam bywac co trzy miesiące ( jako kobieta) to mnie przez dwa ...w przerwie może szlag trafić , a ja mam przecież plany na najbliższe półtora roku na bank..a na następne 99 coś wymyślę. Tymczasem zapraszam do podeszczowego parku. 

No to miłego dzionka, lecę bo mi pierwsze drożdżowe pika :D :D Ahoooooooooooooooooooooj!!!!

2 września 2021 , Komentarze (22)

to ja 😀. Żyję, szaleję, karmię ( głównie nienażarte kłębowisko źmij), wędruję - ostatnio po Jurze Krakowsko - Częstochowskiej, fotografuję i walczę - a to w WSA a to z mającymi się budować koło mnie blokami. Wróciłam wczoraj na basen co mnie wprawiło w błogostan...nareszcie! W sobotę na festiwalu ogrodów ludeczkowie mogli podziwiać moje 12 fotografii z cyklu 4 pory w Starym Ogrodzie...no powiem, że w takim formacie 100 x70 wyszły super, a naprawdę obawiałam się tej wielkości. To teraz trochę małych , ale najpierw Kazimierz , mój chłopczyk niedługo skończy rok , jak ten czas leci. 

No to miłego dzionka, słonko wylazło, lece na poranną kawę, potem zrobić pazury a później to już wydawać kasę i do roboty ...ahoj!!!!!

9 sierpnia 2021 , Komentarze (21)

wszystkim i tym którzy się o mnie martwią i tym którzy mnie mają w głębokim poważaniu. Żyję , choć nie mam natchnienia na działalność sprawozdawczą ...może dlatego, że przez upały, potem deszcze mało robię ( poza kręceniem się po kuchni a i to rzadko) czytam, czytam i ...zaziębiam się. Głupia , stara i głupia, nawet kiedy się ochłodziło spałam " w strumieniu" chłodnego powietrza z wentylatora i oczywiście namiętnie chłeptałam zimniaste herbatki z lodówki no i mnie rozwaliło katar , lekkie pobolewanie gardła a przede wszystkim ( dzisiaj) kompletna niemoc. za to wczoraj wywlekłam chłopa rano ( jako podwoziciela) do Królewskich Źródeł ( nie chciał jechać na drugą połowę Orlich Gniazd, ale dobrze, bo w moim stanie cielesności to bym raczej nie dała rady). Wczoraj las mnie zaskoczył i nie tylko mnie ( pan od ptaszków też był i stwierdził " i znowu nie udało mi się być pierwszym, pani mnie wyprzedza) las był " niemy" , to bardzo dziwne uczucie, taka cisza ...żadnego ptaszka, żadnego wiatru, nawet rzeka płynęła bezgłośnie. Dopiero jak wracałam to słyszałam spadające żołędzie. Przeszłam swoją trasę , wróciłam inną ścieżką ( i raczej już nią nie pójdę, bo dla fotografującego kompletnie nieatrakcyjna, za to piękna dla patykujących czy rowerzystów) i wyrwałam się w stronę podwody jakieś półtora kilometra, chłopina mało nie " zemglał" jak mnie zobaczył przy skrzyżowaniu. Spytał " a co ci się stało, że przyszłaś aż tutaj?" z rozkosznym uśmieszkiem odrzekłam " to z troski o samochodzi, żeby mu się podwozie nie pobrudziło przy pokonywaniu dołów i kałuż". Wróciliśmy do domu i poszłam spać bo pobudka przed 4 i stan zdrowotności nie pozwalały mi funkcjonować..obudziłam się przed 2 , zjadłam obiad i .......poszłam do parku. Tak że wczoraj poszalałam nieźle per pedes..padłam po 20 i obudziłam się po 2 no i amba ...koniec spania. Więc już funcjonuje, ale wyraźnie oczuwam dzisiaj bezsilność. Nos wraca do normalności ale siły 0. Dobrze, że przyjdzie dzisiaj pani Emilka ogarnąć chałupę, a mnie czeka tylko produkcja jagodzianek dla chłopaków, którzy mi pomagali i pomogą ze zdjęciami( nie mogę ich otworzyć, jakoś dziwnie zostały zapisane na karcie, muszą je odzyskać fachowcy - zgodzili się to zrobić za ..jagodzianki). Na początek troszkę Kaziczka, byliśmy u niego 1 sierpnia, a potem Kazik z rodzicami pojechał na 3 dni do cioci Paszczurzycy młodszej nad jezioro. 

tak witał mnie wschód słońca w drodze i  w Królewskich Źródłach wczoraj

a to już trochę leśnej zieleni

No to miłego poranka, poniedziałku i początku tygodnia a ja idę dogorywać w ciszy i niekoniecznie w spokoju. Ahoj!!!

3 sierpnia 2021 , Komentarze (40)

...przyszły dzisiaj przyszły i chłop się " zbluwersował" jak zobaczył nasze koszulki ( moją i Długorękiej) ostrzegłam go , że " jak powie jedno słowo za dużo to.............." 

Swoją drogą jego koledzy zastawili na mnie pułapkę (na moim własnym podwórku) i efektem " zaczepienia" o paletę , jest rozcięty paluch, policzek i potłuczona przestrzeń między biustem a pachą ...coś mi się zdaje że jutro będę tam już piękny siniak. 

No to lecę do moich działań myślowych...mam trochę robót myślowych :D 

Miłego popołudnia. Ahoj!!!

28 lipca 2021 , Komentarze (15)

szczególnie w łydkach czuję do dzisiaj, no ale życie kozicy jest mi całkowicie obce. Co najwyżej od czasu do czasu ( a i to bardzo rzadko) . Wróciła duchota, wczoraj poszłam robić pazury nanożne ...o ludzie ...myślałam że zejdę , podobno w kraju padało ..u nas pokropiło: duże, ciepłe krople i przez 4 minuty , co to za deszcz...parówa ciężka do wytrzymania. Jak tu żyć? No ale koniec marudzenia. Dzisiaj zapraszam do doliny Wodącej i na skałę Biśnik ...jaskinie zamknięte ( z racji badań) , zresztą jak się okazuje zajechaliśmy od dooopy strony i dotarliśmy do tej mniejszej ..niestety do jaskini ( widocznej na zdjęciach) nie zawitałam....moja osobowość jest większa niż " właz" do dziury😁. No to zapraszam na górę.

No to miłego dzionka wszystkim ....ahoj....przygodo, przygodo, daj mi odpocząć. Ahoj!!!!

26 lipca 2021 , Komentarze (17)

bywam, bo albo umieram z gorąca ...albo ganiam gdzieś. Wczoraj pojechaliśmy sprawdzać stan naszego zrujnowania. A gdzie to najlepiej sprawdzić jak nie ...porównując ruiny? Kierunek Jura Krakowsko - Częstochowska. My orły pustych gniazd...nie porwaliśmy się na cały szlak Orlich Gniazd ...ale częściowo jak najbardziej. Zaczęliśmy od Bydlina ( i to właśnie dzisiaj wam pokażę) potem Dolina Wodącej, Smoleń i zamek Pilicz, Ogrodzieniec i góra Birów i na koniec zamek Rabsztyn ...ponieważ pojechałam z lekkimi zakwasami po piątkowym nickowaniu, a tu się nawspinałam i nazłaziłam z górek ( co dla mnie od 11 lat było rzeczą kompletnie obcą) to już myślałam, że Rabsztyn zaliczę na kolanach ...co prawda Szczeżuja chciał mnie zostawić pod wzgórzem...ale się zaparłam, że nie po to przyjechałam żeby nie wleźć ...mało nie płakałam, jednak ta cholerna lewa noga jest słaba, a już szczególnie jej słabość wychodzi kiedy mam różnice wysokości np. stopni , dlatego tam gdzie była taka możliwość a nie istniało ryzyko poślizgu i zostania kobietą upadłą , nie szłam po stopniach tylko po " gruncie" . Reasumując ...warto było, chociaż małż jest koszmarny jeśli chodzi o pole " zauważania obiektów fotograficznych" - nic nie widzi, jak wrzasnę ...stój bo ptaszydło , to jedzie dalej i pyta jakie ? A tu,kurdę, praptak o ponad metrowych skrzydłach i w dodatku rudy krąży nad polem, no ale posiada też taką zaletę ( chłop nie ptak), że przynajmniej lezie w przód a nie zatrzymuje się i pokrzykuje na mnie " no chodź, co ty tam znowu wypatrzyłaś" . Generalnie nawet wczoraj wykazywał cechy ludzkie i pytał czy dam radę podejść, a nawet dwa razy mi odradził włażenie bo stwierdził, że np. trzeba dać bardzo dużego susa między schodami a brzegiem baszty i w dodatku krok wypada na nierówne kamienie ..więc mogłabym runąć. I ok ...doceniam takie uwagi ( a nawet wskazówki) nawet jeśli są wypowiadane w takim zamyśle " jeszcze by ci się coś stało a przecież helikopter by tu nie wylądował, żeby cię przetransportować" . Jedyne czym mi podpadł to to ...że nie dał się zakuć w dyby ...zresztą mnie też nie chciał zakuć...gad jeden. No dobra to ...jedziemy, najpierw Bydlin. 

No to miłego początku nowego tygodnia, podobno dzisiaj znowu ma być piekielnie ...na ten moment jest pochmurno. Ahoj!!!

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.