Jak wspominałam - w sobotę tydzień temu wróciłam do domu wycieczki rowerowej. Przejechałyśmy z przyjaciółką 480 km rowerami w tydzień. Wróciłam z wagą mniejszą [niewiele] niż wyjechałam. Od tamtej pory zaczął się festiwal jedzenia. Nie mam wszystkich zdjęć ale po kolei.
W sobotę czekał na nas obiad. Carpaccio z buraka i polędwiczki wieprzowe z pieczonymi ziemniakami.
W niedzielę wpadli goście. Mąż zrobił smażony makaron z kurczakiem w jogurtowym sosie czosnkowym, ale że goście zapchali się arbuzem i kiwi - było gorąco - oraz deską serów to obiad został na dzień później. Ja jednak wciągnęłam sporo piwa i sera i owoców.
W poniedziałek więc zjedliśmy ten smażony makaron, a we wtorek upiekłam zawijasa z lidla - kilogramowe ciasto filo z nadzieniem serowo szpinakowym.
W środę były krewetki i świeżo upieczony chleb. Mąż sam piekł.
W czwartek mąż zrobił parówki w cieście filo i dużo sosu czosnkowego, a później jeszcze pizzerinki upiekł.
Piątek zaczęliśmy od kanapek z awokado, serem dojrzałym i zieleniną. Potem mąż zrobił krem z pieczonych pomidorków koktajlowych.
Na kolację zaś spaghetti, które mąż zrobił sobie tydzień wcześniej, jak byłyśmy na rowerach, ale tak mu sos dobry wyszedł, że zamroził dla nas porcję. Było naprawdę wspaniale.
W sobotę zaś - w dniu wyjazdu przyjaciółki - mąż zrobił zapiekankę langedijkową. Langedijk to gmina w Holandii, która słynie z uprawy kapusty, więc ich zapiekanka zawiera dwie główki kapusty. Mam jeszcze jedną porcję na dziś.
Wczoraj pierwszy raz - choć wcześniej nie liczyłam dokładnie kcal, tylko wklepywałam w myfitnesspal 3500 kcal orientacyjnie - w tym tygodniu miałam deficyt kcal. 1500 ponad kcal zjedzonych. Uff - wreszcie. aga 73,2 kg - czas wrócić do 70.0 i odchudzać się dalej!