Po świętach czuje się zmęczona jakbym wróciła z długiej podróży. Rano Panicz pojechał do siebie, wyznając na pożegnanie, że bardzo nas kocha. Całe święta spędziliśmy razem, na spacerach, na rozmowach i śmiechu, na wspólnym przygotowywaniu posiłków. Tv nie było wcale, były książki, muzyka cicha i spokojna, dużo świec, klimacik przytulności. Radością dla mnie był widok znikających potraw, pomruk zadowolenia przy jedzeniu. prezenty okazały się trafione i przydatne. Ich przydatność to broń Boże prezenty typu blender czy młynek do kawy. Urządzenia agd i inne praktyczne nie powinno być prezentem świątecznym, urodzinowym. Pamiętam z lekcji włoskiego jak wybuchnęliśmy śmiechem, gdy jedna z uczestniczek wyznała, że dostała na urodziny myjkę do okien! Wracając do świąt, wstępnie zapowiedzieliśmy, że może za rok to będzie jakiś wyjazd, bo te wszystkie przygotowania przerastają nas. Będę powoli przyzwyczajać do pomysłu. Dziś pogoda ponura ale wyjście było. Zmiana pogody, ta zapowiadana, źle wpływa na stan kolana męża. Była biblioteka aby nie przeterminować. Przy okazji coś pożyczyłam, chociaż mam mnóstwo prezentowego czytania. Panicz zabrał ze sobą sporo jedzenia, uwalniając nas w ten sposób od zjadania , bo się zepsuję. Piernik dojrzał i smakuje znakomicie. Ale najlepszym smakiem słodkości świątecznych jest chałwa i kawa z kawiarki. Jakież to wykwintne!