Kolejny tydzień, kolejny poniedziałek i co? I nic. Waga stanęła w okolicy 64,2-64.7. Jestem na siebie zła.Ciągle tylko sobie obiecuję, co zrobię, żeby schudnąć, a potem nie robię nic w tym celu. Jem za dużo, za tłusto, za słodki i zbyt późno. Niesłodzenie herbaty jakoś nic nie daje, co mnie wkurza, bo to dla mnie cały czas spore wyrzeczenie. Rowerek stoi i czeka.
Dobra, mały zasypia, więc olewam dzisiaj porządki, choć mamy gościa i idę zaraz popedałować i zrobić serię brzuszków. Nie mam siły robić tego wieczorem.
Generalnie- doliniarski poniedziałek się u mnie zaczął....