Kupiłam jakiś czas temu lampkę z czujnikiem ruchu. Mąż mi ją zamontował, wedle życzenia, w kuchni. Fakt, że ona czasem żyje własnym życiem, ale generalnie się sprawdza. Włączam ją zwykle wieczorem, żeby niepotrzebnie nie zapalać dużego, górnego światła. Kiedy mam ochotę zgrzeszyć przypadkiem, po kolacji i udaje się z tym zamiarem do kuchni, lampka mnie wyczuwa z pewnej już odległości i krzyczy:
- a kuku! Widzę cię! Idziesz zgrzeszyć? Mamy cię!
Na co ja:
-ależ skąd, kierunki mi się pomyliły...
I wracam skruszona do swojej norki, gdzie posłusznie pije wodę, żeby zagłuszyć ochotę na słodkie. Po omacku bym znalazła moje suszone owocki, a tak to nie ma jak ;)
Ta mała, wredna bestia kosztowała niecałe 15 zł i zaczynam się cieszyć, że ją mam.