Mój humorku, moje dobre nastawienie, a uciekaj smutku i zdołowanie... wstałam z malutką radością bo ...padał śnieg. Ale to było tylko chwilę, ponieważ zaraz zaczął padać deszcz i tak ciapie do tej pory. Śniegu już nie ma,jest szaro, buro, ponuro o mgliście i może to ta pogoda tak na mnie działa. Wszystko na mnie źle działa: a to nie tak ułożone włosy, a to krem za szybko się wchłonął i twarz znowu sucha, a to herbata za chłodna... No dobra myślę nie poddam się i wyciągnęłam matę do jogi. Poćwiczę i się zaczęło: za szybko trenerka ćwiczyła więc nie nadążam. Jak już zaczęłam nadążać to co to były za ćwiczenia, że nie dawałam rady ich wykonać! Przecież to nie wina mojej wagi czy zbyt dużego brzucha, tylko trenerki... bo ona jakby z kosmosu!!! Wszystko pod górę!!! Dzieci potulnie uciekły do swoich pokoi, mąż mówi ty sobie odpocznij , a ja obiadu przypilnuje, a mnie nosi... Nie wiem złość, smutek czy jeszcze co innego. Mąż mówi, że to świadomość, że wracam po 2 tygodniach do pracy, ale czy ja wiem???idę się czymś zająć bo takie zrzędzenie do niczego dobrego nie prowadzi. A jak tam u Was pierwsza niedziela w nowym roku? Pozdrawiam Ewa