Moja faza na wafelki dała mi kilogram na plusie, wrr. To wina męża, bo w sklepie wziął dwie paczki, a starczyłaby jedna. Całe szczęście, że już nie ma ani jednego i nie kusi. Od środy było grzecznie, po tygodniu rozpusty, ale waga nie chce spadać. Aktywność na wyższym poziomie, żarełko w normie, czyli wszystko jakby stabilnie. Ale jak tu schudnąć?! Z czego ja jeszcze muszę zrezygnować?
Kupiłam kurtkę przejściową, odpowiednio większą, ale… zaginęła. Ma status doręczona, a ja jej nie dostałam. Kurier dla własnej wygody wciska paczki do skrzynki, podpisuje odbiór sam i jest problem. Dobrze, że choć nie unika odpowiedzialności i obiecał to wyjaśnić. Jak nie , będzie musiał oddać kasę. Kurczę, tak mi zależało na tej kurtce…
Na pikowaną zrobiło się za ciepło, w dżinsowej się nie dopinam, na bluzę jeszcze za zimno, a raczej trochę głupio. Mam jeszcze dwie ,ale cieniutkie, na lato. No i przeciwdeszczowa jest na stanie. Zostałam w czarnej doopie. A pogoda zachęca do spacerów.