probuje dodac wpis. PO RAZ PIATY. I jest to cholernie flustrujace. Nawet szkic zapisany we wpisach nie chce sie wczytac. Jakis strajk? Szarpanir nerwow przez vitalie ehhhh..
Dzis pada snieg. Uwielbiam gdy pruszy. Od razu sie usmiecham. Przynajmniej do chwili kiedy mam wyjsc z domu. Ale do tego momentu jeszcze prawie 3h. Widzialam ze w UK ulewy, a tu prosze! Snieg snieg snieg! Ho ho ho;)
V wrocil. Na jego powitanie planowalam polskie wege golabki ale.. strzelily korki. I w calej kuchni pradu nie bylo. Wpierw myslalam ze spalilam plyte bo cos zasmierdzialo jak odpalilam 3a plytke.. a potem zgaslo. Poszlam wiec kupic pizze..zadowolona z siebie odpalam piekarnik... i zonk. Nie dziala. Wlascicielka przyjechala nastepnego dnia rano. Wiec dzien i noc jedynie kawa i herbata. Co jest strasznie wkurzajace. Bo przy mrozie za oknem nie ma sie ochoty na zimna salatke.. grunt ze juz dziala! Pizza zjedzona, golabki przygotowane!
Dzis za to - co za zla passa - zapchal sie odplyw w podlodze, gdzie splywa woda z prysznica i zlewu. I stalam tak tam myslac co tu zrobic..a wody nie ubywalo..Dobrze ze prog w lazience bardzo wysoki to zatrzymal powodz zanim zalalo korytarz. V pogrzebal w srodku, odczekalismy i woda zeszla. Ale mam mieszane uczucia, bo moze to sie wkrotce powtorzyc..
Dobrze miec faceta spowrotem. Duze lozko jest dobre jakis czas. Ale nic nie zastapi cieplego ciala obok i usmiechnietych oczu o poranku..