Na motto życiowe powinnam sobie ustawić "wiem, że nic nie wiem". A skoro to już mamy ustalone, to po co kombinować? Mam irytujący nawyk czekania na przełomy. Na prawdy objawione, które pozwolą mi pokierować życiem. Prawie rok mi zajęło przyswojenie faktu, że tak się raczej nikomu nie przydarza.
Zebrane informacje powinny być dodatkiem do rzeczywistość, a nie jego podstawą. Biorąc pod uwagę choroby zdiagnozowane i te domniemane nie sposób kształtować "normalnego życia". No to skoro jestem już bogatsza o te przemyślenia, powinnam móc zadbać o zwykłą codzienność, a nie tą wyjątkową i odklejoną od normalności. Ale jakoś nie mogę 😂 odurzyłam się faktem, że wiele z moich decyzji nie do końca wynikało z marnego charakteru, a są to najprawdopodobniej objawy (np. przewlekłe zmęczenie). Kiedyś miałam do niego podstawy. Teraz jak mam takie "lajtowe życie", aż nie wypada powiedzieć, że czuję się osłabiona. Przez to wiem, że to raczej te dobre dni będą wyjątkami, a z tym muszę sobie jakoś radzić. Chyba siłą woli, bo jak inaczej? Ale też ile można tak ciągle przekraczać siebie? Co i komu chcę tym udowodnić?
Skoro wszelka strategia padła, przez ostatnie dni nie wymyśliłam nic odkrywczego, wracam do tego, co się sprawdzało w jako takiej rutynie. 3 posiłki dziennie i nie przekraczać 2000 kcal (boję się redukcji i niedoborów). Co lekarz to inna rada co z tym zrobić. Oczywiście najlepiej by było mieć wagę w normie, ale przy tym "nie stresować organizmu" 🤣 Najlepsza była doktorka, która stwierdziła, że jedzenie powinno nam dawać radość i satysfakcję. I dziwnie się słucha takich rad od szczupłej i zdrowej osoby 🤣 wiem, lekarze nie są od odżywiania, kłania się dietetyk kliniczny. Może kiedyś. Na razie mam problem z nagraniem lekarzy, których muszę ogarnąć na cito, a co dopiero szukać dobrego dietetyka. Podstawy znam. I właściwie wiele już z nich wdrożyłam. Zastanawiam się, czy tych kilka punktów, które pomijam zrujnują mi drogę do zdrowia, czy się jakoś prześlizgnę? 😂 Mam tu na myśl np. masło, śmietanę. Zdrowo rozsądkowo to nie, bo w ogólnych rozrachunkach liczy się ilość (a ostatnio jestem dobra w umiar), ale jest to czerwona flaga i łamanie zaleceń. No i klpos. Moja prawa część osobowości czuje się jakby popełniała zbrodnię 😆
Tym optymistycznym akcentem kończę ten chaotyczny wywód.
Wczorajsze menu:
- 2 jajka na miękko, 2 kromki żytniego, pomidory
- ciasto, kawa
- potrawka z polędwicy z brokułem i ziemniakami
- zupa z kurczakiem i makaronem ryżowym
Wyszło ok 1800 kcal.
Aktywność - rotor na nogi 40 min.