Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 163132
Komentarzy: 2517
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 5 czerwca 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 71.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 września 2024 , Komentarze (11)

Na motto życiowe powinnam sobie ustawić "wiem, że nic nie wiem". A skoro to już mamy ustalone, to po co kombinować? Mam irytujący nawyk czekania na przełomy. Na prawdy objawione, które pozwolą mi pokierować życiem. Prawie rok mi zajęło przyswojenie faktu, że tak się raczej nikomu nie przydarza.

Zebrane informacje powinny być dodatkiem do rzeczywistość, a nie jego podstawą. Biorąc pod uwagę choroby zdiagnozowane i te domniemane nie sposób kształtować "normalnego życia". No to skoro jestem już bogatsza o te przemyślenia, powinnam móc zadbać o zwykłą codzienność, a nie tą wyjątkową i odklejoną od normalności. Ale jakoś nie mogę 😂 odurzyłam się faktem, że wiele z moich decyzji nie do końca wynikało z marnego charakteru, a są to najprawdopodobniej objawy (np. przewlekłe zmęczenie). Kiedyś miałam do niego podstawy. Teraz jak mam takie "lajtowe życie", aż nie wypada powiedzieć, że czuję się osłabiona. Przez to wiem, że to raczej te dobre dni będą wyjątkami, a z tym muszę sobie jakoś radzić. Chyba siłą woli, bo jak inaczej? Ale też ile można tak ciągle przekraczać siebie? Co i komu chcę tym udowodnić?

Skoro wszelka strategia padła, przez ostatnie dni nie wymyśliłam nic odkrywczego, wracam do tego, co się sprawdzało w jako takiej rutynie. 3 posiłki dziennie i nie przekraczać 2000 kcal (boję się redukcji i niedoborów). Co lekarz to inna rada co z tym zrobić. Oczywiście najlepiej by było mieć wagę w normie, ale przy tym "nie stresować organizmu" 🤣 Najlepsza była doktorka, która stwierdziła, że jedzenie powinno nam dawać radość i satysfakcję. I dziwnie się słucha takich rad od szczupłej i zdrowej osoby 🤣 wiem, lekarze nie są od odżywiania, kłania się dietetyk kliniczny. Może kiedyś. Na razie mam problem z nagraniem lekarzy, których muszę ogarnąć na cito, a co dopiero szukać dobrego dietetyka. Podstawy znam. I właściwie wiele już z nich wdrożyłam. Zastanawiam się, czy tych kilka punktów, które pomijam zrujnują mi drogę do zdrowia, czy się jakoś prześlizgnę? 😂 Mam tu na myśl np. masło, śmietanę. Zdrowo rozsądkowo to nie, bo w ogólnych rozrachunkach liczy się ilość (a ostatnio jestem dobra w umiar), ale jest to czerwona flaga i łamanie zaleceń. No i klpos. Moja prawa część osobowości czuje się jakby popełniała zbrodnię 😆 

Tym optymistycznym akcentem kończę ten chaotyczny wywód.

Wczorajsze menu:

- 2 jajka na miękko, 2 kromki żytniego, pomidory

- ciasto, kawa

- potrawka z polędwicy z brokułem i ziemniakami

- zupa z kurczakiem i makaronem ryżowym 

Wyszło ok 1800 kcal.

Aktywność - rotor na nogi 40 min.

14 września 2024 , Komentarze (13)

Tak się zastanawiałam czy się wyzewnętrzniać z pobytu w szpitalu, zdradzać diagnozę i co w związku z tym, ale pomyślałam sobie, że jak piszemy o haszimoto i innych bolączkach, to może i warto wspomnieć o "podobnych nieszczęściach". Chciałabym napisać, że układowe choroby tkanki łącznej są czymś rzadkim w moim wieku, ale nie... wcale nie jestem taka wyjątkowa. Napatrzyłam się na oddziale na osoby dużo młodsze ode mnie. Ba, gdy wędrowałam na badania miałam też wątpliwą przyjemność oglądania dzieci, czasem niezdolnych do samodzielnego poruszania się. Ale może zostawmy ten temat, jakie życie potrafi być wszyscy doskonale wiedzą...

Wracając do tytułu postu. Od chwili gdy wiedziałam, że zawitam na reumatologii na nieco dłużej, zastanawiałam się na czym będzie polegała diagnostyka wymagająca hospitalizacji. Nie ogarniałam myślą niczego poza badaniami krwi i prześwietleniami. No i pomijając tą oczywistość były to jeszcze USG wielu części ciała i... badania jakości łez, ilości śliny, usg paznokci i mój faworyt - test marszu. Myślałam, że wsadzą mnie na bieżnię, albo na rowerek, jak przy teście wysiłkowym, ale nieee. Kazali mi maszerować żwawym tempem po korytarzu, gdzie na stałe na podłodze przyklejona taśma wskazywała dystans 🤣 test łez też mnie totalnie zaskoczył. Pomiziali mnie czymś po oku, do dolnych powiek przykleili papierki z podziałką i kazali płakać przez 5 minut. Eh, cóż to były za atrakcje 😆 Na oddział wracam jeszcze w grudniu na badania, których z różnych przyczyn nie mogli wykonać teraz. Ale pierwszą diagnozę już mam - syndrom Sjogrena. Wydaje się być czymś lajtowym, ale zbagatelizowany może prowadzić do poważnych konsekwencji. Także grzecznie podjęłam leczenie i już wiem, że reumatolog dołącza do listy regularnych wizyt kontrolnych. Poza tym oczywiście niektóre stawy we wczesnym stadium zwyrodnieniowym. O tym pogadam z nimi jeszcze w grudniu. Do tego dojdzie pewnie jeszcze "coś", bo część objawów jest niejednoznaczna, a na podstawie samych wyników krwi nie chcą stawiać diagnoz. I niestety, to co było dla mnie najważniejsze w ogóle się nie wyjaśniło. Nie wiadomo dlaczego miewam duszności i przeszłam zator... Tutaj reumatologia umywa ręce i sugeruje, żeby spróbować szczęścia u alergologa. Jakoś tego nie widzę szczerze powiedziawszy...

W chwili obecnej mam na tapecie okulistę, laryngologa, stomatologa (do oporu, może uda się powymieniać wszystkie plomby do tego czasu), muszę znaleźć prywatnie swoją kardiolog, bo mam z nią do pogadania i przestawić rodzinną na wcześniejszy termin. No i bardzo, bardzo chciałabym wrócić do pracy. Już wiem, że nie ma przeciwskazań i nie zrobię sobie kuku, także zacznę szukać intensywnie.

Oczywiście wszystko w wielkim skrócie i po łebkach. Oczywiście planuję dostosować ogólnie pojęte życie pod nowe realia i będę o tym wspominać jeszcze nie raz. Na razie cieszę się, że jestem w domu, a pobyt w szpitalu mnie nie straumatyzował tak, jak poprzednie. Podejście i specjaliści super! Nie szczędzili na diagnostyce, badań miałam w pierniki. Jestem wdzięczna!

7 września 2024 , Komentarze (9)

To już tydzień leżakuje na diagnostyce. Na prawdę nie szczędzą badań, jestem pod wrażeniem. Istnieje prawdopodobieństwo, że wyjdę bez diagnozy, bo jednego dosyć istotnego badania nie mogą mi teraz przeprowadzić i zaproszą mnie za kilka tygodni. Ale z grubsza już wiemy... Tylko ja jeszcze nie wiem, co w związku z tym 😅 zapisuje sobie pytania, coby przy wypisie mieć ogarnięte wszystko. No ale to jeszcze kilka dni.

Mam ciekawą obserwację społeczną dotyczącą odżywiania. Jak ludzie mają bardzo w nosie to co jedzą. To, jak często jedzą. I w jakich ilościach.

Pamiętam, że za poprzednich hospitalizacji szpitalne porcje wydawały mi się nie do przejedzenia. Dlatego też teraz uznałam, że ten pobyt będzie służył do takiego usystematyzowania godzin posiłków i absolutnie żadnych przekąsek i łakoci. Sklepik na terenie kompleksu i jego żenujący asortyment też w tym pomaga. Ale! W związku z tym, że teraz leżę w szpitalu "zdrowa" to te porcje nagle wcale nie takie duże 🤣 pierwsze dni były na głodniaka. Jeszcze czasem musiałam opuszczać posiłki ze względu na badania, heh. Teraz już ok. Nawet te kolacje o 17 też przestały być takie dotkliwe, ale taki rozkład godzin chyba jednak nie koniecznie pode mnie. Raczej nie natycha mnie to do kontynuacji systemu w domu.

Miłego i aktywnego weekndu życzę!

30 sierpnia 2024 , Komentarze (3)

Idę do szpitala. Czekałam na miejsce od marca. Bardzo mnie to dezorganizowało na wielu płaszczyznach, a drugotorowa diagnostyka polegała tylko na wykluczaniu kolejnych pretendentów do miana niszczyciela Justynki. Heh. No ostatnio wyszło, że się pospotykam nieco dłużej ze stomatologiem i laryngolog ma mi pozaglądać w zatoki (a to, co tam rośnie faktycznie może podbijać OB). I to wszystko się teraz odwlecze i poprzekłada, bo na reumatologii znalazło się dla mnie miejsce. Jestem niezdrowo podekscytowana. Głęboko wierzę, że wyjdę stamtąd z diagnozą i instrukcją obsługi do siebie.

26 sierpnia 2024 , Komentarze (14)

Ale chyba ogromna w tym zasługa ludzi nam "życzliwych". Przejmujemy się swoim wyglądem (pod względem wagi, siwych włosów, noszonych ubrań...). Podczas spędu rodzinnego zobaczyłam to jak na dłoni chyba tylko dlatego, że to nie ja byłam pierwszym celem (a raczej ofiarą) troski i dobrej rady. Szwagierce się trochę utyło. Serio trochę. Na tyle, że widać, ale nadwaga to chyba jeszcze nie jest. Dziewczyna nie zaklina rzeczywistości, nie robi z siebie baleronu, wymieniła garderobę i wygląda obiektywnie dobrze. Przytyła też nie sobie a muzom, a przez wdrożone leczenie. Nie nasze miejsce wnikać w coś, o czym sama nie mówi, ale jej własnym rodzicom nie przeszkodziło to w załamywaniu rąk i rzucania dobrymi i oczywistymi radami. Także jakby o tym nie wiedziała, poinformowali ją o tym, że tyyyle utyła i natychmiast ma się tym zająć, bo jej się wymknie spod kontroli. Tak to sobie cicho obserwowałam, te nawracajace teksty i ton wypowiedzi i tak się dziwiłam brakiem reakcji z jej strony. A potem do mnie dotarlo, jak ja bym się czuła i zachowała w analogicznej sytuacji. Z pewnością uruchomiłoby to chomika we łbie, który jakby wskoczył w ten kołowrotek to za szybko by się raczej nie zatrzymał. 

Co o tym wszystkim myśleć już wiem. W końcu dotarło. Mam nadzieję, że każda z nas będzie umiała nabrać dystansu do takiego gadania.

Co do mnie to dowiedziałam się, że schudłam (wolałabym żeby to powiedziała mi waga, a nie dawno nie widziany członek rodziny 😂). I miałam jedną typową sytuację w rozmowie, jak powiedziałam, że rozważałam szorty na ten dzień, ale się rozmyśliłam (bo jak mam w planach dużo chodzenia ich nie zakładam - obcierające się uda) to mi weszli w słowo "że z pewnością dobrze bym wyglądała" noł koment.

Co do samego wyjazdu, no fajnie było. Jednak wolałabym spotykać się z nimi częściej, a na krócej 🤣 teraz jestem przebodźcowana i zdecydowanie muszę odpocząć.

Waga taka, jak przed wyjazdem (73,7 kg). Mogę się brać za siebie. Dzisiaj jak to po wyjeździe dużo prania i trochę sprzątania. Muszę też podjąć kilka decyzji, bo do moich zdrowotnych bolączek dołączył stomatolog (pospotykamy się trochę, heh) i laryngolog. Chciałam sprawdzić stan zapalny przyzębia, a okazało się, że coś mi radośnie rośnie w zatokach. Miałam już zaczynać szukać pracy, a teraz znowu się waham. Ale z drugiej strony, czy ja będę zdrowsza za kilka miesięcy? Czy warto odwlekać to jeszcze bardziej? No nie. Także na razie ogarniam wokół siebie. Na dniach szukam laryngologa. A w tak zwanym międzyczasie wprowadzam plan przeciwzapalny na 100%. No dobra na 95%. Z pewnością żegnam pszenicę (to nie będzie problemem). Natomiast trochę cukru gdzieś tam mi pewnie wskoczy (np. galaretki owocowe, których mam spory zapas). No i te min. pół godzony ruchu codziennego innego niż spacer, czy rotor. Ugh, dam radę!

19 sierpnia 2024 , Komentarze (4)

Dlaczego każdy wyjazd oznacza pranie i sprzątanie z taką intensywnością? 😂 Przed wyjazdem szykuje się rzeczy, które chcemy zabrać i sprzątamy, żeby wrócić do czystego. A po powrocie pierwsza czynność to uruchomienie pralki i zaskoczenie skąd ten kurz, skoro nie było komu brudzić 😅

Przed wyjazdem mam jeszcze jeden stresor do odhaczenia - stomatolog. Idę pogadać na ile prawdopodobne może być to, że coś się dzieje w szczęce, co mi napędza stan zapalny. Mam nadzieję, że bez problemu skieruje na pantomogram i będzie jasność. Chciałabym też ściągnąć kamień. Dawno tego nie robiłam, bo od przeprowadzki nie znalazłam nowego dentysty. Wkradło się życie, a od jakiegoś pół roku czekałam na odstawienie leków rozrzedzających krew. Jednak skoro w najbliższej przyszłości to się nie stanie, a mnie się zaczęły śnić transfuzje u stomatologa 🫣😅 postanowiłam uporać się z tym od razu, zamiast hodować absurdalny lęk. Nie zechce mnie dotknąć? Ok, przynajmniej będę wiedziała, że muszę zadziałać inaczej (chociaż nie wiem, czy zastrzyki w brzuch zadziałają na mnie motywująco 😂). Jesooo, ten wpis się robi coraz bardziej uroczy 😆

Micha zaskakująco opanowana. Zupełnie przestałam podjadać między posiłkami. Waga lekko poniżej 74 kg. Zobaczymy jak to będzie wyglądało po przyjeździe kiedy to ruszymy z odliczaniem do grudnia (albo etapami do października, a potem do grudnia). Na ten czas narzucę reżim. To będzie prawdziwy eksperyment na żywym organizmie. Czuję się niezdrowo podekscytowana 😁

15 sierpnia 2024 , Komentarze (8)

Zapewne doskonale znacie to zalecenie, ale niech formalności stanie się zadość. Chodzi o aktywność fizyczną 3 razy w tygodniu trwającą minimum 30 minut z pulsem 130.

Trochę trzymając się instrukcji (niech pani będzie aktywna, ale się nie przemęcza), a trochę z lenistwa i wygody, najchętniej ćwiczę na rotorze (ciągle będę serdecznie polecać jako narzędzie dla chcących się poruszać, a nie mogących zbyt wiele). Zarówno rotor, jak i spacery utrzymuję z pulsem max 110. Także ten... coś trzeba będzie pokombinować. Kupiłam skakankę, jeszcze trochę krępuje się użyć 😅 rozważam też youtubowy power walking, wchodzenie po schodach i inne dziwne bzdurki. Jak już wdrożę regularnie z pewnością się pochwalę. Na pewno będę chciała, żeby to była codzienna aktywność, a nie kilka razy w tygodniu. Łatwiej tak zachować zdrową głowę w sytuacji gdy coś pójdzie nie tak i trzeba będzie odpuścić. No i umówmy się - pół godziny, czas znajdzie się zawsze.

Ostatnio trafiłam też na niusa, że podobno można pokombinować nawet z ciężarami, ale to do przegadania ze specjalistą. Postanowiłam, że jak już będę miała diagnozę to pójdę do fizjoterapeuty. Niech mi nakreśli optymalny poziom życia 😆

A tak poza tym to od kilku dniu nie podjadam i ograniczyłam porcje. Czuję zdecydowany niedosyt po posiłku i jak mam ochotę się dopchać myślę sobie "czujesz jak chudniesz, nie psuj tego" 🤣 powiedziane z lekką przekorą, ale czyż nie prawda? 😄

Po powrocie z wyjazdu będę oddana sprawie na milion procent. Ta codzienna aktywność mam nadzieję, że już wejdzie mi w krew, z jadłospisu wyleci pszenica i ograniczy się cukier, i zacznę odliczać do wizyty kontrolnej - będzie jakiś cel inny, niż wesele, czy coś tam (chociaż w październiku będzie grany ślub, także się załapie na wyliczankę 😂).

13 sierpnia 2024 , Komentarze (5)

Zauważyłam, że jak tak mocno nie planuję, nie kombinuję stawiając nierealne cele (niby nic ambitnego, ale nie do wykonania na bieżącą chwilę) to jakoś tak naruralnie się układa w dobrym kierunku. Nie chodzi o spadek wagi, ta raczej stoi po tym jak sobie gwałtownie wzrosła po odzyskaniu apetytu. W ogóle niepotrzebnie wpisywałam to 68, bo było to w momencie jak naiwnie sądziłam, że wśród tych zawirowań zdrowotnych będę w stanie pocisnąć z odchudzaniem. Najpierw dostałam zakaz, a potem przyszło typowe rozluźnienie. W ogóle chciałam powiedzieć, że w końcu wygrzebałam się z niedoborów. Niechlubnie zaznaczę, że poziom sodu wzrósł dopiero po tym, jak zaczęłam sobie pozwalać na gotowce. Amblitny plan na najbliższe miesiące - utrzymać ten stan jedząc ładnie 😅

Bo ja naprawdę wierzę w "dietę ". W to, że jedzeniem można poprawić wyniki i wspomóc leczenie (nie, ciągle nie wiem na co choruję. Jeszcze nie doczekałam się pobytu w szpitalu). Głównym celem jest wyrzucenie pszenicy. I bywa, że zapominam, że istnieje, a potem jakiś diabeł kusi i wjeżdża pizza... 

Zabrzmi to tendencyjnie, ale za tydzień czeka mnie spęd rodzinny (i już przeżywam caly dzień w aucie chociaż jestem pewna, że nic złego się nie wydarzy. Przecież w domu też mi się zdarza siedzieć dłużej niż powinnam), więc nie warto się starać aż tak. Ale po powrocie...! Hahaha.

Kolejną wizytę u lekarza mam na początku grudnia. Jestem wściekle ciekawa, czy przyzwoita dieta jest w stanie wpłynąć przez trzy miesiące np. na lipogram. Chyba się za wezmę i sprawdzę.

Pozdrawiam wszystkich! Miłego dnia 🌺

27 czerwca 2024 , Komentarze (9)

To już od dawna zdrowotne marudzenie i chociaż mogłoby być powiązane z odżywianiem, ciągle takie nie jest... Znowu miałam epizod duszności. To już trzeci w przeciągu pół roku. Tym razem nie skończyło się hospitalizacją. Bardzo chcę na wybrany oddział diagnostyczny, a nie "bele gdzie". Mam nadzieję, że się nie przejadę na tych chceniach, bo wyniki ciągle się pogarszają. Przewlekły stan zapalny coraz wyższy, za to ten nagły (przy nawrotach duszności) najniższy z dotychczasowych. Rodzinna nie zgodziła się na odstawienie leków przeciwzakrzepowych i całe szczęście, bo w obecnej sytuacji po raz kolejny trułabym się kontrastem... Jutro kolejne badania, za tydzień kardiolog i.... nie wiem. Chyba nie będę już czekała na lepsze czasy i zacznę szukać pracy. Może to wywoła dla mnie miejsce na oddziale 😅 chciałam pozamykać trochę spraw przed podjęciem zatrudnienia, ale jak widać, nie da się. Czy coś robię, czy siedzę wyluzowana, objawy się zaostrzają. Powinnam zacząć pisać dziennik z każdą pierdolą. Teraz myślałam, że mam zakwasy po przesadzaniu kwiatków, a okazało się, że to były "te moje bóle". Przeszło w ekspresowe przeziębienie, a potem już się rozhulało jak zawsze (chociaż nie tak intensywnie jak do tej pory). No, ale właśnie dziennik. Tego typu zapiski to chyba nie na vitalie. Moja dieta chociaż z założenia prozdrowotna jeszcze długo nie będzie odchudzająca. Nie wiem, czy o tym wszystkim dalej pisać, czy nie pisać...

20 czerwca 2024 , Komentarze (3)

Nie mam nadkrzepliwości 🎉 Dziękuję Ci Żabcia za tamten komemtarz, uspokoiłaś mnie już wtedy, przestałam się nakręcać przed wizytą. Faktycznie jedna z mutacji jest bardzo powszechna, a pozostałe żeby być niebezpieczne musiałyby wystąpić z innymi czynnikami, które w międzyczasie już wykluczyliśmy. Jeśli chodzi o zator, hematolog twierdzi, że był wynikiem zapalenia płuc i mogę odstawić leki przeciwzakrzepowe. A ja... się boję. Chyba chciałabym powtórzyć USG żył głębokich... Rodzinna w poniedziałek. Zobaczymy co powie na to wszystko.

Nie zrozumcie mnie źle, to super, że nie mam trombofilii, ale ta informacja oznacza, że ciągle nic nie wiem...

Jedzeniowo znowu słabo z węglami. Pracuję nad tym. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.