jakby to ująć, żeby nikt na mnie nie krzyczał ;)
Dobrze mi idzie ;)
Z tygodnia na tydzień jest ten centymetr (ba!nawet półtora) mniej, bardzo niewielkim kosztem. Nie ćwiczę jeszcze regularnie, tyle co jem znacznie mniej, odcięłam ryż, kaszę, ziemniaki, ser żółty i słodycze. Najczęstszą aktywnością są spacery (na razie, to się zmieni ;] )
No, ale nie o tym chciałam.
W Święta trzymałam się dzielnie. To na prawdę było łatwiejsze niż przypuszczałam.
A teraz przed Sylwestrem mi odbiło. Zwyczajnie mam ochotę się napić. Jak się napić to i zjeść inaczej, coby fajerwerków nie przegapić w toalecie, albo nie przywitać Nowego Roku spędzając dzień w łóżku.
Także z całą premedytacją stwierdzam, że będę jadła i piła bardzo niedietetycznie.
I mam nadzieję, że żadne gromy na mnie nie spadną ;]
nie jest źle ;)
Przynajmniej nie przytyłam bardziej ;)
W końcu przestałam się oszukiwać i wymyślać żałosne wymówki!
Zaczęłam jeść inaczej, a nie tylko to planować (to już dwa tygodnie)
Co prawda nie liczę kalorii, ale założyłam sobie mały, czarny notesik, w którym zapisuje wszystkie posiłki i aktywności.
Ciągle nie posiadam wagi. Bazuję na metrze i postanowiłam mierzyć się raz na tydzień, rano, po porannej toalecie. A waga? Cóż... Jak trafie gdzieś na jakąś mega promocję, to może ją kupie. Jeśli nie, będę się ważyła "przy okazji", czyli co jakieś 2 miesiące ;D
I to chyba jest moje małe podsumowanie przed końcem roku. Jestem z siebie dumna! :) Chociaż jest to tylko kilka centymetrów mniej, i raptem niecały kilogram - w końcu działam! Trzymam się pewnego planu, a nie tylko komponuje jego kolejne punkty ;)
A wszyscy mi powtarzali, że nie ma co zaczynać przed świętami... ;D
chyba nic nie motywuje tak, jak kąśliwa opinia :/
Ależ jestem zła i jest mi przykro! Chociaż może jestem też nieco zaskoczona tym, jak mnie cała sytuacja ruszyła... A usłyszałam tylko: "Ooo, w końcu masz cycki. Ale Twoja ciąża spożywcza bardziej rzuca się w oczy. A tak w ogóle to jakoś śmiesznie przytyłaś, w pasie najwięcej".
Wniosek? Nie u mawiać się więcej z tą kumpelą, dopóki nie doprowadzę się do stanu godnego pozazdroszczenia!
A tak szczerze? Wiem, że się zapuściłam. Pozwoliłam lekkiej depresyjce i lenistwu przejąć kontrolę nad swoim życiem. Ale z tym już koniec! Miałam już jeden zryw, który mnie wygonił w końcu z mieszkania, ale nie wykorzystałam go dobrze. Teraz zamierzam regularnie ruszać dupsko z domu. Odkurzyć Twistera i hantle. Gdyby jeszcze udało mi się w końcu podłapać jakąś robotę to już w ogóle byłoby super!
Tylko tego biustu trochę mi szkoda... W końcu mam konkretne A! ha ha :D
W końcu coś mi się chce :D
Niby się mówi, żeby od poniedziałku niczego nie zaczynać, ale traf chciał, że akurat dziś obudziłam się z entuzjazmem, którego dawno nie czułam.
I wzięłam się za rzeczy od dawna odkładane na później.
W ten oto sposób dzisiaj zdążyłam już przeorganizować sobie fragment kuchni (poprzekładać kila rzeczy z szafki do szafki i pozamieniać je miejscami. Robota żadna, ale miała być zrobiona jakiś miesiąc temu). Napisałam nowe cv i zamierzam jeszcze dziś gdzieś podskoczyć i je wydrukować, i nie będzie zmiłuj, jutro się wypięknie i ruszę w teren. Mieszkanie ogarnięte, naczynia pozmywane, pranie się robi, a ja układam sobie menu na najbliższy tydzień
![]()
I działam, i działać mi się chce
![]()
W trzy godziny zdziałałam więcej, niż zazwyczaj przez cały dzień. Nie miałam takiego powera od kiedy przestałam pracować. Taki zryw trzeba jak najlepiej wykorzystać!
taka przerwa i to na samym początku :(
Dopiero zaczęłam zmieniać sobie światopogląd, a tu taki klops. Wypadł mi wyjazd do teściów na kilka dni i większość postanowień się rypła. Na początku chciałam być dzielna i powiedziałam, że stopniowo wprowadzam sobie nowe nawyki żywienia itp. Oczywiście spotkałam się z ostrym sprzeciwem, że przecież nie nie muszę się "głodzić", ze wyglądam ok i tym podobne rzeczy (i to mówią ludzie, którzy mnie pamiętają w rozmiarze 36, a nie 42
![]()
) To, że moja "dieta" nie polega na głodzeniu się jakoś zostało pominięte.
W rezultacie odniosłam efekt odwrotny od zamierzonego. Dostawałam lwie porcje i zaglądali mi w talerz, czy wszystko ładnie zjadłam
![]()
Teraz jestem już w domku i to ja rządzę swoimi posiłkami
![]()
Co nie zmienia faktu, że gdyby nie ten wyjazd miałabym już tydzień za sobą, jakiś sukces zaliczony. A tak? Zaczynam wszystko od początku jeszcze raz.
PS. Polubiłam się z mixem sałatkowym
![]()
Dzisiaj jakoś beznamiętnie
Jak w tytule.
Zaopatrzyłam się w mix sałatkowy i jogurt naturalny na ostatni posiłek i jest mi z tym jakoś źle....
A może to tylko świadomość, że moje Kochanie w tym czasie będzie wcinało inne pyszności?...
Przeszarżowałam....
No i za ambitna byłam...
To już trzeci dzień wprowadzania drobnych zmian. Dzisiaj przyszła kolej na mleko. Jednak zamiast zmiany z 3,2% na 1,5 (tak jak planowałam) wczoraj w sklepie mi odbiło i wzięłam mleko 0,5%. Fuj.
Nawet koloru za bardzo nie ma, o smaku nie wspominając.
Eh, pierwsze małe niepowodzenie i drobna nauczka.
Cóż... mądra Polka po szkodzie ;)
Metoda bardzo małych kroczków...
Niby drugi dzień diety. ale...diety to jeszcze w żaden sposób nie przypomina...
Jakie ja miałam wczoraj plany! Jakie cudowne postanowienia! Byłam zupełnie inną osobą, pełną silnej woli i optymizmu. A dzisiaj?
Dzisiaj zajrzałam do lodówki żeby przygotować dla nas śniadanie, a tam resztka żółtego sera zaczęła się do mnie uśmiechać. Zerknęłam na jajka i już miałam kilka pomysłów na przyrządzenie ich z ...majonezem! Jak dostrzegłam jeszcze resztkę ciacha sprzed dwóch dni (bo siostra ze szwagrem wpadli na kawę) poczułam, że to się nie uda... Na pewno nie teraz, jak mam jeszcze pierożki na słodko i resztki sosu bolońskiego.
I co z tego, że na wczorajszych zakupach zaopatrzyłam się w jogurcik naturalny, kefirek i mix sałatkowy, skoro w lodówce pląta się jeszcze żółty ser?!
Najpierw wpadłam w lekki marazm, pomyślałam: jak zwykle! Postanowienia mam dobre, tylko gigantyczny problem z ich realizacją :(
A potem narodził się pomysł sukcesywnej likwidacji kusicieli. Najpierw muszę pozbyć się wszystkiego co zakazane. W gruncie rzeczy jestem strasznie leniwa, jak mi się będzie chciało ciasteczka, a nie będę miała go pod ręką, to nie wybiorę się do sklepu tylko po nie. Nie znoszę chodzić na zakupy, szczególnie tak po jedną rzecz. Po prowiant chodzimy dwa razy w tygodniu i mamy spokój.
Czyli dieta jako nowy sposób myślenia i dążenia do zdrowych nawyków, jak najbardziej jest aktualna.
Natomiast dieta w pojęciu samych produktów spożywczych, leży i kwiczy.
Zobaczymy jak to będzie wyglądało jak pokończą mi się "smakołyki"... ;)
Realizacja postanowień noworocznych
Lepiej późno, niż później, prawda?
Tak, wiem, już prawie listopad. A postanowienia złożone początkiem stycznia...
Do zrealizowania miałam tylko dwa cele:
1. Zmienić pracę
2. Zacząć ćwiczyć.
Technicznie rzecz biorąc prace rzuciłam, nowej jeszcze nie mam. Czyli co? Postanowienie, tak jakby zrealizowane połowicznie, prawda?
![]()
Co do ćwiczeń, cóż... Nigdy nie miałam na nie siły. W dniach wolnych od pracy wolałam się pobyczyć i obejrzeć jakiś film, a nie naginać z brzuszkami. No to teraz mam za swoje.
Uroczyście postanawiam mniej i rozsądniej żreć!
No i zacząć się ruszać jakkolwiek.
Zdecydowanie lepiej się czułam w rozmiarze 36 a nie 42...