ok to ja zaczne realcje z mojego wesela :-)
krotko mowiac - bylo idealnie!
ale wszystko mialo wsoja historie, nie obylo sie bez przygod, jednak efekt koncowy byl rewelacyjny
piersze oczywiscie deszcz, nie sadzilam ze bedzie taka pogoda, zimno i deszczyk no ale nic to w koncu nie ma sie na to wplywu, nie przejmowalam sie bo mialam wazniejsze sprawy, do godziny 11 bylam w domu, pojechalam tez na sale zawiezc ciasta i napoje gazowane
wrocilam i poszlam do fryzjera, siedzialam do 13 pod suszarka, zmeczylam sie a okazalo sie, ze fryzura mi nie wyszla - loki sie prostowaly!! koszmar, ryczec mi sie chcialo, za pol godzin mialam byc na makijazu, zalozyly mi nowe walki, suszarka na pol godziny, i pojechalam z walkami na makijaz - w miedzyczasie sie poryczalam
w pierwszej chwili makijaz mi sie nie spodobal, poprawiala mi rzesy, bo te niby wydluzone i pogrubione mi sie nie podobaly - byly posklejane na koncach, w koncu do czegos doszlysmy, makijaz trwal godzine, zaplacilam i wrocilam do fryzjera, tam jeszcze jakies 40 min ukl;adanie fryzury i zakladanie welonu
wrocilam do domu okolo 15, i juz chcialam zakladac suknie, troche sie ogarnelam, umylam i zakladanie sukienki, niedlugo, chwile to trwalo, 2 osoby mi zakladaly, generalnie to kazdy biegal wiec ja siedzialam w swoim pokoju i czekalam sama hehe, nawet kamerzysta jak chcial krecic ubieranie to przyszla bratowa chociaz to ona mnie nie ubierala predzej.
przyjechal Mlody, Rodzice, blogoslawiensto - juz spokojnie, ale bylam zdenerwowana od rana, w tym jednak momencie mi ulzylo
w pierwsej chwili nie podobal mi sie bukiet, inaczej go sobie wyobrazalam, ale potem uwazalam ze jest najpiekniejszym bukietem slubnym jaki istnieje :D
pojechalismy swoja drynda retro do kosciola - w deszczu ;) ksiadz sie chwile spoznil, zaczelo sie po 17, ksiadz znajomy wiec nie bylo sztywno, milo, piekny spiew i atmosfera
zyczenia pod kosciolem, zimno, deszcz, ale pod dachem - troche to trwalo
w zyczeniach slyszalam jak pieknie wygladam itp itd ;-)
potem na sale i stres do czasu az sie skonczy pierwszy taniec - dopiero po nim mi ulzylo, wyszedl ale raz sie pomylilam
no i sie zaczelo - orkiestra rewelacja, lokal super, jedzienie wysmienite, goscie bawili sie, wszyscy szczesliwi i zadowolenia, noclegi idealne, pokoje ladne, spokojnie bez stresow czy krzykow, my spalismy nad sala, rano wrocilismy do domu sie przebrac i o 14 poprawiny, jedzenie i orkiorkestra na nowo, zabawa, grill bo pogoda juz byla ladna, ciepli, slonecznie, dziciaki sie wybawily , my potanczylismy ale o 18 jez sie polowa rozjechala, posprzatalismy ze stolow reszte jedzenia, wywiezlismy do domu, wieczorem przejzelismy kopert i prezenty - milo otwierac ;-) wypilismy wino i poszlismy spac -)
na wesele niczego mi nie brakowalo, do toalety nie chodzilam, bylam raz i sama, nie potrzebowalam pomocy, na szminki czy poprawki makijazu nie ma czasu, na jedzeie tez nie ma czasu
nawet sesja w rosie i deszczyku miala swoj urok ;-)
jestem zadowolona, ale byly to najbardziej stresujace chwile mojego zycia, dobrze ze juz po
popytam czy ma ktos jakies zdjecia bo od kamerzysty i fotografa dopiero za 3-4tygodnie dostaniemy