Wiedziałam, że robię 1 dzień przerwy od ćwiczeń, bo po tym bieganiu i Ewie bolały mnie takie miejsca na moim ciele, o których nawet nie wiedziałam, że mogą boleć.
Menu wręcz książkowe... dopóki po południu nie napadł mnie "Czerwony głód". Musiałam coś słodkiego, skończyło się na pierniczku, ale tłumaczę to moim przyszłym stanem...
Wieczorem kino. Hobbit. Ja na Hobbita? Coś tu się nie zgadza. No dobra, skoro mnie zaprosili to pójdę. Oj się wymęczyłam 2 godziny i 40 minut. Później to już wolę nawet nie wspominać. Jedzenia nie było ale... no właśnie ale. Dziś za to odpokutuję, już to czuję. Dzisiejszy dzień opiszę wieczorem. Już widzę, że nie jest za dobrze, bo za długo spałam, za późno zjem śniadanie i tak koło się toczy. Dziwnie to zabrzmi, ale już tęsknię za takimi dniami z harmonogramem. Rano uczelnia, później jakieś inne zajęcia i nie ma, że boli. Za bardzo rozregulowałam mój zegar. Nic szczególnego ten wpis nie wzniósł, ale czułam, że muszę się tym podzielić. Więcej grzechów nie pamiętam... Do wieczora.
Czekam cierpliwie, ćwiczę wytrwale...
malina7898
30 grudnia 2013, 10:45oj tam Pierniczek ;)
-inna-
30 grudnia 2013, 10:43Nigdy nie byłam na Hobbicie :D - ale jak widzę z wpisu nie straciłam nic ciekawego :)