Myślałam, że gorzej być nie może, ale nie. Wczoraj tak mnie wzdęło przed snem, że musiałam zjeść 4 espumisany a i tak nie mogłam zasnąć. To po cholernym jabłku, nie polecam jeść tego na noc. No i się nie wyspałam a rano... Katastrofa bo drgała mi powieka i nie że co jakąś chwilę, ale przez cały czas!!! Przez wiele godzin bez przerwy!!! Szału można dostać. Takie permanentne drgania mięśni to mi się zdarzyły może kilka razy, ale jest to tak wnerwiające. Drgała mi, mimo że wzięłam magnez. Aż do godziny 16, potem poszłam na drzemkę i przeszło.
Tak nie to wszystko jakoś podłamało, że czułam nadchodzący kompuls. Przez niewyspanie apetyt mi wzrósł i to czym normalnie się najadałam nie wystarczyło. Postanowiłam, że będzie co ma być, po prostu policzę te kalorie i tyle... Zjadłam trzy śniadania (naleśnik, 4 ciastka sante owsiane, naleśnik), potem obiad i na liczniku miałam więcej kalorii niż zwykle. Ale jakoś mi głupio było zjeść np. 2300 kcal i potem o tym pisać, więc postanowiłam poćwiczyć na maksa, by mieć dziś spalone 2200 kalorii i zjeść swoje zero kaloryczne. Zjadłam nawet mniej bo jakieś 2100 niecałe, a ćwiczyłam tyle, że podbiłam zapotrzebowanie do 2250, więc nawet jakiś mały deficyt ostatecznie miałam. Jak zwykle coś takiego musiało mi się przydarzyć dzień przed ważeniem, ech.