Zauważyłam też, że na smutki reaguję inaczej niż zawsze. Teraz nie mam apetytu, więc jest OK. A że od dłuższego czasu nie dogaduję się z mężem i waham się co zrobić z tym fantem, to smutku jest sporo. Więc może będzie to miało chociaż jakiś plus- utratę wagi. Choć łudzę się jeszcze, że się facet ogarnie i coś z sobą zrobi, żeby ratować nasze małżeństwo. E, szkoda gadać.
W każdym razie ja się nie poddaję mimo tylu nieudanych prób. Moja waga i wygląd mnie nie satysfakcjonują i to się zmieni.
mathka
3 lipca 2010, 09:30Bo szkoda wyrzucić.. i czasem świnstestwo zwycięża - właśnie pyszne płatki kukurydziane o smaku jabłkowym (z mlekiem) uśmiechają się do mnie... Na razie się opieram, muszę szybko zjeść śniadanie, by w tym opieraniu się wytrwać ;) Współczuję Ci kłopotów z mężem :( Ja z moim też ostatnio jesteśmy pod wozem :/ Tylko chodzę i mówię bratu "Nie żeń się" (bo nie mogę powiedzieć "nie wychodź za mąż" ;)) Pozostaje mi tylko czekać na lepsze czasy :] Życzę, by do Was przyszły jak najszybciej :) Oraz waga i wygląd Cię cieszyły :)
membrillo
3 lipca 2010, 08:53też kiedyś miałam opory z resztkami, ale fakt jest taki, że albo dodatkowy wałek na biodrach, albo do kosza.. walcz dalej :)