Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
drepczę w miejscu


drepczę tak od kilku tygodni
w te i z powrotem
przez tydzień jestem grzeczna, waga powoli-powolutku spada albo przynajmniej ma tendencje do spadania, przewaga dolnych stanów 62, w piątek albo sobote miga nawet 61 z ogromnym ogonem
a potem przychodzi łikend . . . nie! ja sie nie obżeram, nie robię sobie dnia słodkiej wolności, nie jem wiecej niż normalnie
tylko .. .  to jakoś tak samo się robi . . a to Stasiek, zbyt często mruczący do ucha "babciuuuu, ale ja znowu jestem głodny", a to spotkanie wieczorne z przyjaciółmi, porównywanie domowych specjałów, sączenie domowych nalewek, a to jakaś impreza rodzinna, ostatnio synalek wyprawiał 30te urodziny na dwie raty, dla przyjaciół i dla rodziny

i nic specjalnego przecież w tych dniach nie zżerałam, u synalka na przykład z 10 koreczków, 4 duńskie kruche małe ciasteczka, wino i 1 (jeden!) kawałek sernika domowej roboty - ale to ZAMIAST kolacji

za to w każdą niedzielę lub każdy poniedziałek, rano, od strony wagi dochodzaą jeki i stęki - znaczy weszłam na wagę
górne stany 63, chwilami miga 64 a ja sie oblewam zimnym potem niedowierzania
PRZECIEż TO NIEMOŻLIWE JEST !!!!!

.... dawnymi czasy, gdym była gwałtownie odchudzona i zazdrość koleżanek wzbudzałam, jedna z nich, wspaniała, zasobna w ciało i dychę starsza, wieszczyła mi, że nadejdzie taki czas, że bede czerpała ergi energii nawet z wysuszonego skórzanego paska, gdy samo myślenie o kaloriach będzie powodowało przybór w obwodach, a spojrzenie z zachwytem przez szybe cukierni wywali mi brzuch do stanu ciąży spożywczej

no to teraz jestem w takim wieku, że mam już te objawy
szlag! ja nigdy nie myślałam, że kiedyś będę się starzała



i tylko rower mnie ratuje
gdy jeżdżę wieczorami, to umysł odpoczywa, serce bije stabilnie i powoli, wręcz czuję ciepłą krew krążącą w całym ciele
po piątku na rocznym liczniku 5890,4 km
110 kilosków do sześciu tysięcy . .. jeszcze nigdy tyle nie

  • kitkatka

    kitkatka

    26 listopada 2014, 00:04

    Na wagę to ja już nie patrzę. Z roweru to mogę co najwyżej zlecieć. Paski ukryłam głęboko w szafie. A widziałaś tą Panią w wieku 80 lat tańczącą sambę w Brytyjskim Mam Talent? A z rwami to mogę się tylko połączyć w bólu. I niestety to będzie nawracać coraz częściej. Taki mamy klimat. Da się z tym żyć. Nawet z dwoma na raz kulszowymi i ramiennymi. Tylko trzeba się nauczyć odpowiednio wykonywać wszystkie ruchy. A to już rola dla dobrego rehabilitanta. Pozdrówka

  • Calineczka1963

    Calineczka1963

    12 listopada 2014, 17:25

    To prawda, poniedziałkowa waga to koszmar. U mnie podobne wskazania w najgorszych dniach dobijam do 64, a jak jest wspaniale, to widzę 62,9. Powoli zaczynam wierzyć, źe po 50-tce to już można zapomnieć o piąteczce z przodu.

  • Magdalena762013

    Magdalena762013

    10 listopada 2014, 15:31

    Jak lekko mi sie czytalo Twoj wpis. I jak on bardzo pasuje (chyba) do nas wszystkich. Wg mnie lepiej mnie zwyzki, ale i radosc (np. Z takiego serniczka czy koreczk:).

  • aganarczu

    aganarczu

    10 listopada 2014, 15:19

    hahahaha... jestem troche od Ciebie mlodsza ale chyba sie szybciej zestarzalam bo objawy te same... 6tys no to jest wynik a przeciez d konca roku jeszcze daleko i bedzie pewnie z duzym dodatkiem. Juz same 6tys oznacza minimum 16 km na dzien.

  • agnes315

    agnes315

    10 listopada 2014, 15:10

    ja też już to mam :( swoją drogą nieźle się uśmiałam :))

  • rob35

    rob35

    10 listopada 2014, 12:45

    Jolu, z Twojego wpisu powiało dla mnie grozą, bo ja chyba jestem przed stanem, który opisujesz, tylko że już teraz ważę o dwadzieścia parę kilo więcej niż Ty. Może by jednak spiąć pośladki ... Dzięki za ostrzeżenie.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.