To jest wprost niewiarygodne! Od ostatniego wpisu minęły 2 lata, a..... nie zmieniło się nic.😌 W sensie wagowym, bo życiowo wydarzyło się dużo. Mieszkam w innym miejscu, pracuję w innym miejscu. Męża nadal brak, a i kogokolwiek aspirującego na ten tytuł również i to taka jedyna stała! :D😉
Od długiego czasu myślałam o powrocie na Vitalię, ale znów ten wstyd - wracam cięższa. Zastanawiałam się długo, czy otworzyć nowy pamiętnik, czy pisać tutaj. Za dużo analizowania! Na analizowaniu nigdy nie wychodzę dobrze, wyolbrzymiam sprawy zamiast po prostu coś zrobić. Dlaczego miałabym się wstydzić tutaj wrócić? Wracam, to wracam. 😉 A przyznaję, że darzę ten pamiętnik ogromnym sentymentem i czuję od niego bardzo dobrą energię.
Nie chcę tutaj robić rachunku sumienia z ostatnich dwóch lat, bo już nieraz przerabiałam to w głowie i mam ochotę po prostu pójść naprzód i nie babrać się w tym, co było - a z czego niekoniecznie jestem dumna. Nie chcę się znowu biczować i sobie dowalać. Bo faktów nie zmienię. Trzeba sobie wybaczyć. Lepiej siebie wesprzeć i po prostu zrobić pierwszy krok.
Ja już ten pierwszy krok zrobiłam. Od 2 stycznia jestem na diecie. Czuję ulgę, że przełamałam złą passę. Przez ostatni czas walczyłam ze sobą bardzo często. Powróciły jakieś stare demony przejadania się. Powróciło analizowanie, dlaczego to robię i targowanie się z samą sobą, czy dzisiaj się objeść i zacząć dietę jutro, czy może pociągnąć dobrze ten dzień. Powrócił strach, że idę prosto na moje stare 122 kg i wstyd, że ktoś mnie może zobaczyć. Im bardziej myślałam, tym więcej jadłam a samonakręcające się koło kręciło się jeszcze szybciej.
W skrócie - przez ostatnie 2 lata nie zadziało się praktycznie nic większego jeśli chodzi o odchudzanie. Stałam w miejscu. Nie dałam sobie takiej konkretnej szansy na to, żeby było lepiej. Co prawda jeździłam na rowerze, chodziłam na spacery, kilka razy ćwiczyłam przy Youtubie, w tygodniu z reguły byłam na diecie, ale... przychodził weekend i o! O ile jakoś przez te 2lata funkcjonowałam lepiej lub gorzej... to od października był jakiś dramat. Popuściłam pasa po całości. Chyba przez całe życie nie byłam i nie będę już tak wiele razy w McDonalds jak przez ostatnie 3 miesiące.🤔 Ile ja chipsów zjadłam w tym czasie... A ile pączków?! Wstyd nawet pisać - do tej pory nie dowierzam - ale od początku października, kiedy nagle puściły hamulce, z 95 kg przytyłam do... 108.
To już za mną. Tak było. Nie jestem Obżarstwem. Nie chce sobie już dopieprzać. Chociaż prawdą jest, że nie było mi wesoło gdy weszłam na wagę i gdy później zobaczyłam zdjęcia, które zrobiłam sobie na poczet przyszłych porównań. Będę szczera - ja totalnie żałuję. I jestem na siebie zła. I zawiedziona sobą. Nie przez to nawet, że przytyłam po tym, jak kilka lat temu schudłam ogrom kilogramów. Ale te ostatnie 3 miesiące - to nie powinno się wydarzyć.
Kilka dni temu przeczytałam wszystkie wpisy w tym pamiętniku. Minęło tyle czasu... I serio, sama zmotywowałam się SOBĄ SAMĄ. Wtedy byłam w dużo trudniejszej sytuacji - byłam po rozstaniu, nie miałam kasy, otaczali mnie toksyczni ludzie, nie byłam asertywna, spotykałam samych dupków, sytuacja rodzinna była trudna, wszystko było takie niewiadome i chwilowe, ale dałam radę. A dzisiaj? Nie mam już tamtych problemów, mam naprawdę łatwe życie, a szukam wymówek i odkładam w nieskończoność to, co dla mnie dobre.
Sama przecież pisałam, że nie można liczyć na motywację i silną wolę, bo one są ulotne. Na początku po prostu czasem trzeba zmusić się do pierwszego kroku, a później idą kolejne. I nie można czekać na odpowiedni moment w życiu, bo on może nigdy nie nadejść. I parę lat później czekam nie wiadomo na co.
Pierwszy tydzień roku upłynął mi zdecydowanie OK - ogarnęłam się jedzeniowo, rozpoczęłam ćwiczenia (póki co rowerek stacjonarny) i nie dałam się McDonaldowi (FU*K, jak to dziadostwo potrafiło mnie szybko uzależnić od siebie).
Mentalnie było słabo - więcej było złości na samą siebie w tym czasie niż motywacji.
Ale mamy już drugi tydzień Nowego Roku i wraz z nim duuuużo lepsze nastawienie. Zapisałam się na wyzwanie 90-dniowe dla początkujących z Ewą Chodakowską na jej stronie. Ile zrobię - tyle zrobię. Pewnie na początku nie dam rady zrobić trudniejszych ćwiczeń, albo przejść przez cały trening, ale chcę zacząć.
Nadeszło Nowe. 💫 Działam. :)
Zamierzam się w pełni Sobą zaopiekować i pomogę Sobie jak tylko będę potrafiła.💚
I bardzo, bardzo cieszę się, że wróciłam do tego pamiętnika. Psychicznie bardzo mi z tym dobrze. :)
Berchen
9 stycznia 2023, 19:19fajnie ze jestes swiadoma i chcesz wrocic do formy:) trzymam kciuki:)
Cukiereczek26
9 stycznia 2023, 17:48Czytałam Cie od początku i pamiętam te pierwsze zdjęcia porównawcze. Nie masz powodu do wstydu, najważniejsze to mieć chęci do zmian i działać w tym kierunku. Powodzenia, trzymam kciuk ❤❤❤
Dobranoc
10 stycznia 2023, 15:34Ajjj, dziękuję, bardzo mi miło, że mnie pamiętasz! Masz rację, powrót z nadbagażem to nie powód do wstydu, a już na pewno nie powód, żeby się kitrać i zakładać inny pamiętnik. :D ♥♥♥
natalie.ewelina
9 stycznia 2023, 16:49Trzymam kciuki...ja tez od poczatku walcze
poszukujaca
9 stycznia 2023, 14:21Cieszę się że wróciłs. Trzymam kciuki za ciebie ❤️