jedziemy dzisiaj na plażę na Sunio.
jestem zdana na łaskę innych, ponieważ Sunio jest daleko a ja nie mam samochodu.... Ale cieszy mnie fakt, ze nie będę w domu siedziała!!! wczoraj odwiedziłam Renatę. Przyjechał do niej Darek i posiedzieliśmy sobie przy kawie. było fajnie. wtedy doszliśmy do wniosku, że zdało by się gdzieś pojechać. telefon od D. i już było wiadomo, że jedziemy na Sunio. tylko że Tomek, który ma samochód nie pojedzie bo jego kobieta nie ma ochoty jechać, więc została jeszcze Agata, ale i ona odmówiła, bo idzie gdzieś na imprezę do kuzynki, więc zostało nam się zabrać z Renatą... i git. tylko, ze ja chciałam zabrać Kasię i Martę, których jednak nie zabierzemy, bo nie mamy samochodów... i lipa... Kasia koleżanka Agaty też by pojechała, ma samochód, ale to nie moja koleżanka tylko Agaty, więc skoro Agata nie jedzie to i Kasia odpada i Piotrek... psia kość... szkoda, ze nie mam samochodu.... wielka szkoda...
moje przyjęcie urodzinowe było super!!!
Wciąż pamiętam tydzień przed, gdy nie mogłam się doczekać soboty. czas mi się dłużył okropnie, zaś teraz... Teraz jest już po wszystkim... Ale leci ten czas... Więc tak. Najpierw przyjechały Agata i Kasia. Byłam już gotowa. Od razu chciały drinka, bo na kawę "to sobie przyjadą innym razem". Zrobiłam nam po drinku i rozgadałyśmy się. Siedziałyśmy przed telewizorem, gdy usłyszałam jakiś hałas na klatce schodowej, ale najpierw pomyślałam , że to znowu u sąsiadów kłótnia, ale gdy wsłuchałam się w hałas odezwała się Agata, mówiąc, że ktoś mi śpiewa "sto lat"!!! Dotarło do mnie wreszcie, że właśnie "sto lat" słychać za drzwiami, więc szybko poszłam otworzyć drzwi. Kasia, Renata i Darek przyszli, a już się bałam, że nie dojadą. Tym bardziej Darek, ponieważ wymyślał sto powodów, a to, że na prezent nie ma, a to że mu głupio przyjechać bez niczego i takie tam. Ale wreszcie dotarło do niego , że pragnę by przyjechał i wypił za moje zdrowie. Później przyjechał Daniel i Wojtek, którego nie znałam wcześniej, ale zaprosiłam go, ponieważ Daniel mówił, ze Wojtek jest super człowiekiem. Ucieszyłam się, że poznałam nową osobę w tak ważnym dniu. Wojtek okazał się być super chłopakiem. I jest w moim wieku. Ma świetne poczucie humoru i jest gentelmanem, jak Daniel. Zrobiłam najpierw kurczaka - pajdakia, który był super smaczny. Najpierw nikt nie chciał się częstować, a to, bo dieta, a to, bo się wstydzi, ale w końcu każdy wziął po kawałku i okazało się, że wszystkim smakowało. Poszła jedna butelka wódki, potem Martini się skończyło, potem kilka piw, aż w końcu chłopaki zabrali się na miasto w poszukiwaniu alkoholu. Poszła kolejna butelka wódki i wszystkim humory dopisywały. Aż wrzało w mieszkaniu. Podobało mi się to, że ludzie czują się dobrze u mnie. Tak wiem, ze opisuję to jakoś drętwo, ale poważnie było super!!!! Pierwsze wybyły się Agata i Kasia, a my zostaliśmy i bawiliśmy się dalej. Darek mnie trochę wkurzył, gdy po raz kolejny wspomniał, że już musi iść do domu, bo rano pracuje, ale nie wychodził, co mnie cieszyło. Zrobiłam jeszcze wieprzowinę , którą tak jak kurczaka zamarynowałam w przyprawach, co dało jej cudowny smak i okazało się, że było jej trochę za mało... Było pyszne!!! Po Kasię przyjechał jej facet, po czym około 3:30 została Renata, jak również Daniel i Wojtek. Wytrwaliśmy do rana. Trochę oglądaliśmy Jasia Fasolę, po czym już nad ranem Renia położyła się spać na łóżku, zaś Wojtek poszedł na balkon, na kozetkę... Ułożył się tam, choć wiadomo było, że nie jest mu tam zbyt wygodnie, ale spał twardo. W końcu sen znużył i Daniela, wiec go zostawiłam na kanapie i poszłam położyłam się obok Renaty. Spaliśmy do około 9, tak mi się wydaje. Ja pierwsza wstałam, po czym obudził się Wojtek, z którym siedzieliśmy na balkonie i rozmawialiśmy, żartowaliśmy sobie. On jest naprawdę super!!! Dołączył do nas Daniel, a jak już obudziła się Renata, to zrobiłam wszystkim kawę frappe, tosty, a i też kanapeczki podgryzaliśmy, a były pyszne. A to jeszcze po piwku co niektórzy wypili, albo i po dwa. Nie chciałam by wychodzili... Daniel jeszcze znalazł w swoim plecaku butelkę wódki i dużą paczkę paluszków, i mi je wręczyli, jako że dla mnie to przywieźli, ale zapomnieli... Tak wiec jedna butelka wódki chłodzi się w lodówce i czeka na kolejną imprezę... Czułam się cudownie. No ale w końcu musieli wrócić do domu. Szkoda mi było, że Renia też odjeżdżała, ale cóż począć... W końcu zostałam sama w moim domku... I? Wykąpałam się, włączyłam klimatyzację i zasnęłam... Jednak trudno mi było zasnąć, ponieważ wciąż czułam niezmierną radość z udanego przyjęcia!!!! Czułam się tak naładowana pozytywną energią, że, gdyby mnie ktoś wtedy zobaczył, to pomyślałby, że naćpana jestem!!!! Ale ja poważnie cieszyłam się, że goście dopisali i że wszyscy byli zadowoleni!!! Z tą radością wypisaną na mojej twarzy zasnęłam... Mocny, głęboki sen... Daniel zadzwonił, po raz kolejny powiedział mi, że jedzenie było pyszne a drinki były mocne... Mówił, że jest bardzo zadowolony z weekendu. Ja też jestem baaaardzo zadowolona z moich trzydziestych urodzin!!!! Ale to baaaaaaaaaaaardzooooooooooo!!! Tyle zapamiętałam na tą chwilę... Ten tydzień też był super!!! popracowałam trochę i dorobiłam, opłaciłam kilka rachunków, oraz mieszkanie, a jutro mam w sumie wolne, dlatego jeszcze nie śpię... Pozdrowionka!!!! I dobrej nocki!!!!!
dziękuję!!!!
bardzo dziękuje wszystkim za miłe słowa i za życzenia urodzinowo- imieninowe!!!!! dziękuję, dziękuję, i jeszcze raz dziękuje!!!!!!! impreza w sobotę była przecudna!!!!! i trwała do 11 w niedzielę rano!!!! było super!!!
a w dzisiejszym dniu wyglądam tak...
czy ja wyglądam na 30 lat??? nie!!!!!!!!! za nic w świecie. jeszcze niedawno jak wczoraj jakiś facet dał mi 27 lat... tak wie.c wszystko gra!!!!! a życie naprawdę zaczyna się po trzydziestce??? sprawdzę na własnej skórze!!!! dziękuję za życzenia!!!!!!!!!!!!!! buźka!!!!!!
aaaaa!!!!!
nie mogę się doczekać moich gości urodzinowych!!!!!!! rano byłam w pracy 4 godziny, ale mi się dłużyły jak jeden długi dzień!!!! wciąż myślałam o tym, czy ktoś w ogóle przyjdzie i jak to będzie!!! niedawno rozmawiałam z kilkoma osobami, już są w drodze. jejku!!!!! i nie zapomnijcie napić się za mnie!!! tak!!!! będę miała 30 lat!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
hej hej!!!
a ja w sobotę robię przyjecie imieninowo- urodzinowe!!! będzie grupka moich dobrych znajomych!!!! wszyscy pytają mnie, jaki chce prezent, a ja pragnę by moje pierwsze od dziesięciu lat urodziny udały się!!! pragnę by wszyscy przyszli i byśmy super spędzili czas!!!! chcę by wszyscy przyszli!!!!! największym prezentem będzie fakt że przyjdą, zaśpiewają mi sto lat i wypiją za moje zdrowie!!!
grill, grill i po grillu...
już z samym dojazdem miałam trochę kłopotu, ponieważ nie wiedząc o tym, że zamknęli znowu kilka stacji pociągu, wsiadłam po pół godzinie czekania do pociągu, a na następnej stacji usłyszałam komunikat, ze mamy wysiąść i wsiąść do autobusu... o ja dziękuję... nie miałam ochoty walczyć z innymi o to, kto wejdzie do podstawionego autobusu, więc wróciłam po kolejnej pół godzinie z powrotem na Pireus, i poszłam szukać autobusu, który jedzie na Dafni... znalazłam, ale i ten przyjechał po około czterdziestu minutach.... skwar, upał, duchota, a ja czekam nadal, aż jakiś autobus raczy wreszcie przyjechać... zabrałam ze sobą colę i sok, bo D. miał kupić wódkę do drinków. dojechałam nareszcie na miejsce, po czym przyszedł D. na przystanek i wsiedliśmy do taksówki i pojechaliśmy do jego brata ciotecznego. poznałam wreszcie Olę, dziewczynę o której sporo już słyszałam. mieszkają sobie w podpiwniczeniu, ładnie urządzonym, z ogródkiem i malutką werandą. siedzieliśmy na werandzie i dyskutowaliśmy popijając nieco, po czym przyjechali drugi brat cioteczny ze swoją dziewczyną Wioletą. tak wiec wczoraj poznałam dwie nowe osoby. wieczór mijał miło i spokojnie. grill rozpalony, chłopaki zajęli się grillowaniem, a wszystko było bardzo smaczne. oczywiście ja zjadłam cztery malutkie kotleciki mielone, które przyrządził Tomek- prawdziwy mistrz kuchni!!! były tak smaczne, że palce lizać!!! nawet jego sąsiad zszedł z góry, bo mu coś zapachniało, a gdy skosztował kotlecików i skrzydełek, to z podziwem pytał o przepis i o przyprawy. mistrz kuchni pochwalił się przyprawami, których użył, po czym usłyszeliśmy, że jest pełen podziwu dla polaków i ich kuchni.... hm... jednak grecy nie są tacy źli, jak się ich maluje... D. asystował przy grillu, a ja siedziałam z dwiema nowo poznanymi dziewczynami, i o dziwo wciąż miałyśmy tematy do rozmowy, choć nie powiem, na początku było trochę drętwo, bo się nie znamy i takie tam, ale pokonałyśmy to i było naprawdę super. gdy skończyli grillować, przyszli wreszcie do nas i usiedliśmy wszyscy i gadaliśmy o wszystkim i o niczym... tyle śmiechu, tyle głupot wypowiedzianych po drinku.... ubaw był nie z tej ziemi!!! no ale wykruszyli się Wioleta ze swoim facetem, po czym Ola padła na łóżko pijana... Tomek jeszcze starał się dotrzymywać nam towarzystwa, ale w końcu i my zebraliśmy się do wyjścia, bo szkoda było na Tomka patrzeć, jak chłopaczyna ledwie trzyma fason.... spał niemal na krześle.... więc w końcu odprowadził nas do bramy, ale jeszcze ugadaliśmy się po raz kolejny, że rano jedziemy na plażę... wiadomo było, ze nikt nie da rady obudzić się rano, ale przytakiwaliśmy.... ja i D. poszliśmy trochę pieszo, bo wciąż taksówki nie było... tragedia... nowe buty starły mi stopy.... są z takich cienkich paseczków, i jak się okazało nie służą do długiego chodzenia. bąble na bąblach.... w końcu złapaliśmy taxi i pojechaliśmy do D., bo żebym wracała na Pireus taksówką to niestety za daleko i za drogo by było, a czasy teraz są trudne.... mieliśmy od razu kłaść się spać, ale ja ani pijana byłam, ani śpiąca, a tym bardziej D. nie chciał spać. miał trzy nowe filmy, wiec włączył je i tak oto obejrzeliśmy najpierw coś o czirliderkach, później jakiś horror o 14-letniej rosyjskiej prostytutce, która zmarła przy porodzie, a później w końcu zasnęliśmy.... a która była godzina? gdzieś około 8 rano... długo nie mogłam zmrużyć oka, ale w końcu poddałam się i spałam jak zabita do 11, gdy obudził mnie dzwonek do drzwi. współlokator D. przyszedł z jakimś kolegą, a później rozmawiali tak głośno, że już spać nie dało rady. ale w stać nie dałam rady... nakryłam się prześcieradłem na głowę i powoli odpłynęłam... obudziłam się o 13:00... ale nadal bym spała ze zmęczenia, gdyby nie fakt, że jak tylko otworzyłam oczy, zdałam sobie sprawę, ze niestety nie jestem u siebie... jejku.... jeszcze będę musiała w tych cholernych pantoflach jechać do domu... wstałam, D. zrobił mi kawę, a po paru minutach włączył kolejną płytę, tym razem z bajką "jak ujarzmić smoka"... nawet fajnie zrobiona bajka... niby że nie przepadam za bajkami, ale ta była prawie ta dobra, jak "epoka lodowcowa", podkreślam: prawie. niestety endu nie zobaczyliśmy bo film się zaciął... w końcu postanowiłam jechać już do domu, by go dłużej nie męczyć, ale jak tylko to powiedziałam, to poprosił, bym się stuknęła w głowę, że jakbym go męczyła czy nudziła to by sam mi to powiedział i takie tam. mimo wszystko poprosiłam by mnie odprowadził na przystanek. "zostań jeszcze, i tak nie mam nic do roboty, może jestem zmęczony, ale tak mi fajnie się z tobą siedzi..." nadjechał jeden autobus, ale zagadał mnie i zostałam na następny... przejechał kolejny ale wtedy rozmawialiśmy na jakiś ważny temat, wiec co tam, przyjedzie kolejny... przejechało jeszcze kilka autobusów... "no, chyba nie jestem taki najgorszy, skoro jeszcze nie uciekłaś"... kolejny tekst świadczący, ze D. ma trochę niską samoocenę... "widzę, że Cie nogi bolą od tych butów, a jednak stoisz ze mną tyle czasu na tym przystanku, to znaczy, ze albo się bardzo nudzisz, albo nie masz co robić, albo może jednak nie jestem taki głupi, ani nudny"... "ela re D., przestań mówić w taki sposób. ja ci mówię, że jesteś super facetem, a skoro ja ci to mówię to znaczy, ze tak jest!!! przestań mówić o sobie w taki sposób. jakbyś był nudny to nie śmialibyśmy się tu tyle czasu, ale już dawno byłabym w domu." zawstydził się troszkę, i znowu zaczęliśmy żartować, a kolejny autobus właśnie ruszał z przystanku... staliśmy sobie w cieniu i jakoś nie miałam ochoty jechać do domu, ale z drugiej strony nie chciałam go męczyć tym czekaniem, bo może tego nie okazywał, ale pewnie gdzieś w środku go to irytowało, a może nie? kto wie...a gdy zajechałam autobusem na Pireus, to zapomniałam się i pojechałam na zajezdnie, przez co musiałam iść pieszo kawałek. zdjęłam buty i pomaszerowałam przed siebie boso... chodnik był tak rozgrzany... szukałam marmurowych płyt w chodniku, bo one były chłodnawe nieco.... tylko po nich dało radę stąpać... wreszcie nadjechał mój autobus, po czym po kilku minutach byłam w domu. klimatyzator na full, zimny prysznic i szorowanie stóp, i do łóżka!!! nareszcie w swoim łóżku!!! zamknęłam oczy i spałam do niedawna... jest 1:56 w nocy po północy... ale już mi się ziewa, wiec chyba problemu z zaśnięciem nie będę miała... już uzgodniłam z Renatką, ze przyjedzie rano i pojedziemy na plażę. nie traćcie żadnego dnia swojego bezcennego życia!!!! aaaa..... za kilka dni będę miała trzydzieści lat..... ja nie chcę!!!!!!!!!! ja chcę być młoda!!! nie chcę mieć trzydziestu lat... nie chcę... do trzydziestki jednak, czyli do 13 lipca, postanowiłam wykorzystać każdy dzień maksymalnie!!!! tak więc jutro kąpiel w morzu!!! a co dopiero będzie po 13.... żyć, nie umierać!!! pozdrawiam wszystkich koteczków bardzo serdecznie!!!! i życzę smacznych snów, choć już to trochę spóźnione życzenia.... ale co tam.... lepiej późno niż wcale!!! DOBREJ NOCKI!!! buźka!!!
HM...
D. właśnie zadzwonił i zaprosił mnie na grilla do swojego kuzyna, którego przedstawił mi w poprzednią sobotę... na grillu ma być jego kuzyn ze swoją dziewczyną, D., oraz Ja... a jak fajnie się motał, gdy zadzwonił i wspomniał, ale półsłówkami o tym, że chce bym tam była z nimi jutro... śmiesznie się tłumaczył, ale zachowałam powagę i słuchałam uważnie jego słów. chłopak naprawdę się stara... "Nawet nie wiesz, jak się cieszę, ze się zgodziłaś przyjechać!!!"- gdy to mówił, miałam wrażenie, ze tam skacze z radości!!!! tak mu się głos łamał.... jejku.... D. chyba naprawdę mnie lubi... hi hi hi.... ale fajnie!!!
wciąż na myśl przychodzi mi jeden wątek z
dyskoteki z poprzedniej soboty...
gdy tak sobie tańczyłam w sumie sama, przyszedł wreszcie D. tańczył przy mnie, aż tu dj zapodał bardzo wolną muzykę, co jest znakiem rozpoznawczym, że to już koniec imprezy. na sali zrobiło się pusto. oprócz nas dwojga tańczyła jeszcze jedna para. cała reszta siedziała przy barze.... D. złapał mnie mocno w pasie i stanowczym głosem powiedział " chodź zatańczymy sobie razem.", zaczęliśmy tańczyć wolniutko w rytm muzyki, gdy nagle zdałam sobie sprawę, że wszyscy patrzą na nas!!! momentalnie zawstydziłam się i chciałam zaprzestać tańca, gdy D. zapytał o co chodzi, na co ja mu powiedziałam, ze wszyscy na nas patrzą i się wstydzę tak tańczyć, a on na to:"pierdol ludzi! oni tam siedzą przy barze i nam zazdroszczą, że sobie tak fajnie tańczymy, a oni nie.", po czym przytuliliśmy się nieco do siebie, i okazało się, że to jednak nie była ostatnia piosenka. dj był jednak dobrym dj-em i puszczał wolne kawałki jeszcze dobrą godzinę... zapytacie teraz, do czego zmierzam... trochę mi wstyd napisać to, ale... chodzi mi o to, że potrafiłam mimo kg, które kiedyś, niedawno jeszcze, psuły mi dobrą zabawę, potrafiłam jednak tańczyć "przytulańca" i to jako jedna z dwóch dziewczyn na parkiecie... rozumiecie? na widoku, że tak powiem, bo wszyscy nas obserwowali. tak jakby to nie była wina kg, że kiedyś źle się bawiłam... doszłam do wniosku ostatnimi czasy, ze to wszystko w mojej głowie siedzi... te wszystkie "wstydzę się", czy "nie mogę, bo patrzą", czy "boję się"... jednak wszystko zależy w dużej mierze od naszego nastawienia i od tego na ile akceptujemy siebie...