Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1838975
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 kwietnia 2010 , Komentarze (21)

Ścigałam się z motylkiem. Rusałką jednym takim. Od pomnika Syreny do mostu Średnicowego. Na krótszych dystansach on był lepszy. Co chwila widziałam go z prawej, potem z lewej. Podskakiwał sobie, skubany. Ale na dłuższej trasie ja wygrałam. Mocnym naciskaniem pedałów. Został z tyłu koło budowy Centrum Kopernika. Prześcignęłam motylka!!!!

20 minut później krążyłam koło gawry jednej takiej vitalijki. We wzajemnym obwąchaniu się przeszkodziły nam niedostatki technologii, wulkan islandzki plujący pyłem i panika na Alasce. Bywa.

Wracającą mnie, dopadł wicher przeciwny. Prosto w  paszczę. Na płaskim z trudem wyciskałam 11 km/h. Trochę łatwiej było w górki. Tylko trochę. Dwa długie rękawy, szeroka opaska polarowa na głowie, szerokie okulary przeciwpyłowe i przeciwsłońcowe i kaptur mocno ściągniety. A i tak miałam wrażenie, że palce wiatrowe wpadają pod ubranie i łapią mnie i za łopatki i za sutki. Wróciłam przemarznięta i przewiana do szpiku kostnego. Życie mi uratował wanna pełna wrzątku.


Wchłanianie - 1230 kcali... mniej więcej... nie wiem, ile tych wredot było w wyskrobywanej szklanicy maślanki... koło północy.

Rowerowo spalone - 439 kcali

Bilans OK, jeszcze żeby o tym wiedziała waga rano...



Idę spać, Pan i Władca wrócił. No, może NIE spać.


 

No widzicie. Ani słowa o polityce.

Znaczy nie napisałam. Bo tylko czytałam. Artykuł porównujący wyszkolenie pilotów cywilnych i wojskowych. Nauczony sposób reagowania na ryzyko. Wyuczony sposób reagowania na przewożonych. Ilość godzin wylatanych....... ach, kiedyś może opiszę...

Samolotami rządowymi powożą wojskowi.      Oj, basta!!!!

 

Ps. Gumisiu88, wielkie dzięki. Tu, bo nie masz pamiętnika ani nie przyjmujesz maili. Sukces zazwyczaj ma wielu ojców. Rzadko kto przyznaje sie do ojcowstwa błędu. Szacun! Chapeau bas!

16 kwietnia 2010 , Komentarze (44)


Ale najpierw poprawka

We wpisie z niedzieli ostatniej podałam wiadomość za plotką. Nie sprawdziłam w innych źródłach. Więc biję się w przywiędłe popiersie. Pilot, który odmówił lądowania w Gruzji - nie tylko nie został zwolniony. Wręcz przeciwnie, został odznaczony. Nie za to, tylko za cołokształt. Potem była awanturka.... ops, nie awanturka, lecz złożenie interpelacji sejmowej przez posła Gosiewskiego. Tu link do opisu całości  , polecam zwłaszcza odpowiedź na zarzuty.

I jeszcze drugie, Witebsk to Białoruś, nie Litwa... Liczyłam góglami kilometry, poszukiwałam lotniskowych charakterystycznych punktów terenu.... zapomniałam zerknąć na mapę polityczną

 

Ałycza i Belweder

Kilka dni temu w czasie nocnego mżawkowego spaceru z Panem i Władcą przechodziliśmy koło wielkiego białego ducha. Wieczornie zakwitło wielkie drzewko za płotem stacji krwiodawstwa. Za zimno było, żeby pachniało. Tylko stało i kazało się napawać swą urodą.

Teraz jest cieplej. Białe duchy pojawiły się wszędzie. W całym mieście. To niezwykłe drzewo jest trochę jak szpieg, który każdemu przedstawia się inaczej. Jedni nazywają ją ałyczą, inni mirabelką, jeszcze inni śliwą, i to w dodatku wiśniową. Warto więc ostatecznie ją zdemaskować. Podstawowy gatunek to śliwa wiśniowa (Prunus cerasifera), jej owoce mają kolor czerwony z lekkim woskowym nalotem. Ałycza jest kaukaską odmianą tejże śliwy o nazwie 'Divaricata' i ma żółte owoce. Często potocznie nazywa się je mirabelkami....

Dzisiaj ciepło. Na rower wczesnym popołudniem się wybrałam. Prawdziwa rowerowa wiosna - galoty w pędzie podciągnięte do pachwin, rękawy podwinięte za łokcie, słońce i ten wspaniały wiatr we włosach.

Słońce i ciepło obudziło zapachy. Wszystkie białe duchy pachniały słodko. Na Mozaikowej stało ich całe stado. Nie wytrzymałam, zrobiłam z siebie kretynkę rowerową. Jeździłam po jezdni w kółeczko. Wciąż i wciąż zanurzałam się w słodycz.

Wiosna już nie odejdzie. Mirabelka przytrzyma ją kolcami.

Po dwudziestu kiloskach wciąż mi było mało. Akurat most Siekierkowski stał obok, więc nim na drugą stronę rzeki przejechałam. Ciacho męskie rowerowe skręcało w Sobieskiego, więc ja też. Mogę przynajmniej popatrzeć na zgrabny męski tyłeczek? Potem Belwederska, a co? Porządnie się zmęczę, podjeżdżając pod górę, jednym ciągiem. I fajnie.

Zapomniałam!!! Durna kretynka!!! Kręcąc zawzięcie i jęzor mając niżej kolan (z za-dyszenia), patrzyłam jeno pod koła. Tylko. Dopiero prawie na samej na górze spojrzałam przed siebie. Tłum. Żandarmeria wojskowa. Szpalery harcerskie. Zapomniałam, naprawdę. Ciało Kaczorowskiego od dzisiaj od rana wystawione w Belwederze.

Stanęłam i stałam. Najpierw zdumiona, potem w przedziwny sposób uradowana. Warszawiacy nie zapomnieli o Kaczorowskim!!!! Znacznie krótsza kolejka niż ta na Krakowskim. Ale co z tego? Ale tego prezydenta też żegnają. Tego, co na ręce Wałęsy przekazał insygnia władzy prezydenckiej. I mentalnie scalił Polskę. Nas, tutaj i tę przedwojenną.

Kolejka, gruba, wieloosobowa, sięgała prawie wejścia Botanicznego. 430 m, góglami policzyłam. A ile osób odpoczywało na ławkach...

Jak już tam byłam, to ciągiem skojarzeń zjechałam Agrykolą na dół. (przy okazji mam tegoroczny rekord prędkości, 38,5 przy zjeździe, szybciej się nie dało, niebezpiecznie, zbyt dużo spacerowiczów - a w zeszłym roku było znacznie szybciej). Jeździłam wokół Torwaru, podziwiając organizację. Współpracę różnych służb. Myśląc o tej młodziutkiej szarej harcerce przy Belwederze. Nie do mnie mówiła, do kogoś: oj tam, czerwone oczy, tak, drugą dobę jestem na nogach, ale to TAKA SŁUŻBA. Jestem dumna, że mogę pomagać....

 

Wawel. I Katyń.

Trochę długie wyszło, ale starałam sie o uczciwość. Wobec siebie.

Nie lubię ulegać zbiorowej histerii. Ani owczym pędom. Owszem, to oznacza, że czasem nie dobiegam na czas, ale taką cenę da się zapłacić.

Poza tym, teraz gdy decyzja jest podjęta, to możemy tylko wyrażać swoja opinię. I niepokój. I niezgodę, że TAKA decyzja została podjęta poza plecami obywateli.

W pierwszej chwili pomysł pochowania pary prezydenckiej wzbudził mój głęboki opór, zaskoczenie, niewiarę w tak dziwaczne rozwiązanie. Przecież Kaczyński to warszawiak! Nasz ci on. Była nawet naszym miejskim prezydentem! I tu zostało jego wspaniałe dzieło, Muzeum Powstania Warszawskiego. Tu popełnij największe foux pas swojego życia, z tym publicznym - spieprzaj dziadu. Ale nasz on! Niezbyt lubiany, ale nasz! Z czasów szkolnych kołatały mi się po mózgownicy jakieś szczątkowe informacje. Krypta wieszczów. Królowie, nie wszyscy. Piłsudski, serce matki, ziemia z Rossy. Z drugie strony tragiczna śmierć w czasie wypełniania obowiązków jako głowa państwa. Z trzeciej strony prezydent nieudacznik. Z czwartej strony, tam Wielcy Polacy. Z piątej strony, Katyń, śmiercią okupiona uwaga Rosjan.

Jesu... nie wiem. Ktoś mnie zaprasza na fejsbuka do przeciwników Wawelu. Córka z synem biegną pod PeKiN na manifestację. Kłótnia wawelowa u mnie w komentach

A ja - NIE WIEM!!!!

No tak, jak nie wiem, to zrobić, żeby wiedzieć.

Wypowiedzi internetowe. Radiowy wywiad z kustoszem na Wawelu. Wikipedia. Szwagierka, główny muzealnik od metali na Zamku, od niej telefon do historyka z Krakowa. Zrujnuje mnie ta rozmowa telefoniczna. Oświadczenie potomka Piłsudskiego. Wpisy na vitalii. Zawrót głowy.....

Słuchałam w czasie rowerowania wywiadu z kustoszem kryptowym. Opisywał dokładnie skandal związany z przenosinami zwłok Piłsudskiego do nowej krypty. A skandal był znaczny, objął swoim zasięgiem władze państwowe i kościelne, Stolicę Apostolską, radio, prasę, instytucje państwowe, organizacje katolickie i zawodowe. Nawet ówczesny premier poddał się do dymisji, lecz Mościcki jej nie przyjął. Zinteresowanych odsyłam tutaj.   A konflikt wawelski miał rangę ogólnonarodową. (Dodatkowo do poczytania, krypta świętego Leonarda , krypta pod wieżą srebrnych dzwonów ).

Mówił kustosz, że dopóki królowie mieszkali w Krakowie, to z ich pochówkiem nie było żadnych niejasności. Wawel należał im się jak psu micha, z racji urodzenia. I nieważne, kto jakim był władcą. Miał prawo do Wawelu i tyle.

I że im bliżej współczesności, tym większe emocje za każdym razem budził kandydat do krypty. Potem krótko wspomniał o krypcie wieszczów, że był konflikt z umieszczeniem tam prochów Słowackiego. I że w 1916 arcybiskup krakowski Adam Sapieha, gospodarz katedry wawelskiej, odmówił Ignacemu Janowi Paderewskiemu pochowania Henryka Sienkiewicza na Wawelu. W roku 1927 zawarł umowę z Piłsudskim, że ostatnim, który spocznie w kryptach królewskich, będzie Juliusz Słowacki, którego prochy sprowadzono w tym samym roku..

Historyk uszczegółowił mi wiele zagadnień. Gdy opowiadał o postaciach odległych o niecałe stulecie, o emocjach i kłótniach ówczesnych - miałam wrażenie, że to zupełnie tak jak teraz....

I powiedział, że spoczywają tu nie tylko królowie, ale i władcy dusz. Patrząc na, nie wstydzę się tych słów, narodową histerię w dniach ostatnich - sądzę, że Kaczyński stał się takim władcą dusz. Bardzo celuloidowym i na krótko, ale jednak. Los podarował mu w tym nieszczęściu nieśmiertelność bohatera narodowego i w jakiś pokręcony sposób stanie się Kaczyński legendą

To wypowiedź zawodowego historyka, profesora Dybca: Sprawa protestów przeciwko pochówkom wawelskim ma wymiar historyczny. Wystarczy przypomnieć niesłychane dyskusje, jakie toczyły się w sprawie pochówku ostatniego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, którego prochy ostatecznie spoczęły na Wawelu. Toczyły się również dyskusje na temat miejsca pochówku Słowackiego, Piłsudskiego

Mówili i pisali niektórzy, że na Wawelu leżą wszyscy ważni dla Polski ludzie. Oczywiście, nie do końca maja rację. Po odzyskaniu niepodległości nie został pochowany tam nigdy żaden prezydent. Spoczywają tam królowie, wieszcze - Mickiewicz, Słowacki, Norwid, poza tym Szopen (ups, Szopen NIE, jakoś tak mi się rozpędem...), Kościuszko, Piłsudski i gen. Sikorski. Leżą tam również wybitni duchowni w tym Ci, którzy zostali uznani za świętych. Międzywojenni prezydenci Narutowicz (zastrzelony w zamachu) i Mościcki leżą w warszawskiej Bazylice Jana Chrzcieciela, a prezydent Wojciechowski na Powązkach.

Zacytuję wpis jednej z vitalijek

Co do Wawelu, to pomysł nie najszczęśliwszy oględnie mówiąc. Najlepsze że nie wiadomo czyj. Tu to się ubawiłam setnie. Najpierw Kościół mówił, że rodzina, a rodzina, że Kościół. Potem widzę w tv Dziwisza, który zaprzecza że to on wymyślił, a za minutę jakiś rzecznik że rodzina nie chciała. A na drugi dzień czytam, że ten sukces ma co najmniej 30 ojców, każdy się chwali, że pierwszy dotarł do Dziwisza i podaje swe tajemne ścieżki. A ktoś poszperał i wyszperał że w sobotę (...) No nie ważne, widać, że wielu ludziom wpadło to do głowy. Istotniejsze wydaje się, kto ostatecznie zadecydował. A to już trudno ustalić, każdy się wypiera ostatecznej decyzji.

W tej chwili uważam, że już za późno na żale i należy zakończyć protesty. Po pierwsze dlatego, że to niewłaściwy moment. Po drugie dlatego, że to już ewidentnie jest postanowione, jeśli po pierwszych głosach na nie - nie wycofano się z Wawelu.

Ale na przyszłość należy ustalić, gdzie mogą być chowani prezydenci byłoby trudno, bo jest sporo kościołów i cmentarzy w Warszawie oraz w innych częściach (...) Natomiast dałoby się dość precyzyjnie ustalić czy i kto ma być chowany w ważnych dla Polaków miejscach typu Wawel. I chyba na tym przeciwnicy tego pochówku powinni się teraz skupić. Tyle światowych vipów zapowiedziało swój przyjazd, przygotowania ruszyły, choćby się kto krzyżem pod Wawelem położył ,to już nic nie wskóra.

Natomiast istnym kuriozum wydaje mi się dosyć nagłośniona wypowiedź Andrzeja Dudy, byłego wiceministra sprawiedliwości, pt. "Protestujący nie są prawdziwymi patriotami"

Niszczyciele, którzy teraz podnoszą głowę wiedzą, że Lechowi Kaczyńskiemu, który naprawdę był wielkim patriotą, zostanie po prostu zapewniona pamięć wieczna, jeżeli znajdzie się na Wawelu. I oni zdają sobie sprawę, bo to są ludzie inteligentni i nie chcą się z tym pogodzić po prostu, bo nie są po prostu prawdziwymi patriotami. Ich sprzeciw odnosi się do faktu wstąpienia Lecha Kaczyńskiego do panteonu polskich postaci historycznych. Pochówek na Wawelu zapewnia bowiem wieczną pamięć i jest zarezerwowany dla najwyższych urzędników państwowych, którzy zginęli na służbie.
Jestem w kontaktach publicznych osoba bardzo spokojną. Ale tu czułam, jak mi się włoski, te malutkie, na karku podnoszą, a z kiełków ściekają mi kropelki jadu.  Jak śmie urzędnik, opłacany z naszych podatków, obrażać i wyzywać tych, co mu płacą? Jak śmie jakiś urzędnik odmawiać patriotyzmu ludziom, którzy wyszli z domów, by wyrazić swoje zdanie jako obywatele?! Jak śmie mówić, że to niszczyciele - o ludziach zatroskanych dobrem ogólnym?! No, przyznam się, żem do niego napisała. Może mu w pięty pójdzie...

Rankiem czwartkowym nowa informacja.
Para prezydencka zostanie pochowana na Wawelu w krypcie Piłsudskiego - podał we wtorek kard. Stanisław Dziwisz. Zaniepokoiło to rodzinę Marszałka. Zwłaszcza doniesienia, że trzeba będzie przesuwać sarkofag. Rodzina uważała też, że pochowanie tam prezydenckiej pary to próba zawłaszczenia mitu Piłsudskiego.

Krzysztof Jaraczewski, wnuk Marszałka i prezes Fundacji Rodziny Józefa Piłsudskiego, odwiedził wczoraj kardynała. Spotkania nie komentował. Podobno emocje nieco opadły, gdy okazało się, że grobowiec Kaczyńskich nie znajdzie się ostatecznie w tym samym pomieszczeniu, co sarkofag Piłsudskiego, tylko w przedsionku po lewej stronie.
A w przedsionku tej krypty znajduje się tablica poświęcona ofiarom Katynia... Co by nie mówić złego czy śmiesznego o byłym prezydencie - to jedno mu trzeba przyznać. Dosłownie oddał życie za swoją największą ideę. Za prawdę o Katyniu.

Jeszcze profesor Dybiec. Wawel jest miejscem pochówku królów jako władców państwa. Obecnie nie ma królestwa w Polsce, jest prezydentura, ale prezydent jest głową państwa. W przypadku prezydenta Lecha Kaczyńskiego dodatkową racją historyczną, przemawiającą za jego pochówkiem na Wawelu jest fakt, iż on ofiarą swojego życia obwieścił światu prawdę o Katyniu . Trzeba było dopiero tej ofiary życia prezydenta i 95 innych osób, by wreszcie świat dowiedział się o Katyniu. I to jest ta perspektywa historyczna, która uzasadnia istotę pochówku prezydenta Lecha Kaczyńskiego na Wawelu.

Po katastrofie samolotu, przy medialnej wrzawie, wielu Rosjan, takich zwykłych, chciało się dowiedzieć, po co w ogóle ten polski prezydent przylatywał. Oczywiście, część z nich zna nazwę Katyń. Ale nie wiedzą, jakie to dla nas ważne. I dlaczego.

Nadanie Katynia Wajdy w głównej rosyjskiej tivi i to w porze największej oglądalności otworzyło im oczy. Dopiero następnego dnia po filmie pod polskimi ambasada i konsulatami w Rosji.... dopiero wtedy pojawili się płaczący ludzie.

Moja córka ma od lat serdeczną przyjaciółkę. Rosjankę, śliczną zresztą tą rosyjską urodą. Marinę wychowują dziadkowie, też Rosjanie, od lat prawie dwudziestu żyjący w Polsce. Matka Mariny została w Rosji, ma tam nową rodzinę. Ale bardzo często przyjeżdża do Polski, znakomicie zresztą mówi po polsku. Żadne z tych dorosłych, związanych jakoś tam przez ćwierć wieku z Polską, nie wiedziało, dlaczego dla nas Katyń jest tak ważny!

Teraz wiedzą. Płakali. To też jest spuścizną Kaczyńskiego. Płaczący Rosjanie. Zbliżenie państwowe.

To, że filmem Wajdy zainteresowały się telewizje w całym prawie zachodnim świecie, to też jest pokłosie po śmierci Kaczyńskiego. Bo chcą wiedzieć, co było tak ważnego dla naszego prezydenta, że poleciał w mgłę.

Jeszcze jedno. Znajomy szwagierki-muzealniczki, bardzo stary kustosz i historyk z petersburskiego Ermitaż, rozmawiał kiedyś z nami o zaszłościach. Rozmowa zeszła na Katyń. Z lekka napity pozwolił sobie na szczerość. Pamiętacie referat Chruszczowa? No, może nie pamiętacie, ale wiecie ze szkoły, co to było. No więc podobno część działaczy partyjnych oraz historyków z Akademii Nauk była bardzo zdziwiona oraz ZAWIEDZIONA, że Chruszczow w tym referacie nie wspomniał o Katyniu i nie zrzucił całej winy na Stalina. Przecież oni się wyparli wtedy Stalina, kult jednostki, itepe. Mogli pod tego niedobrego Stalina również podpiąć mord katyński. I nie byliby za niego moralnie odpowiedzialni. Owszem, to wciąż byłaby zbrodnia. Ale stalinowska. Ale wojenna. A na wojnie usprawiedliwione jest rozprawianie się z wrogiem, potencjalnym wrogiem.

Zafascynowało mnie takie postawienie sprawy. Zasadniczo Rosjanie już się nie wypierają odpowiedzialności za Katyń. Nawet kiedyś padło jakieś wybrakowane przepraszam. Dla nas - za mało. Dla nich - dużo za dużo, duma rosyjska tego nie zniesie.

Teraz, po katastrofie, wiedzą - DLACZEGO to takie ważne. Nie mord katyński. Tylko kłamstwo katyńskie. O ile pierwsze karkołomnie da się usprawiedliwić wojną i Stalinem, to drugiego nie.

I gdy przeczytałam wzmiankę o tej tablicy katyńskiej w przedsionku krypty Piłsudskiego i dowiedziałam się, że właśnie tam mają stać sarkofagi Kaczyńskich, to moje wątpliwości stopniały. Ich przeznaczenie?....

Owszem, wciąż jestem oburzona na sposób załatwienia sprawy. Ale nie pójdę protestować.



Bardzo dziękuję mniej i bardziej osobistym vitalijkom za pomoc. Za zgodę na skopiowanie czegoś interesującego. Za inspiracje do przemyśleń. Szczególne podziękowania dla tulip24. I dla dziewczyn z Sikającego Klubu Constans za poganianie.

Jednej wrogini i jednej przyjaciółce dziękuję za wytknięcie błędu o pilocie. I za Witebsk

 

Vitalia za-czwartkowa

Noooo, musi być.

Zassane 1273 kcale.

Na rowerze spalone 573, na patykach 413, razem to daje 986. (prawie 43 km na rowerze i ponad 6 i pół km z patykami). Z tych patyków, to wróciłam o 22:57. Przyniosłam w zębach malutką gałązkę mirabelki. Ależ pachnie!

Bilans kaloryczny baaaaaaaaaardzo zadowalający. Mam nadzieję, ze waga mnie jutro nagrodzi odpowiednim widoczkiem na wyświetlaczu

 

I vitaliowe sprawy porządkowe. Będę niegrzeczna. Ostrzegam grzecznie.

Mój kumpel z takiego jednego forum komputerowo-wirusowego ma na stałe bardzo ładny opis statusu. Ukradłam mu. Brzmi tak : Nie zaczynaj dyskusji z głupcem. Najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu. A potem pokona doświadczeniem.

Wolę więc zrobić to oficjalnie.

Do poprzedniego wpisu o jakości dyskusji - dopisały się szybciutko dwie z wymienionych w nim osób. Po przeczytaniu ich kolejnych textów nie mam żadnych oporów, by podać ich nicki. willyourbride, oprócz powrotu do kabaretu z wyglądu, dodała mi chorobę psychiczną. Nie tylko. Ale czy ją/jego musze wciąż czytać u siebie na blogu? Z kolei ta rozmodlona i rozkrzyczana bożena77 zarzuca mi celową demoralizację młodzieży i wciąż namawia do modlenia się. Czy ją/jego też muszę czytać u siebie na blogu?

Nie, nie muszę! Vitalia daje mi pewne możliwości zarządzania kontem, listami znajomych.

Więc będę niegrzeczna. Mówię głośno - won stąd!!! Blokuję was obie!!! Won ode mnie!

Proszę uprzejmie o niekomentowanie tej decyzji.

 

Idę spać. Jest minuta po piątej. Jutro nie piszę!!! Nic nie piszę ! Wycyckałam się z weny.... no, chyba, że coś się stanie... ale lepiej nie.... żadnego wilka z lasu


Chodzę z patykami, może i Ty chodzisz ?  


Mam wiatr we włosach, gdy jeżdżę na rowerze. Może Ty też to lubisz? 
 

15 kwietnia 2010 , Komentarze (103)

Czyli rozważania o kulturze dyskusji przykładami poparte.

O Wawelu też się wypowiem, później.

 

Vitaliowe pisanie.

Wczoraj jeszcze rower był, ponad 48 kilometrów. Razem z kijami spaliłam 1160 kcali.

Dzisiaj waga nagrodziła mnie kolejnym spadkiem. Popodskakiwałam na niej z radości.

Jeżdżąc wczoraj - cały czas miałam radio w słuchawkach. To będzie wredne, ale powiem, że żałoba narodowa ucywilizowała wszystkie stacje radiowe. Żadnych reklam. Żadnych quizów. Żadnych super-wypasionych-konkursów telefonicznych. Żadnych wkręcań. Tylko łagodna lub poważna muzyka, ballady, nawet ciężki rock sprzed lat brzmiał dostojnie. Niosła mnie ta muzyka. Włączyłam widzenie obwodowe i nastąpiło tak lubiane przeze mnie zjednoczenie z maszyną. Nie ja jechałam na rowerze, tylko rower jechał mną.

No, słuchałam też dziwnych rzeczy. Na Myśliwiecką do trójki przyszedł facet ze pobliskiego sklepiku papierniczego, przyniósł ostatnie flagi. Opowiadał, że hurtownie podniosły ceny flag i chorągiewek. W niedzielę o 100%. W poniedziałek znowu, o 50. We wtorek znowu, ponad 50.

A mi się to skojarzyło z poranną rozmową z facetem świeczkowym.

A wieczorek córka opowiadała, jak wracała z basenu na Warszawiance. Jechała częściowo trasą, która potem jechał długi kondukt. Przesiadała się na Rozdrożu. Połowa z ludzi zwisających z góry nad Trasą traktowała zdarzenie jak okazję do pikniku, wieczornego spaceru z przyjaciółmi, jako rozrywkę. Z dnia na dzień coraz mniej ludzi przezywa żałobę rzeczywiście.

A mi to coraz bardziej przypomina żałobę po księżnie Dianie. Celuloidowy świat. W tivi wieczorem widziałam rozmowę uliczną z rozpaczającą starszą kobietą. Szlochając mówiła do mikrofonu: bo my wszyscy ich tak dobrze znaliśmy, widywaliśmy się prawie codziennie... w telewizji.....

Litości!!!!

 

Najpierw będę się przechwalać, a potem powiem, czemu.

Wyniosłam to jeszcze z domu rodzinnego. Nauczono mnie, że jeśli się z kimś kłócę, dyskutuję - to mam używać argumentów merytorycznych. Jeśli chcę przekonać adwersarza, to mam używać argumentów, a nie wyzwisk czy pięści i nóg. Wieloletnia działalność w roli instruktora harcerskiego w środowiskach .... no, dziś by to się nazywało slumsami; to to mnie nauczyło, że te trudne dzieciaki można pokonać/przekonać przykładem, mądrym słowem, ale nigdy bitką czy wymyślaniem. Studia tylko ugruntowały we mnie ten pogląd. Dodatkowo przyjęłam za swoją podstawową maxymę tolerancji "Nie zgadzam się z Twoimi poglądami, ale zrobię wszystko byś mógł je nieskrępowanie głosić". Ostatnie lata spędzone w młodej społeczności netowej, najpierw jako mod, a potem jako rednacz strony internetowej, nauczyły mnie w sposób racjonalny i kulturalny godzić i przygaszać młodociane emocje i być lubianym arbitrem... co wciąż w archiwach sieci można jeszcze sprawdzić.

Daję słowo - UMIEM DYSKUTOWAĆ. Szanując i konkurenta, i adwersarza i przeciwnika. Wymieniając argumenty możemy dojść do consensusu. Albo przynajmniej dobrze się poznać.

 

Rok cały ponad byłam na vitalii grzeczną odchudzaczką. Kilka razy tylko mi się wymknął wpis nietyczący odchudzania, takie tam domowe kłopoty.

A teraz ... poruszył mnie dramat Polski. I to, co z tym dramatem się dzieje.... co z tym i z tego powodu jest robione.

Napisałam tak, jak czułam. Napisała to, co czułam. To MÓJ pamiętnik, osobisty. Rodzaj bloga. Głównie o odchudzaniu, ale nie tylko - bo nie składamy się tylko z układu pokarmowego, wszyscy jesteśmy pełnymi ludźmi! Nie napisałam na forum, nie zakładałam kolejnych nawiedzonych wątków. Pisałam głownie dla moich vitaliowych przyjaciółek i znajomych. Jesteście dla mnie ważne, więc chciałam przed wami otworzyć... dusze i umysł. Vitalijki przypadkowe, wchodzące z ciekawości, czytały mnie z własnej woli. Nikogo nie zachęcałam, nikogo nie zmuszałam.

Nie parskałam do nikogo nienawiścią, bo już nie potrafię jej odczuwać, wypaliła się we mnie z przyczyn osobistych. Nie porównywałam polityków i partii, bo ani PIS ani PO nie są moimi. Nie wygłaszałam zakazów i nakazów, a tylko poglądy. Napisałam to, co czułam. Mam do tego prawo, jako człowiek, jako obywatel, jako kobieta, osoba. Jako JA.

Wzruszyłam się, widząc, że tak wiele osób podziela moje odczucia, przemyślenia.

Dostałam oczywiście również komentarze negatywne. To normalne, przecież nie wszyscy są tacy jak ja, nie myślą jak ja i to samo, co ja. Kilka osób z tych "negatywnych" zaprosiłam do znajomych. Bo uwielbiam dyskutować. Spierać się. Zwłaszcza z osobami o innych poglądach. Wtedy jest ciekawie. Przecież nie chodzi o to, by kogoś przekonać. Ani by kogoś obrazić. Chodzi o rozmowę. O poznawanie innych punktów widzenia. O poznawanie innych ludzi. O ciekawość świata. Lubię osoby inne. A mój zachwyt intelektualny wzbudzają ci, którzy o swoich zapatrywaniach potrafią mówić czy pisać w sposób kulturalny. Wyważony. Używając argumentów, a nie wyzwisk. Wedle rzymskich maxym - ad vocem,  ad rem, not ad personam.

Niektóre komentarze do ostatniego wpisu mnie zdziwiły. Następne zaskoczyły. Potem trochę zaczęło boleć. A potem już miałam tylko intelektualną frajdę. Bo niektóre obelgi były naprawdę pomysłowe. Jeśli potrafię zmusić adwersarza, by uciekał się do obelg - to znaczy, że on nie ma już argumentów, że wali na oślep, że przegrał. Ale szkoda.

 

A teraz polemiko-skarga

Nie, to miała być polemiko-skarga. Ale będzie wredność.

Zebrałam tu kwiatki, na niektóre odpowiem, niektóre skomentuję. Nie podaję nicków, ale przecież one są w komentarzach, kto chce, to poszuka, choć nie polecam.

Żeby było zabawniej, jedna tylko z osób się w ten sposób wyrażających, wulgarnie, złośliwie... ma otwarty pamiętnik i pocztę. Reszta jest schowana za zaporami. Boją się odpowiedzi. Boją się rozmów. TCHÓRZE! Śmierdzące tchórze!

(Acha. Uściślę. Ja lubię mięsisty język. Umiem się nim dobrze posługiwać. Nauczycieli miałam dobrych. Dzieciństwo na Grochowie, ciuchach w Rembertowie i babcia-(jako emerytka)handlarka naręczna na Różycu. Ale w życiu by mi nie przyszło w mailu do nieznajomej osoby rzucać kurwami, wiązankami...)

Powstrzymam się od odpowiedzi na poziomie pytań.

Będzie copy.... to nie moje słowa, więc sorry za wulgaryzm i chamstwo. Zachowuję pisownię oryginalną.

 

Wil., komentarze dwa

;))  a po 10 :) co Cie to obchodzi gdzie Nasz prezeydent będzie pochowany mi sie ten pomysł bardzo podoba ponieważ jak najbardziej należy mu sie szacunek :) (...) masz zero szacunku, a zarazem kultury !! (...) Chiałabyś zeby Cie pochowali pod krzakiem i zeby psy na Ciebie szczały ? nie sądze, wiec lepiej zajmij sie swoim życiem i nie zazdrość Parze Prezydenckiej (...) a co do wyglądu to miałam niezły kabaret jak zobaczyłam Twoje zdjecie więc daruj sobie takie komantarze bo w Twoim przypadku są jak najbardziej nie na miejscu :)) !!!! ŻENADA

!!  A i jeszcze jedno.. czy do Ciebie Babo durna nie dociera, ze zgineło 96 osób ;| i jeszcze śmiesz twierdzisz, ze ludzie robią sobie widowisko byś sie wstydziła, ale jeszcze sie to odwróci przeciwko Tobie, a Ci co Cie popierają mają tak samo nie tak z łbem jak Ty ;| moze Ty wolisz na prawde byc pochowana jak jakis chomik, albo zdechła ryba to gratuluje szacunku do życia... do życia które jest tak wielkim darem ;| szok co za babsko.. takie pierdoły to sobie do gazety pociskaj, a nie na Vitalii bo zaraz Cie zgłosze do moderacji bo to nie strona o takich rzeczsch i tyle bedziesz z tego miała

Odpowiedź

Nie zajmowałam żadnego stanowiska w kwestii Wawelu. Napisałam tylko, że się zastanawiam, bo odczuwam wątpliwości. Nie pisałam, że powinien być pochowany pod krzakiem.... Przykrość mi sprawiły słowa, że ktoś może mieć kabaret z mojego wyglądu... ale cóż, o gustach się nie dyskutuje. Natomiast w szczerą rozkosz wprawiło mnie czytanie epitetów, widać, że złość dodała panience skrzydeł. Te szczające psy, chomik i zdechła ryba i jeszcze groźba zgłoszenia do moderacji.

 

b.

A JA JESTEM OBURZONA TYM WPISEM PRZYZNAJE TROCHĘ CZAsU CI ZAJĘŁO NAPISANIE TEGO. MYŚLĘ ŻE LEPIEJ BY BYŁO GDYBYŚ TEN CZAS POŚWIECIŁA NA MODLITWĘ ZA WSZYSTKICH KTÓRZY ZGINĘLI A NIE ROZPISYWAŁA SIE I NAKRĘCAŁA LUDZI NIE POTRZEBNIE NEGATYWNIE (...) WIĘC POMYŚL ILE WYRZĄDZIŁAŚ SZKODY TYM OSĄDEM I CZY ŚWIADOMIE PODEJMUJESZ ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA TO CO NAPISAŁAŚ I CO TE WSZYSTKIE SŁOWA MOGŁY U INNYCH OBUDZIĆ.

Odpowiedź.

Pisanie drukowanymi literami to według netykiety krzyk. Jeśli używa się wrzasku jako argumentu, to ... litości. Nakręcam ludzi? Wyrządzam szkody? Jak? Może jakieś konkrety - bo jeśli chodzi o to, że zmuszam do zastanowienia, do popatrzenia z boku.... I te nakazy modlitwy. Dlaczego mam się modlić?

Ach, jeszcze. Od tej rozkrzyczanej i rozmodlonej osoby jeszcze dostałam na priva żądania usunięcia wpisu i całkiem ładne wulgaryzmy..... może wedle jej osądu mają większą moc przekonywania?

 

k.

Daj już spokój tym ludziom. Nie masz nic innego do pisania??A co Ty dobrego dla Polski zrobiłaś??Skoro uznajesz się za taką dobrą i bez wad to pokaż to!!!Smutne to, taka nienawiść do ludzi!!!

Odpowiedź.

Co zrobiłam dobrego dla Polski????? Jestem odpowiedzialnym obywatelem i poświęciłam 8 lat życia pracując społecznie, za darmo. To mi daje wszelkie prawa! Nie będzie mi tu anonimowa osóbka odbierać moich praw ani kwestionować mojej prawości!!!

Poza tym, ja nie atakowałam ludzi, tylko zjawiska. I niegdzie nie pozwoliłam sobie na nienawiść.

 

Fio.

10... tyle razy kasowałam komentarz i jednym słowem brak mi słów. Widzę że, jesteś specjalistką od wszystkiego więc może wystartujesz w nadchodzących wyborach i zmienisz w końcu ten kraj.... Pod moim wpisem ponad setka potencjalnych wyznawców......

Odpowiedź.

Nie, nie jestem specjalistką od wszystkiego. Ale staram się wiedzieć wszystko, aby nikt mi nie mógł wcisnąć kitu. A nawet jak nie wiem, to przynajmniej szukam i pytam. Jak nie wiem, to przynajmniej wiem, czego nie wiem. A nie przyjmuję słowa autorytetów. W wyborach nie zamierzam startować. Poza tym w polityce ludzi popierających nazywa się zwolennikami. Wyznawcy należą do sfery religii.

 

Ya

...  czasem brak mi slow kiedy slucham pi***olenia innych ludzi... ty wybitnie dzialasz mi na nerwy... az sie przykro czyta... jak widac nie zawsze tzw "madrosc zyciowa" wspolgra z wiekiem...

Odpowiedź.

Mam odpowiadać na wulgaryzmy? Przecież tu nie ma żadnego argumentu.

 

all

? Ulżyło ???

Odpowiedź. Jak odpowiedzieć, kiedy nie wiadomo, czego dotyczy pytanie.

 

ew

a co wy mu tak żałujecie  tego miejsca na Wawelu? Dla siebie chcecie je zatrzymać, może dla swoich dzieci? Bzdurna ta dyskusja jak but!!

Odpowiedź.

Raz jeszcze. Nie zajęłam stanowiska w sprawie Wawelu.

 

Agl.

a ja się nie zgadzam z tym co piszesz. co Ci to dało? to był Nasz Prezydent, bez względu na kogo głosowaliśmy, wybraliśmy go wszyscy. po co wyciągać jakieś brudy? co to teraz da? a takimi wypowiedziami jak Twoja sama prowokujesz innych, sama nakręcasz to tzw. "show".

Odpowiedź.

Nie, nie wyciągam żadnych brudów. Bo chyba w przypadku Kaczyńskich, o małżeństwie mówię, nie o braciach - żadnych brudów nie ma

 

Slo.

za duzo napisałaś , nie chciało mi się czytać wszystkiego, ale powiem jedno. Był Patriotą i kochał Polskę, walczył o sparwiedliwość, nie wywyrzszał się, i to się liczy i dlatego zawsze Go szanowałam, a Pani nie wiem dlaczego Go tak nienawidzi dlatego że nie obiecywał? A miejsce na wawelu nalezy mu się tak jak każdemu bo właśnie tam spoczywaja ciała ważnych osobistości.

Odpowiedź.

Typowa próba dyskusji z textem, którego się nie zna. Nigdzie nie negowałam zalet Kaczyńskiego. I nie, nie nienawidzę go. Wstydziłam się go tylko, a to chyba inne uczucie.

Co do Wawelu, to nie tylko tam spoczywają zwłoki, a nie ciała, ważnych osobistości.

 

Swee.

Jeżeli chodzi o ludzi to racja; banda hipokrytów, ale prezydent był jednym z niewielu politykółw w Polsce takich prawdziwych, patriotów etc. Wszyscy tak zachwalają tego Donalda, ale już nie długo bo wkońcu si okaże jaka to z niego gnida;/

Odpowiedź.

Nie neguję patriotyzmu byłego prezydenta. I, daję słowo, nigdzie nie wspominałam o gnidzie Donaldzie. Swoją ścieżką, to on mi się nie podoba. Jako mężczyzna. Był bardzo przystojny i oczołapny jako młody człowiek. Postarzał się nieatrakcyjnie.

 

Mar.

Nóż w kieszeni....   dokladnie tak..... kiedy czyta się te wypociny .

Odpowiedź.

Nie, nie pocę się przy pisaniu.

 

Mniej.

:/ Masz cos z glowa babo i w dodatku popatrz w lustro bo ty uroda tez nie grzeszysz....strasznie zniszczona jestes jak po denaturacie albo cos... co prezydent zrobil? napewno wiecej niz ty i oboje zasuzyli na miejsce w krypcie na wawelu-pozatym to prezydent a tobie co?posladki zaciska?

Odpowiedź.

To mój faworytowy komentarz. Oględnie napisane, że mi żal dupę ściska. Wprost napisane, że denaturat mnie zniszczył. Jak rozumiem, napisane na podstawie własnych doświadczeń.

 

JOG

:)  A ja się pytam czy to jest strona o odchudzaniu czy strona o polityce????

Qb

....... Nie chce pisać czy się zgadzam z tym co Pani napisała czy też nie, ale wiem napewno, że taka strona jak ta to nie miejsce na taki tekst. I nawiązując do treści to własnie takimi wpisami nakręcamy całe to "show" wokól tego wydarzenia. Pozdrawiam.

Agl.

(...) poza tym to jest vitalia.pl serwis poświęcony odchudzaniu, a nie polityce

Odpowiedź potrójna.

Tak. jest to portal dla odchudzających się. Na którym są pamiętniki różne. Jedna z vitalijek prowadzi bardzo ciekawy i zabawny blog ciążowy. Druga opisuje rodzinne niesnaski, gehennę niemalże. Młody człowiek zajmuje się swoja muskulaturą. Na żadnym z nich wpisy o odchudzaniu albo się w ogóle nie pojawiają, albo występują sporadycznie.  Ja jestem grzeczną odchudzaczką, w 99,9 % mojego vitaliowego bloga poświęcone jest szczupleniu.

 

 

O Wawelu będzie wieczorem.

Nie do nas już należy dyskusja, bo decyzje zapadły poza plecami obywateli. Ale mamy wszelkie prawa, by o tym mówić. By wyrażać poparcie. By dawać wyraz niezadowoleniu.

Ja wczoraj usłyszałam w radio słowa: tam leżą nie tylko królowie, ale i władcy dusz.

I jeszcze. Czasem warto poprzeprowadzać badania źródłowe. Tablica w przedsionku krypty pod Wieżą Srebrnych Dzwonów. Poszukajcie sami.

14 kwietnia 2010 , Komentarze (20)

miał być wpis
napisałam, cyzelowałam, poprawiałam,  dokładałam treści
a w dzień patykowałam, rowerowałam - energia mnie roznosiła

i nagle wena znikła, energia znikła
nawet poszłam do budy po napełniacz weny

nie potrafię teraz pisac, myśleć, publikować....
tęsknię za moim Panem i Władcą

może nocą
albo rankiem

dzięki Hannyz, jak zobaczyłam Twoje słowa, że pól vitalii czeka na mój nowy kij w mrowisko - uśmiechnęłam się



jutro... albo nad ranem... wstawię
teraz obejrzałam z córką Forever Young  z Gibsonem i płaczę ze wzruszenia i do niczego sie nie nadaję

14 kwietnia 2010 , Komentarze (22)

Inne rozważania będą, jak wrócę z roweru. Obiecuję zabawę i emocje.


Raport odchudzaczki wtorkowy

Waga bujana w okolicach paseczka. I nie skacze radośnie ku górze, nawet gdy zapominam o wc. Raczej pokazuje ochotę do bujania w dół.

Kcali zassanych ponad + 1300

Kcali spalonych kijowo - 469

Bilans - zadowalający

W najbliższych dniach będzie jeszcze lepszy, bo Pan i Władca wyjeżdża na dni kilka, więc będę samotność zabijać rowerem i kijami, nawet mimo deszczu. Jak wróci, to powita go ciut chudsza ja. Oby!...

 

Raport odchudzaczkowy środowy

Waga poniżej paseczkowa.

Pan i Władca wyjechał....

Kazali mi świtem wstać i odwieźć wnuczka do przedszkola. To na drugim krańcu świata, ops, miasta. Wzięłam patyki na drogę powrotną. Od Nowolipia na Saską Kępę, przez centrum - w 92 minuty przeszłam 8,55 km, średnia prędkość 5,57 km/h, spaliłam 518 kcali. Za mną już wiosennie patykowe ponad 160 km.

 

Droga mi wiodła koło Krakowskiego Przedmieścia i placu Zamkowego. Powalił mnie psychicznie na kolana tłum.... nie, nie tłum. Sprawna, wielokrotnie pozakręcana kolejka, długości... 5 kilometrów co najmniej. Uczono mnie liczyć tłum, oceniać jego emocje, podatność na zamieszki. Ale tu nie potrafiłam. Wzruszył widok ludzi w czerni. Niektórzy stoją od północy, na zimnie. Jak na taki tłum - jest zaskakująco cicho i spokojnie. Część harcerzy, tych co tkają dywan ze świeczek, pozdejmowała swoje szczepowe chusty i pozakładali biało-czerwone. W kolejce rodziny, klasy szkolne, kibice jakiegoś klubu - wszyscy w czerwonych kapturach. Kilka delegacji czegoś ze sztandarami. Natomiast wkurzyli mnie górnicy. Przed Trebacką wylewali się z dwóch autokarów, paradne mundury, białe i czarne kitki... i piknikowa atmosfera. A autokary związkowe.... Czy naprawdę nie mogło przyjechać ich dziesięciu jako delegacja, a nie dwa autokary?..... a potem polski węgiel taki drogi... Zaskakująco mało ludzi robi zdjęcia.

Natomiast ci od świeczek i kwiatków.... Zagadał taki jeden do mnie, jak stanęłam koło Kopernika, żeby się rozdziać, spocona, z jednej warstwy ubrania. Od słowa do słowa, papierosem poczęstowałam, gadaliśmy z 15 minut. Skłoniłam do mówienia. Chwalił się z dumą, że mają drugie żniwa, pierwsze to listopadowe. Mówił, że tylu świeczek to oni nie sprzedali nawet przy papieżu i że hurtownie ledwie nadążają. Zadowolony z zarobku jak sroka. ZGROZA!

 

Cały czas się zastanawiam nad tym Wawelem. Za i przeciw. Wiem, że hierarchowie kościołowi już podjęli decyzję. I że nagle się okazuje, ze to nie była decyzja rodziny, tylko ich propozycja. Nie wiem. Myślę o historycznym znaczeniu, o magii tamtego miejsca. O innych, co juz tam leżą. Szukam informacji.

Nie wiem. Widzę niestosowność. Widzę powody.

 

Dobra, idę na ten rower.


12 kwietnia 2010 , Komentarze (192)


będzie dłuuugo


Lata całe przydeptałam w sobie i politologa i polemistkę i mianowanego urzędnika państwowego. Politolog podnosił czasem łeb przy okazji wyborów. I tyle

Ale teraz!!! Różne reakcje, wasze vitalijkowe, oraz medialne, zewnętrzne (dziś 7 godzin byłam podsłuchawkowana do radia) mnie poruszyły. Wsadzę więc kij w mrowisko. Jeszcze głębiej. A że mnie mrówki oblizą... No cóż, taka ich mrówkowa natura. Kąsając, może jakaś mrówka zacznie myśleć...

 

Nóż mi się otwiera w kieszeni. Jak automatyczny scyzoryk. Że złości.

 

Na obłudę.

Chcą go uhonorować. Nadawać jego imię mostom, ulicom. A nawet nazwać jego imieniem nazwać Stadion Narodowy. A ja się pytam nieśmiało - za co? Czy tragiczna śmierć zrobiła z niego Wielkiego Polaka???? Co najwyżej ta śmierć spowodowała gwałtowną zmianę w stosunkach-polsko rosyjskich. Ale póki co - jest to ocieplenie chwilowe. Takie zmiany stosunków międzynarodowych ocenia się właściwie dopiero w szerszym zakresie czasowym. Więc za co ma być tak uhonorowany???? Cóż zrobił tak wspaniałego? Czy choćby tylko wielkiego?

Owszem, zginął tragicznie. Owszem, (jakoś tam) w trakcie wykonywania obowiązków. Ale ludzie tak samo jak on giną codziennie. Cieć, co dostał od złodzieja w głowę. Policjant, pobity na śmierć przez chuliganów. Kierowca karetki staranowanej przed tira. Kasjerka banku, zamordowana przed bandytę. Im się pomników nie stawia. Bo nie byli na świeczniku?.... Więc za co ???

 

Na obłudę numer dwa.

Jeszcze zeszłotygodniowe wydania gazet, tygodników pełne były artykułów o tym, że to kiepska prezydentura. Że nieodpowiedni człowiek na tak exponowane stanowisko. Że mądry, owszem, że erudyta, ale jednocześnie uparty, ulęgający zacietrzewieniu.

Tomasz Lis napisał felieton o tym, jak w Polsce siła najważniejszych stanowisk nie zależy od konstytucji, a od osobowości człowieka. Lis stwierdził, ze nigdy nie było i pewnie już nie będzie tak słabego prezydenta, jak ten obecny. Dzisiaj nie odważyłby się powtórzyć tego samego stwierdzenia. Kto inny zresztą z krytycznej braci dziennikarskiej teraz ośmieliłby się powiedzieć to głośno? Chyba nikt. W obawie przed linczem.

Z mediów już trzeci dzień sączy się nostalgia, jaki to był dobry, mądry, cudny Mąż Stanu..... To te same głosy, ci sami ludzie, którzy jeszcze we czwartek, jeszcze w piątek... Jedna vitalijka do mnie pisze "kiedy słyszę jakiego wspaniałego prezydenta straciliśmy - z ust tych samych osób, które wyrażały się do tej pory negatywnie o stylu sprawowania Lecha Kaczyńskiego, mam wrażenie, że tkwię w jakimś matriksie"

Wypowiadał się dzisiaj psycholog społeczny: Na pewno nikt przytomny nie powie dziś głośno: nie lubiłem Lecha Kaczyńskiego i miałem nadzieję, że nie wygra reelekcji, choć oczywiście wiele osób tak pomyśli. Politycy mogą wkrótce przeszarżować z wyrażaniem sympatii dla Lecha Kaczyńskiego, bo zachowania niektórych z nich, już dziś część z nas odbiera jako typowo polityczną hipokryzję. Włącza się myślenie: przecież oni się wcale nie lubili, przecież się zwalczali, a teraz jeden mówi, że zmarły był jego najlepszym przyjacielem....

Po trzecie.

Na robienie sobie zewsząd dupochronów, choć to dotyczy tylko wojska. W sobotę ze zdumieniem słuchałam listy w części dotyczącej przedstawicieli armii. Szef sztabu generalnego i szef BBN, no trudno. Wojska zmechanizowane, wojska lądowe... może już starczy? Dowódca garnizonu Warszawa. Chyba zwariował, po co się tam pchał? Dowódca sił powietrznych, jeszcze jeden. Dowódca Marynarki, po co tam marynarz? Okręty jakieś tam są?! Kutry? A na okrasę dowódca sił specjalnych. Tajniak w Katyniu??? POWARIOWALI???

Po katastrofie w Mierosławcu powstała w wojsku instrukcja bezpieczeństwa, aby nigdy wspólnej podróży nie odbywali dowódca i jego bezpośredni podwładni. Miało to zapewnić bezpieczeństwo pionowe. I to działa. Ale chyba nikt nie mógł pomyśleć, że armia postanowi na własne życzenie się narazić w sposób poziomy!!!! A jednak! I w poniedziałek słowa jakiegoś mandaryna wojskowego brzmiały dla mnie jak herezja. Że "odpowiednie procedury zostały zachowane".

Znajomi Kanadyjczycy i Amerykanie, rdzenni i Polonusy oczy przecierają ze zdumienia i mailami ślą mi słowa brukowane.

 

Po czwarte.

Na zrobienie show z tragedii. Mierzi mnie zwyczaj zapalania zniczy w miejscach do tego nieprzeznaczonych. Taka moja osobista obsesja. W niedzielę, gdym rowerem na lotnisko jechała, szukałam kiosku ruchu otwartego. Znalazłam dwa. I do obu ludzie stali głównie po znicze. O ile po śmierci papieża ten łańcuch zniczowy wzdłuż Alei Jana Pawła wzruszał, to dziś budził moją niechęć. Próba powtórzenia na siłę tamtego przejmującego zdarzenia.

Drugi, nie-niepotrzebny, tylko nadmierny, to ten show na trasie przejazdu. Naprawdę, można to było bardziej elegancko zorganizować, w sposób bardziej stonowany. Gdym przejeżdżała drogą konduktu, to widać było, kto przyszedł w żałobie, z potrzeby serca. A kto na spacer z kumplami. A kto na widowisko. Przyznam się, że byłam w duszy zbudowana jednak ilością osób pogrążonych w smutku i żałobie. W czerni i w milczeniu czekali po prawie 3 godziny. Warszawiacy i ci, co przyjechali specjalnie, stanęli na wysokości zadania. Tak jak ten wielosetny tłum na Wirażowej, gdy lądowała Casa. Zamilkli...

Tak, vitalijko. To nie ja zrobiłam show z tragedii. Ja go tylko opisałam. Przyznając z dumą że zwyczajni ludzie stanęli ponad show.

 

Po piąte, na obłudę w wymiarze personalnym, osobistym.

Jedna z vitalijek napisała mi, że nie powinno się źle mówić o umarłych. Łacińska sentencja, z której pochodzi to powiedzenie tak dokładnie to mówiła o nierzucaniu kalumnii na zmarłego. A poza tym każda osoba publiczna poddaje się dobrowolnie osądowi publicznemu, i za życia i po śmierci. Czy to będzie polityk, sportowiec, aktor, członek rodziny panującej czy pisarz. I nie ma tak, że śmierć jakiejś osoby publicznej nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki sprawia, że poglądy czy dzieła zmarłego zyskują na prawdzie. Na słuszności. Czy choćby tylko na atrakcyjności. I że człowiek popełniający błędy za życia, nagle z nich zostanie wybielony w chwili tragicznej śmierci.

 

Na niewiarę w naszą szlachetność. To po szóste.

Przecież my nie jesteśmy inni czy gorsi niż reszta ludzi na świecie! Silnie przeżywamy tę żałobę narodową. I prawdziwie. Powody są różne. Przede wszystkim stoimy bezradnie w obliczu katastrofy, która się zdarzyła. Solidaryzujemy się z poległymi, dlatego, że ich lubiliśmy, bądź po ludzku jest nam ich żal. Możemy przecież kogoś nie lubić, ale nigdy nie życzymy mu śmierci. W obliczu takiej tragedii musimy starać się oddzielić nasze sympatie i antypatie od zwykłego, ludzkiego współczucia, postawić się w sytuacji rodzin i bliskich ofiar. Zastanowić się, jak byśmy sami czuli się w podobnej chwili. Piszecie: nawet się go nie lubiło, a jednak żal faceta. I pozostałych ludzi

 

Po siódme na brak chęci sprawdzenia podstawowych faktów.

Przynajmniej tych dotyczących samolotów. Domorośli specjaliści lamentują nad tym, iż naszych władców wożą (sorry, woziły) stare samoloty, latające trumny, obiekty zabytkowe, itepe.

Bo proszę.

Air Force One jest konstrukcją z 1969, produkcja 1990. To model Boeing 747 -200B, a dokładniej Boeing 747-2G4B "Jumbo Jet". Teraz Tu-154, czyli ten Tupolew. Wprowadzony do eksploatacji w 1972 r., produkowany do 2001 roku. 14 samolotów tej serii PLL LOT nabył w 1986. Po 1989 roku Tu-154 zostały wycofane z LOT, jednak dwie maszyny typu Tu-154M Lux były używane przez najwyższe władze państwowe, samolot z numerem 101 został wcielony w 1990 roku. Cztery lata później został wcielony samolot z numerem bocznym 102 (rok produkcji - 1990)

W sobotę spadł samolot 101, wyprodukowany między 1986 a 1990.

Obie konstrukcje, radziecka i amerykańska, powstały w tych samych latach. Amerykańskiemu prezydentowi wystarcza samolot 20 letni. Nam ma nie starczać maxymalnie 24 letni?

 

Na zamykanie oczu na niewygodne fakty. Chyba po ósme.

Żeby stwierdzić, jak był odbierany Kaczyński na arenie międzynarodowej, trzeba czytać tamtejszą prasę, oglądać obcojęzyczne stacje. I to z różnych orientacji politycznych. A nie tylko nasze polskie po-relacje z obcych mediów. Zresztą obarczone linią gazety. Jeśli ktoś pisze, że tu w kraju  "cwaniaczki z PO wykreowały jego niemedialność zagraniczną" to chyba nie wie, na czym polega siła i niezależność mediów, które od lat wielu są swobodne. Albo, że "za granicą Pan Prezydent był szanowany i podziwiany". No owszem, tak zawsze hurraoptymistycznie pisała prasa polonijna. Nasza! Polonijna! Albo że opieram swój pogląd na prezydenta na szymon show. Przyznam się, żem musiała szukać w góglach, co to takiego.

 

 

 

Ręka w nocniku.

Obyśmy my, jako naród, nie obudzili się z ręką w nocniku.

W ferworze vitaliowej dyskusji padły słowa: "(niestosowne pytanie "jak śmiał??" on sam chyba nie wybrał sobie takiej śmierci....?" Dotyczyło to mojego utyskiwania, że wróg mi zniknął. Oczywiście pisanego w pewnej konwencji. Ach, zresztą to samo prawie powiedział  niedzielą Wałęsa " ja mu w tym momencie wybaczyłem, ale on mi już nigdy nie wybaczy"

A jeśli się okaże, że jednak sam sobie wybrał taką śmierć?????

Z racji bycia Polką - wolałabym, by odpowiedzialnymi za katastrofę okazali się inni. Okazała się pogoda. Że z gęstej mgły wychynął niespodziewany piorun i trafił samolot w nos. Że zawiniły warunki techniczne lotniska. Że maszyna była zepsuta, niesprawna. Że to rosyjski spisek.

Wszystko, tylko żeby się nie znaleźć z ręką w nocniku !!!!!

 

Corriere della Sera w poniedziałek przypomniał sytuację z Gruzji, z Tbilisi w 2008 roku. Pilotujący maszynę prezydencką nie zgodził się lądować z powodu niebezpiecznej burzy. Sprzeciwił się bezpośredniemu prezydenckiemu poleceniu. Wiecie, ile jeszcze był w wojsku potem? 2 i pół miesiąca. Zwolniony z powodu.... nieposzlakowanej służby.

Edit z dnia 15 kwietnia.

Proszę wybaczyć mój błąd. Duży. Biję się w nadpiersie, aż echo idzie. Nie sprawdziłam wystarczająco dokładnie. Wystarczyła mi fałszywa plotka. Pilot nie został zwolniony. Wręcz przeciwnie. Więcej wyjaśnień w najbliższym wpisie.

 

To poniżej to są ogólnodostępne fakty, tylko poskładane do kupy; proszę włączyć analityczne myślenie:

-samolot wyleciał z Warszawy o 7:23 czasu polskiego;

-odległość Smoleńska od Warszawy to 936 km

-samoloty pasażerskie takie dystanse przelatują w ponad 1,5 godz.

-uroczystości w Katyniu miały się rozpocząć o 9:00 czasu polskiego

-warunki pogodowe w Smoleńsku można było sprawdzić w momencie wylotu

-pas w Smoleńsku ma 1600 m długości ( jest lotniskiem wojskowym, MIGi 29 do startu potrzebują 240, a do lądowania 600 metrów)

-samolot TU-154 dla bezpiecznego lądowania potrzebuje pasa o długości 2000 m, choć wystarcza mu te 1600, ale przy doskonałej widoczności i luxusowych warunkach wiatrowych

-samolot był pełen VIPów, w tym ludzi o stanowiskach najwyższej rangi państwowej i wojskowej.

-najbliższe inne lotnisko jest w Witebsku, 124 km, to Litwa i też lotnisko wojskowe.

I tu cisną się na usta pytania:

- kto zaplanował wizytę w Katyniu w ten sposób, ze nie pozostawił żadnego manewru czasowego na gorsze niż idealne warunki? (można było wystartować np. dwie godziny wcześniej, ale to by znaczyło zerwać gości dwie godziny wcześniej)

 - kto zaplanował lądowanie w Smoleńsku maszyną, która teoretycznie już w momencie wylotu miała małe szanse na szczęśliwe lądowanie ( długość wymaganego pasa do lądowania!!!)

-kto zgodził się na naszpikowanie jednego samolotu taką ilością VIPów, że zagroził naruszeniem ciągłości władzy w kraju?

-dlaczego tak wielu VIPom zależało na pokazaniu się w Katyniu? (zbliżające się wybory?)

 -kto tak naprawdę podjął decyzję, że samolot musi natychmiast tu lądować? (no bo jak to będzie wyglądać medialnie, gdy delegacja prezydenta się spóźni kilka godzin na transmisję TV, lub nie daj Boże w ogóle nie doleci, a przecież premierowi 7 kwietnia się udało?)

Wyobraźcie sobie, jak muszą cierpieć rodziny pilotów, o których śmierci mało się mówi, natomiast bez pardonu mówi się, że to oni najprawdopodobniej podjęli złą decyzję o lądowaniu.

Samolot pilotował kapitan. Nie piszę tego jako stanowiska, tylko miał taki stopień wojskowy. To jednak mało. Ale ten facet od razu po skończeniu Dęblinianki został wzięty do jednostki wożącej prezydenta i premiera i innych. I w międzyczasie ukończył mój wydział, o czym doczytałam dopiero teraz. Zdolniacha, politologiem został dodatkowo.

Ale był tylko kapitanem. Mogę sobie bez trudu wyobrazić sytuację, gdy w samolocie zaczyna się robić ciasno w czasie. Prezydent jest Naczelnym dowódcą Armii Polskiej. Jest szef sztabu generalnego. I jest bezpośredni dowódca Sił Powietrznych. Jeżeli oni wszyscy KAZALI mu lądować?.... Jeżeli SAMI SPROWADZILI ŚMIERĆ ?....

Bardzo się tego boję.

Świadkowie mówią o czterech okrążeniach lotniska. Jeśli ktoś choć raz stał na lotniskowym pasie podejścia, to wie, że samoloty nie obniżają lotu pędząc po okręgu. Pilot te cztery razy próbował lądować. Za wszelką cenę.

 

 

ps

I proszę mi nie robić wyrzutów, że wspominam o braku urody pani prezydentowej. Przecież nikt by nie śmiał powiedzieć, że była piękna. Ani nawet, że była ładna. Ale w jej przypadku nie o urodę chodziło. Nastała po eleganckiej i ładnej Kwaśniewskiej. Na początku zrobiła fatalne wrażenie, zaniedbana mysza przy zajętym mężu. Ale chwilę później zajęli się nią styliści. Urody nie poprawili, ale dali jej oprawę. I ta kobieta zabłysła!!! Bo okazało się, że jest mądra. Zna wiele jeżyków. Potrafi mieć inne poglądy niż mąż. Przyznam się, że szczerze ją podziwiałam. Ale przecież nie za urodę! I nie za to, że na swojej stronie internetowej odejmowała sobie lat. Ale za to, że nadała inny wymiar naszej Polskiej First Lady. Elegancka, mądra, stanowcza, zawsze w obronie męża. I jednocześnie odporna na ciosy. Pamiętacie chyba, jak rydzykowe radio nazwało ją czarownicą, bo się publicznie nie zgodziła z ich stanowiskiem antyaborcyjnym.

Z myszy stała się damą. Prawdziwą.

Dziś jest necie piękne wspomnienie Magdaleny Środy o pani Kaczyńskiej. O dowcipie, jaki zrobiła zaproszonym dziennikarkom na 8 marca. Podała lurę herbacianą do picia. Ohydne ciasteczka. Zamokłe słone paluszki. A potem panowie wnieśli kartony z pudełeczkami rajstop, rozdawali te rajstopy i wręczali goździki. I jeszcze pokwitowanie. Kto pamięta tamte czasy, doceni finezję dowcipu. Słabsza kobieta by się na coś podobnego nie zdobyła.... Potem była oczywiście wyśmienita kawa.

 

 

ps 2

Od jutra chyba wrócę do grzecznego i łagodnego opisywania wagi, diety, aktywności. Pisanie "politologiczne" wyczerpuje. Konstruowanie zdań, formacji, ciągów myślowych męczy. Skupienie dręczy. Ale jaka potem frajda!! Dziękuję perfidnie za danie mi inspiracji.

I dziękuję vitalii1959 za.. hm, badania źródłowe.



dopisek z wtorkowej popołudniowej chwili, bo kilka osób uparło się poznać moje zdanie w kwestii prezydenckiego pochówku na Wawelu

no więc tym Wawelem to ja nie wiem, co myśleć.... nie umiem sprawdzić, czy to miejsce władców czy Wielkich..... jeśli władców, to jak najbardziej ok, w końcu to pierwszy powojenny zmarły prezydent, wcześniejsi żyją.... ale jeśli jako Wielki ma być tam pochowany, to.....litości......  podano w oficjalnym komunikacie, że to decyzja rodziny... nie sądzę, żeby córka, ta młoda kobieta wyraźnie ma już dość medialności, na lotnisku było widać, zaś chora matka o niczym nie wie, więc brat??.... to decyzja brata ??? . . .. . . jeśli tak - to wygląda to na brutalne zbijanie popularności

ale ponieważ nie wiem - to nie zajmuję stanowiska

zaś wybór rodziny Kaczorowskiego podoba mi się jak najbardziej

11 kwietnia 2010 , Komentarze (57)


To nie był mój wybór, ale to był mój, nasz prezydent. Często przyczyna wstydu i zażenowania, zwłaszcza na arenie międzynarodowej. Rzadko był powodem do dumy. Ale był mój własny!

My mieliśmy prawo opowiadać kolejne dowcipy o bliźniakach, o urodzie żony, o kocie brata. Ale wściekaliśmy się, gdy niemcy robili swiszenrufy o nosie prezydenckim. Nam było wolno, bo był masz. A obcym wara!

 

W sobotę razem z Panem i Władcą odpoczywaliśmy po piątkowej cudnej imprezie. Lekki kac. Śniadanie dla wnuka, gdy synek pobiegł na poranny angielski. Trochę chwiejne nogi. Trochę posypiania, gdy wnuk klockami się zajął.

Dzwonek domofonu. Wchodzi synek. Od drzwi pyta, że czy wiemy, że samolot Kaczyńskiego miał awarię. (Wciąż mam wyrzuty sumienia, choć to kretyńskie. Ale pierwszą leniwą myślą było, że z tych zajęć przyniósł nowy dowcip o Kaczkach.)

Ale syn mówi, że nie. Że w samochodzie radio mówiło o awarii.

Włączyłam laptopa mężowego. Przez czas, gdy synek parkował i wjeżdżał windą i gdy się nagrzewał laptop - awaria zmieniła się w katastrofę.

A 20 minut później w tivi pokazali leżące luzem między drzewami i do góry nogami - koła samolotu.

Dzień już nie był taki sam.

 


Gdy umiera przyjaciel, czujemy rozpacz, żal, tęsknimy za głosem, dłońmi, uśmiechem. Mamy prawo właśnie to czuć. Ale co zrobić, co czuć - gdy umiera nieprzyjaciel, konkurent czy wróg??? Z kim się będę w myśli spierała? Komu będziemy wytykali my, małżeństwo politologów, kretyństwa i błędy polityczne? Do kogo w tivi Pan i Władca będzie warczał i pluł jadem? A gdzie nasza satysfakcja z czekającej go przegranej w nadchodzących wyborach? Zabrano nam obiekt dowcipów! Przecież nie przegraliśmy naszego dyskursu!!!

Z kim będziemy walczyć mentalnie, emocjonalnie, intelektualnie? Przecież nie przegraliśmy !!!!! - to gdzie ten nasz wróg? Odszedł? Jak śmiał? Przecież mieliśmy wygrać!!!

NIE TAK mieliśmy wygrać! Bo nie wygraliśmy... wygranym jest tylko podły los. I jak teraz powiedzieć nieżyjącemu, że jakoś tam zasłużył na mój szacunek? Gdy żył, takie słowa by przez gardło nie przeszły. A teraz został piekący wstyd. NIE TAK miało być! Wróg, przeciwnik, powinien zostać pognębiony... a nie zniknąć z naszej rzeczywistości.

 

Rozkleiłam się nocą sobotnio-niedzielną. Siedziałam w kuchni i gorące łzy mi ciekły na książkę i do drinka. Cholera, przecież ja nawet nie lubiłam tego faceta!

 

W niedzielne południe wsiadłam na rower. 25 kilometrów na Wirażową. To takie miejsce, jedno z trzech, skąd można obserwować startujące i lądujące na Okęciu samoloty. Zawsze jest tam kilku rowerzystów, parę samochodów, mniej i bardziej zaawansowani spotterzy, obserwatorzy i miłośnicy machin latających. Dziś w tym miejscu stało ponad 400 osób. Sporo z radiolefonami z podsłuchem wieży kontrolnej. 2 minuty po 15 spłynęła cisza na ten tłum. A potem na pas spłynęła niebiesko-szara casa. Jak lekki ciemny obłok, co oderwał się od zwału chmurek na północnym niebie. Patrzyłam mocno. By oczy zapamiętały.


Przejechałam rowerem prawie całą drogę, którą półtorej godziny później jechał kondukt. Setki, tysiące ludzi. Znicze, kwiaty, żałobne ubrania. Bez przepychanek, nawet, gdy ciasno. Uprzejmi, uczynni policjanci. Nietrąbiące samochody. Nierzeczywistość.

Minęłam Krakowskie Przedmieście i bezmyślnie jechałam przed siebie, dopóki mi nogi nie zaczęły piszczeć z bólu. Ponad 60 km za mną.

Ból fizyczny, niestety, nie zagłusza bólu duszy.

... a przecież nawet nie lubiłam tego faceta! Nie cierpię jego opcji politycznych, afiliacji moralnych. Pomysłów gospodarczych, pomysłów na transformację społeczną, odnowę moralną. Nie....

Więc czemu mnie tak trafiło ?????

 

 

Dopisek z ostatniej chwili.

Piątkowa impreza to spotkanie ludzi z kilku roczników z wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych. Przyszliśmy na wydział w czasach zmiany i wciąż się jakoś razem trzymamy. Spotkania co rok. Albo co dwa. Niektóre huczne, na 200 osób. Wczoraj kameralnie, było tylko 28 osób. Jedna z koleżanek wyszła wcześniej, bo rano jej mąż miał wyjechać. Nie wyjechał. Wyleciał. Jest 35 na liście odprawionych pasażerów Tupolewa. Nie wrócił.

8 kwietnia 2010 , Komentarze (12)

Za czwartek

Spalanie : rower=409 + patyki=488

Razem 897, cudnie

Zassane pokarmowo 1122...... no co ? mówiłam, że mi od sportu wzrósł apetyt. Ale przed kajzerką z całym opakowaniem pysznego serka topionego wzięłam chitosan, więc bez tragedii. Tłuszcze się nie przyjęły w bioderka.... Mam nadzieję.

Zassane procentowo 304 kcale tylko, dwa lajtowe drineczki.

Zassane razem 1426 kcali

BILANS 1426 - 897 = 529

To za mało do przeżycia. Organizm będzie kanibalizował komórki fatowe.


KOCHAM TAKI STAN !!!!

Nawet, gdy boli miesień w pośladku. Nawet, gdy z wyczerpania popełniam błędziki w fakturach. Nawet, gdy...

Idę spać

 

EDIT poranny

waga PONIŻEJPASKOWA !!! 
JEDNO deko


EDIT południowy

na rower miałam iść, dziś wcześniej, bo wieczorem impreza...

już nerka zapakowana, już klamerka na prawej nogawce, już pierwsza L-karnityna w paszczy, już woda w bidonie

ciuchy sportowe na górę człowieka, znaczy na siebie, chciałam założyć, poprosiłam Pana i Władcę o zapięcie klamerki stanika....

na rower nie poszłam, ale, prawdę mówiąc, nie żałuję

7 kwietnia 2010 , Komentarze (17)

Popołudniowy, po tym gwałcie śliwkowym, rower. 27,64 km. Pogoda do doopy. Nie-energetyczna bardzo. Wracającą, złapały mnie skurcze. Ja rozumiem, przedświtowy skurcz bolesny powysiłkowy łydek.... normalka. Ale w czasie jazdy ???? Jak mam potem jechać??? Jednonożnie????

Skurcz w prawą łydkę i w prawy półdoopek. Ten ostatni głęboki.

 

W domu pozycja horyzontalna przed tivi. Odlot. Odlocik. Słyszałam hałasy. Potomstwo wybyło. Synalek rowerowo, pytał się głosem donośnym do wnętrza domu, z klatki, o miejsce pobytu WD40. Z pozycji horyzontalnej przed-tivi rzuciłam przypuszczenie. Słuszne, jak się okazało. Przed drzwiami śmierdziało tym WD40, dziecię użyło do swojego srebrnego rumaka. A gdzie córczę?.... czy złą jestem matką, że nie wiem? Eh, dorosłe, oficjalnie i administracyjnie, dziecko.

 

Kije. Patyki, jak je ślicznie Mirabelka nazwała - podoba mi się ta nazwa. Będę używać. Patyki (więc) na rozruszanie bolących, poskórczowych mięśni. To w łydce rozruszałam. Bolało, ale śladu nie ma. To w doopsku bolesne rozszerzyło się na udo. Jutro będę robiła za kalekę. Mogę, Pana i Władcy nie będzie.

Dziwne, po rowerze byłam bardziej zmęczona.  Ale po patykach bardziej spocona. Co jest wyznacznikiem szczuplenia?....


Prawy półdupek boli mnie okropnie. I udo, pod nim.

Nabyłam sobie buteleczkę z procentami. Malutką. Piję z PepsiMax i sokiem jabłkowym. Wypiję całą. Umieram, gdy on wyjeżdża. Duszą. Sercem. Sobą.

 

ROZLICZENIA.

Rower, zużyte 336 kcali

Patyki, zużyte 476 kcali

Pochłonięte jedzeniowo +725 kcali - hihihihihihi !!! Tylko tyle!!!! To jest wraz z tą ostatnią śliwką-gwałcicielką!!!!

Pochłonięte procentowo - duuużo... całe +608 kcali... ale pewien Mądry Człowiek powiedział mi, że od alkoholu się nie tyje, on tylko bardzo przeszkadza chudnięciu.

Zresztą, to razem tylko 1333, a przecież coś spaliłam. Nie coś! Całe (minus) 812 kcali. Więc bilans kaloryczny bardzo OK. Komórki fatowe w panice ustawiają się w kolejce do umierania!!!! Na pohybel!

 

Acha, Diamentowa Rowerowa Panienko - alergologa zapytaj o Avamys, szprej do nosa, tako rzecze moje młodsze dziecię.


i żeby nie było, że się obijam

pasek kijowy

i

pasek rowerowy


7 kwietnia 2010 , Komentarze (27)

Jak wszyscy, to wszyscy, ja też.


Wolałabym jutro, bo będzie lepiej. Na pewno.

Dziś jest 57,4. Czyli górna granica wahania nienaruszona.

Po raz pierwszy nie pamiętam od kiedy - po świętach nie mam wyrzutów sumienia i samo-wstydu. Dzięki Wam. Dzięki vitalii. I dzięki zmianom, jakie zrobiły mi się w głowie w Waszym towarzystwie.

 

Sikam na potęgę. Wysikuję komórki fatowe. Z radością i satysfakcją!

Podtykam synkowi i Panu i Władcy do zniszczenia, pożarcia - wroga z parapetu. Bo tam w kryształowej kołysce zostały jeszcze śliwki w czekoladzie, nałęczowskie, kuszą zapachem i szelestem papierków. Wczoraj w dzień skusiły mnie efektywnie. Wczoraj wieczorem już nie, bo byłam jak skała, głazica, niewzruszona. Facetom skomlące śliwunie zaniosłam.

Jeszcze sałatka. Ale to się wspólnym rodzinnym wysiłkiem załatwia. Zostało po dzisiejszym śniadaniu jeszcze trochę, akurat na 3 porcyjki. Rozłożyłam do miseczek, folią otuliłam. Jedną porcję zje synek, bo widziałam, jak okiem pożądliwie łypał. Drugą porcję.... myślałam, że Pan i Władca, ale właśnie wyjeżdża, wrrrr. No to dam córczęciu, jak wróci ze szkoły. O ostatnią miseczkę to się wieczorem wzajemnie pozabijają, jak ich znam. Jak to jest, że ostatnia porcja najsmaczniejsza, najbardziej pożądana?

Pozostały tylko ciasta czekoladowe, jedno kupne, drugiego resztka od teściowej. Ciast nie ruszam. Nie moja brocha.

Pasztety pokawałkowane i pozamrażanie. Niegroźne.


... może jakiś rower... może spacer patyczakowy... może coś.... cokolwiek - byleby popołudniem wyrwać się z pieleszy !


ps

wrrrr... padłam ofiarą napadu! gwałtu!... ostatnia śliwka w czekoladzie, wredna, ukryła się za kryształem i na mnie skoczyła, w locie rozdziewając się z papierka .. ale za to mam pewność, że NIGDZIE już NIC nie czycha

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.