Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1839088
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 maja 2010 , Komentarze (25)

znaczy... zdobyte... osiągnięte

 

Świadomie odchudzam się od lutego zeszłego roku. To znaczy, że zażywam aktywności fizycznej w stopniu (znacznie ) większym niż umiarkowany. Oraz kontroluję wchłanianie. Kalorycznie. (znaczy wiem, kiedy jestem niegrzeczna )

Zaczynałam od 64 kg z haczykami.

Cel widziałam w zasięgu ręki 2 razy.

W październiku, 10, 22 i 23, 29 i 30.

Potem 3,4,5 oraz 7 grudnia.

Ten cel dalekosiężny to 53 kilo. Cel pierwszy to 55. Ale 55 na szklanej wadze to magiczny krok milowy. Pokazanie sobie samej, że potrafię. Że dam radę. Granica symboliczna. [jak, zachowawszy proporcje, 69 kilo Haanyzki czy 79 Obtulanki]

 

Dzisiaj trafiło mnie PO RAZ TRZECI.

Nic nie przeczuwając porankiem stanęłam na wadze. Wczoraj wieczorem Pan i Władca przywiózł tę pyszną kiełbasę z Tarnowa, wieczorem i nocą podjadałam. Podjadaliśmy. I jeszcze drinki, mniaaam. Przedwczoraj ogromne Lody Milionerek. Wczoraj dojadanie pozostałych lodów z zamrażalnika.

No i rower. DUŻO roweru. Wzdłuż i w poprzek Wielkiej Wody. I spacery w ilościach hurtowych.

A dzisiaj? 55,9. Poodskakiwałam. Zrobiło się 55,8. Zlazłam. Weszłam motylkowym podskokiem raz jeszcze. 55,9.

 

 

Gratulacje i inne oznaki czołobitności i podziwu będę przyjmowała wieczorem.

 

utrzymać

utrzymać

utrzymać !!

(i obniżać??)

 

ps1

dla zainteresowanych - WAGOWY PASEK MÓJ MI NIE ZAMARZŁ

a nawet więcej, przesunęłam go dzisiaj w prawo, w dół, o całe 20 deko

ja go zmieniam, gdy :

a - przez tydzień utrzymuje sie tendencja lub podskoki wagi wokół jednego stanu

b- ważna jest średnia z ostatnich 7 lub 10 dni

dzisiejszy wynik na trazie traktuję jako wybryk natury, hołubiąc oczywiście w sercu nadzieję, że to początek ślicznego spadkowego trendu

20 maja 2010 , Komentarze (12)

... takie tam zapiski...

 

Środowo świtem waga 10 deko pod paskiem.

Późnoporanny posiłek - mleko i musli.

Cały dzień biegany na obcasach, od 7:07.

Po 16 w galerii handlowej jedna gałka lodów, nagroda w ramach spalonego miliona kalorii. Więc bez wyrzutów sumienia.

Po 18 w domu. Zasypiam na stojąco. Wyczerpana fizycznie i duchowo ostatnimi dniami. Kieliszek malutki nalewki czereśniowej od córki. Miska zupy z puszki, fasolówka, kromal chleba. 1 drink + 1 papieros.

Przysiadłam na chwilę. Zasnęłam na siedząco. W opakowaniu. Córczę mnie nocą opatuliło kocykiem. Spałam do 1:41. Wstałam, wypiłam zimną herbatę. Bolą mnie stawy, niektóre mięśnie kurczą się boleśnie. Na leżąco i półsennie jeden niecały odcinek Hausa obejrzałam. Zasnęłam znowu. Kot czymś nocnie turlał, ale nie miałam sił wstawać i mu odbierać.

 

Obudziłam się o 8:46. Mięśnie jeszcze bolą. Nie do końca wyspana. 12 godzin prawie jednym ciągiem.

Waga po sikaniu i umyciu ząbków - 10 deko pod paskiem.

Głupota. Tak mało wczoraj wchłaniałam. Cały dzień na nogach. Tylko 1 drink. Powinnam być mniejsza co najmniej o pół kilo. Sama sobą obaliłam mit, że przez sen się chudnie.

 

ps1

A miał to być zupełnie inny dzień. Dwudziesta szósta rocznica ślubu. Miało być.... pięknie.

A było, jak było. Pan i Władca wczorajszym świtem wyjechał na konferencję węglową. Się rozstaliśmy pokłóceni, w gniewo-żalu. Samotność zabijałam ruchliwością. Tak się zmęczyć, by nie myśleć....

 

ps2

Mówią, że przez 4 godziny ma nie padać. Chyba wyskoczę na rower. Praca będzie popołudniem.

 

ps3

Jak jutro też waga będzie pod paskiem, to zmienię pasek. A co?!

17 maja 2010 , Komentarze (37)

wczorajsza, wieczorna, smaczno-jedzeniowa ta rozpusta

 

Oblewaliśmy święto finansowe. Radosne zakupki. Planowanie wakacji.

Wino różowe, prawie całe dla mnie. Mięciutkie suszone morele. Ser pleśniowy francuski, mazisty i śmierdzący, bardziej mazisty niż śmierdzący. Musli na sucho, takie z suszonymi owocami. Piłam i podjadałam, skubałam i popijałam.

Rano waga była bezlitosna. Pogroziła szklanym paluszkiem.

Dobrze, już dobrze. Będę grzeczna.

Wczoraj ?.. ? musiałam ??..... hmmmm?..... Nie, nie musiałam! Radośnie chciałam!

 

Z rzeczy innych.

1. Pytanie niedyskretne zadam. Czy u Was też pada? A w przerwach leje lub siąpi? I czy też jest zimno, temperatura jak na początku listopada?

2. Córczę, jak na razie, idzie przez maturę jak burza. Wiosenna. Dziś pisze historię. Jutro prezentacja z polskiego. Za 3 dni podstawowy angielski, to formalność. I fin.

3. Jak to przyjemnie w sklepie brać majtki z półki. Bez zastanawiania się, czy będą pasować. Bez przymierzania od pępka do kręgosłupa. Mam idealne M.

15 maja 2010 , Komentarze (18)

Nie wiem, co pomogło. Może pokrzywa. A może ciało stwierdziło, że skoro nie dałam się w panikę wpędzić, to nie warto wariować.

Rano radość na wadze. Bo prawie wróciła do stanu sprzed spuchnięcia. Pierścionek zaręczynowy kręci się luźno, węższy pierścionek z krzemem jeszcze robi odciski. W lusterku powitała mnie znajoma twarz. Bez serdelków na powiekach. Bez wąskich szparek na całe oczy. Bez odętych usteczek. Ze znajomymi kurzymi łapkami w kącikach oczu. Uśmiechnęła się do mnie, bo jak to miło powitać znajome towarzystwo.

Mam jeszcze obrzęknięte łydki i stopy. I prawą dłoń. Trochę tylko. Ciśnienie prawie w normie, więc ciśnieniomierz powędrował do szafowych czeluści.

 

W MediaMarkcie kupiliśmy sobie prezenty. Epokę Lodowcową 3, Ratatuille oraz pierwszy sezon Hausa. Przy czym wszystkie są dla nas, nie dla dzieci? Dziecinniejemy? A może to nieprzemijająca radość życia?

 

Rower krótki, bo dopiero pod wieczór wyschły trochę jezdnie, ścieżki i chodniki. Tylko 27 km z ogonkiem.

Wczoraj ani roweru, ani patyków. Mokro. Za mokro.

Wchłanianie kaloryczne w normie ( i w czwartek i w piątek i, jak na razie, dzisiaj), max 1450 kcali.. A nawet trochę mniej, bo drinków było mniej.

14 maja 2010 , Komentarze (18)

Wchłanianie pod ścisłą kontrolą. Jeżeli od kaloryczności jedzenia (i picia ofkoz!!) odjąć kalorie spalone wysilkowo?.. To?... To bym chudła z szybkością indiańskiej strzały! To bym już dawno osiągnęła cel! To bym się już przestała odchudzać! To bym... ?...

ehhh??

 

Wczorajsze patyki (niecałe 8 km) i rower (54 km z ogonkiem) na spuchnięcie nie pomogły. Wciąż mnie dużo wszędzie. Wciąż napawam się buzią bez-zmarszczkową. Jeden pierścionek, ten zaręczynowy, z tegorocznej zimy - wchodzi na palec i tylko odrobinę obciska.

Wczoraj zmierzyłam ciśnienie. 130/85. Christosie?!?! Ja?!?! Całe życie mam 90/60 i nagle takie coś?....

Gdzie przyczyna? I co jest skutkiem? A co tylko objawem?

Nie znam się na normalnym nadciśnieniu, tylko na takim, co się bierze z chorej tarczycy. To nie u mnie.

Dzisiaj ciśnienie trochę w dół. 115/80. Ale i tak czuje się bardzo dziwnie. Nie, żeby źle. Po prostu dziwnie.

 

Pokrzywę piję. Wyjątkowe świństwo. Inne herbatki też piję, smakowe, owocowe. Sikam dalej niż widzę, ale czy w odpowiedniej ilości?... Mam odmierzać kubeczkiem?

Dzisiaj wymuszony deszczem odpoczynek od nadmiarowych wysiłków. No i dlatego, że wciąż sikam. Oddalanie się od wucetu niewskazane.

 

Wczoraj pedały rowerowe zawiozły mnie na pas podejścia samolotowego, na Okęcie. Tu, w okolice tej budowy. Tu jest link góglowy, na którym widać początki robót, zdarta murawa na kilku hektarach.  . Budują tu Węzeł Lotnisko, powiązanie południowej obwodnicy Warszawy (S2) z trasą N-S (S79) oraz z projektowanym wariantem drogi S7 Warszawa - Grójec. Dla ciekawskich link do obwodnicy. 

W każdym bądź razie podczas robót powstała spora górka w osi samolotowego zniżania. Około trzech pięter ma. Można się na nią wdrapać na kończynach czterech. Podchodzące do lądowania samoloty są tak nisko!!!! Wydaje się, że można trochę mocniej podskoczyć i podrapać przelatujące olbrzymy po brzuszkach. I krzyczeć w ekstazie. Tak blisko!

Wcale stamtąd nie chciałam odjeżdżać?

Dopiero chłód przed-wieczorny na gołych nogach mnie wygonił. A do domu jeszcze ponad 19 km było...

 

To jest oświetlenie pasa podejścia, wieczorem te pomarańczowe konstrukcje błyskają wędrującymi światłami. Widok z boku. Górkę widać w perspektywie malejącego ogrodzenia.

 

 

Samolot nad placem budowy. Dźwigom i żurawiom wolno podnosić ramiona tylko na 8 metrów.

 

 

Nie, to nie jest fotka do góry nogami! On nadlatywał tak szybko, że wywaliłam się na plecy. I z leżącego pstryknęłam.

13 maja 2010 , Komentarze (26)

Od wczoraj wzrost wagi o prawie 2 kilo. Stałam na wadze w stuporze? JA????? Jakim cudem?????


Przecież wchłaniam pod kontrolą! Przecież codziennie ciężko ćwiczę, jak nie kije to daleki rower.



Mam nadzieję, że to tylko woda. Jestem cała spuchnięta. Wszędzie. Brzuszek wydęty. Obrączki i pierścionki nie wchodzą na palce. Znaczy na siłę wchodzą, ale robią się pod nimi niemal natychmiast swędzące odciski. Stopy nie mieszą się w pantofelkach. Oczy mam w objęciach parówkowatych powiek. Jedyny plus, to zniknięcie prawie wszystkich zmarszczek. Buzia gładka, jak przy sporej tuszy.


Tylko, czego objawem jest takie nagłe i olbrzymie zatrzymanie wody w organizmie???? Przecież sikam!


 

No nic, idę się pochlastać. Potem zobaczymy, co potem?...

 

edit o 14

3 godziny niecałe na kijach nie pomogły.... wciąż mnie dużo i napuszono od stóp do głów, buzia dalej bez zmarszczek

 

11 maja 2010 , Komentarze (18)

z patykami szłam dziś przez Centrum

 

Plac na Rozdrożu, góra Marszałkowskiej, połowa Pól Mokotowskich, od GUSu - Niepodległości, Chałubińskiego, koło Centralnego i JanaPawła do Nowolipek.

Gorąco, więc tylko cienka bawełniana bluzeczka na moim falującym od wysiłku biuście oraz

obcisłe dżinsy. I falujące lub podskakujące do muzyki biodra. I perfidny uśmieszek. Gapcie się, japiszony! 

Kręgosłup prościutko, dumnie, ramiona jak koła zamachowe lokomotywy. Dwa razy zagadane gapy mi wypryskiwały spod stóp, w obawie przed rozdeptaniem chyba.

 

Przyznam się, że mi takie przejście przez centrum bardzo dobrze robi na psychikę. Te damskie zazdrosne oczy. Te męskie oczy maślane. A im cieplej, tym bardziej figura odkryta.

(O ile na rowerze preferuję ciuchy wygodne, luźne - to z patykami wolę być ubrana obcisło. Już mam w marzeniach lato z kusymi szortami i koszulkami niemieszczącymi biustu. Do tego sportowy stanik. Nic się wtedy nie majta. Pierś wygląda na nastolatkową. Mniam mniam marzenie).

 

Dzisiejsza średnia prędkość powyżej 6 km/h. Drugi już raz w tym roku! Przeszłam 6,14 km. 340 kcali poszło się bujać

 

Wczoraj też patykowałam. 13,59 km w prawie 2 i pół godziny. Spaliłam 840 kcali. Więc niż liczyły te nadmiarowe drinki wieczorem.

 

Acha, jeszcze. Wczorajsza waga paskowa. Dzisiejsza waga mocno poniżejpaskowa. Ale 55 jeszcze nie widzę.

9 maja 2010 , Komentarze (22)

i znowu

i znowu

 

7 maja

Poranna waga 10 deko do góry.

Wchłanianie pod kontrolą. Nawet lody, co je Pan i Władca przytargał dla córczęcia - tylko jedna porcyjke zjadłam. Przedpołudniowo to było?

Rower popołudniowy 35 i pół kiloska.

Wieczór wnuczkowy. Lego dla dziesięciolatkow składaliśmy. A Staś ma lat 5. Udało się. Przy czym moja pomoc ograniczała się do wskazywania błędów i do przypominania o konieczności przewracania kartek instrukcji.

Niestety.. lody. Malutki kubełeczek, 1/3 w nim było. Jakoś nam pasowały te lody do lego. Razem ze Stasiem jedliśmy. Jedną łyżeczką.

 

8 maja

Poranna waga 70 deko w dół.

Dieta lodowa działa????

Rower 52 km. Piękna rowerowa pogoda!

Popołudnie i wieczór - z wnuczkiem Stasiem do pradziadka Stanisława. Wszak dziś 8 maja. Imprezy hucznej nie było. Na szczeście. Ja przyniosłam dwójniak sycony i delicje, moja siostra lody w czterech smakach i krówki z Milanówka. Nie wiem, kto - ptasie mleczko. Słodko mi i szumiąco. Napiłam się. Najadłam się. A potem jeszcze powrót autobusem z zasypiającym na stojąco dzieckiem.

Noc przed komputerem. Karkówka się piecze, zapachy drażniące w całym domu. A ja po tym słodkim jem ogórki konserwowe i cieniutkie plasterki upojnie śmierdzącego sera. I winogrona, powolutku.

 

9 maja

Waga poranna odrobiła straty. 70 deko do góry. Świnia!. Naprawdę nie mogła mi darować tej wczorajszej rozpusty???

Karkówkę pokroiłam. Palce oblizywałam. I próbowałam, czy aby dobre wyszło? Ach, 3 młode ziemniaczki też próbowałam. Bez niczego.

Rower 40,6 km. Mam bolesne kurcze w łydkach.

Córczę zostało dzisiaj ostatecznie zakwalifikowane na studia do Danii. Jeszcze tylko musi mieć maturę z odpowiednią średnią. Nie powinno być kłopotu. Tańczyła z radości, gdy mi przez telefon się chwaliła.

Nie jeść. Nie jeść. Nie jeść. Dzisiaj - nic wysokokalorycznego.

6 maja 2010 , Komentarze (58)

będzie niegrzecznie, uprzedzam lojalnie.

bo się wyśmiewam z napuszenia. i nie tylko ja.

 

Ale najpierw raport. Grzeczny, vitaliowy.

20 godzin non-stop dłubania w psującym się właśnie kompie. Sen 4 godziny. 10 godzin dłubania. Rower z serwisu, 20 kilometrów z haczykiem, zmarzłam okrutnie. 7 godzin dłubania. Mam mroczki i omamy. Sen 5 godzin. 9 godzin dłubania.

HA!!!! JESTEM WIELKA! 5 dysków po 120-160 GB i NIE STRACIŁAM ANI JEDNEGO PLICZKU!!! Projekty syna, zdjęcia obojga dzieci, moje zdjęcia, dokumenty, arkusze, rysunki, loga, faktury, prezentacje, oferty, zapisy aukcji, certyfikaty... o gierkach i savach z gier nie wspomnę. Ocaliłam wszystko! Poproszę o oklaski i wyrazy czołobitności.

Jeszcze tylko formatowanie dysku i nowa instalacja XP i wgranie wszystkiego, ale to już z górki. Znaczy, nie wiem, czy ten uratowany dysk długo pochodzi, ale ani dziś ani w tym tygodniu na nowy mnie jeszcze nie stać. Potem.

Jeść - jadłam. Ale nie miałam czasu zapisywać, liczyć kalorii. Na pewno nadużyłam majonezu... Kto go kupił???? No kto??? Ja?

Waga wczoraj pół kilo nad paskiem. Waga dzisiaj 30 deko nad paskiem.

Roweru ani kijków dzisiaj nie będzie. Zimno. Co chwila deszcz. Oczy mi się zamykają.

 

Raport maturalny też będzie

Polski rozszerzony napisany. "Zadowolona bardzo jestem"

Matematyka podstawowa napisana. "Powinno być dobrze, inni mieli tak samo lub podobnie"

Angielski podstawowy. "Może byś się pouczyła?" "PHI! Po co?". Miała rację, napisała ten podstawowy w 40 minut, były przewidziane 2 godziny.

"Jak się czujesz przed tym popołudniowym angielskim?"  "PHI! Może będę musiała trochę pomyśleć. Gorsze egzaminy już miałam". Bezczelna! I śmieszna! Jeszcze nie wróciła.

 


Teraz będzie wyśmiewająco. Osoby o nadmiernej instytucjonalnej religijności proszone są o powstrzymanie się od czytania.

1.

Znam się na reklamie. Lubię ją. Zwłaszcza taką... niekoniecznie komercyjną. Społeczną, dobrze zrobioną. Trochę inną, zaskakujacą. Noc reklamożerców i te klimaty. Zajmowałam się kiedyś dziedziną około-reklamową zawodowo. Do dziś abonuję analizy z marketing-news.pl, dla przyjemności. Pisałam prace z manipulacji i propagandy. Znam teorię na tyle, żeby widzieć, kiedy jestem poddawana reklamowej czy politycznej manipulacji. Oczywiście, czasem jej ulegam, ale mając świadomość ulegania.

Chociaż już nie robię tego zawodowo - to wciąż to jakoś we mnie siedzi.

Na rowerze słucham radia, muzyki, często nie przełączam na inną stację, gdy zaczyna się blok reklamowy. Tivi bardzo często włączone, ale nie do oglądania, tylko do zerkania. W czasie podróży zwracam uwagę na wielkie słupy reklamowe.

2.

Sierpień 2009. Święto kościelne i państwowe. Wolne dni, jak majówka. Gorące lato. Występ Madonny na warszawskim sportowym lotnisku Bemowo. Rowerem przejeżdżałam tamtędy przed koncertem, w słuchawkach leciało Celebration, tłumy zbierały się przed wejściami... A ja uśmiechnięta jechałam lawirując między ludźmi. I taka byłam zadowolona, że ja już nie muszę! Że mi nie jest konieczne bycie na koncercie, by delektować się muzyką.

Pamiętacie pewnie awanturę, jaka towarzyszyła temu występowi. Pewne środowiska religijne protestowały. Że obraza polskiej moralności. Że kpiny z Polskiej Madonny z Częstochowy i z Katolickiego Narodu Polskiego, że bezwstydna pieśniarka bluźni.... a jej dziecko ma bluźniercze (dla człowieka) imię Lourdes, że jej facet to Jesus. I że to wszystko przeciw Polsce. Odwołać, zakazać! Protesty. Przed koncertem widziałam tych protestujących. 20, może 25 osób. Ha, a ile było na koncercie?

3.

Pierwsza stacja. Radio Maryja, to prowadzone przez o.o.redemptorystów. To, gdzie dyrektoruje o.Rydzyk. Tadeusz. Moja mama słucha namiętnie. Raz u niej słuchałam audycji, podczas której dzwonili radiosłuchacze. Dziwnie się przedstawiali. Imiona bez skrótów, trochę brzmiało nadęto. Bogusława z Gdańska, Jarosław ze wsi Mroczki, itepe. I aż za dobrze wiem, że istnieje Rodzina Radia Maryja.

4.

Druga stacja. Radio Złote Przeboje. Prowadziła jakiś czas temu kampanię reklamową "dziękujemy za". Wtedy wykorzystali Nieszczęsnego Pięknego Kazimierza z Izą, jako Isabell & Kaz dziękowali za Robbiego Wiliamsa. Teraz wykorzystali Madonnę... Ale jak!!! Cudo!

 

Jechałam dni temu kilka na rowerze. Trasą normalną, ale w odwrotnym kierunku. Wałem Miedzeszyńskim od południa. Zobaczyłam nowy słup reklamowy. Okiem rzuciłam w pędzie. Nogi mi znieruchomiały. Rower zatrzymał się sam. A ja stałam jako ta Lotowa żona, ze szczęką dotykająca ziemi.

Zsiadłam z roweru i dobre 5 minut stałam, co chwila parskając śmiechem.

Tadeusz z Rodziną dziękują za Madonnę. Na tle jakby witraża.


 

 

Nie wiem, jaki copywriter wymyślił text.... ale chapeaux bas. Powaliło mnie! To dorównuje chyba nieśmiertelnym "Ociec, prać?" i "Z pewną taką nieśmiałością". Rewelka! Rewelacja! Ogrom skojarzeń i wszystkie śmieszne oraz zabawne.

5 maja 2010 , Komentarze (9)

wieczorem zaczął sie psuc mój ukochany blaszak

w 2004 sprawiłam sobie kompa-rakietę

ale w 2010 on to już staruszek

pada mi dysk systemowy, a dysków mam 3

przemieszczam dane, kopiuję, przenoszę

może mnie nie byc kilka dni

 

vitaliowo

wchłanianie pod ścisła kontrolą

wysiłek - tylko kije, rower w serwisie... ale na zas juz nauczono mnie kontrolować jjakośc kółek w przerzutce....

nie żegnam sie, bo i Pan i łc=dca i synalek i córczę posiadaja laptopki... tylko nie lubię, bo mi pazurki utykają między klawiszamy 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.