Pamiętnik odchudzania użytkownika:
wojtekewa

kobieta, 53 lat, Kolorowe Wyspy

164 cm, 92.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 września 2021 , Komentarze (15)

Witajcie pięknie i słonecznie, za oknem słońce, które rozwesela ml ona twarz, oczy... Mimo, że zimno promienie dają chęć do działania, kopa, energię... Tych kilka ostatnich dni było bardzo pracowitych (zawodowo) ale też prywatnie. Rozpoczęcie roku szkolnego, poukładanie zajęć dodatkowych, różnych wizyt spowodowało, że wieczorami padałam na twarz i zasypiałam w fotelu. 1 września miałam urlop, nie z tego powodu, że rozpoczęcie roku, ale miał zaplanowanych do załatwienia kilka spraw urzędowych i bankowych. Pojechaliśmy z mężem do jednego banku zeszła godzina, ale wogole nie odczuliśmy tego czasu. Było profesjonalnie, konkretnie, ale takze miło. Pojechaliśmy do drugiego i się zaczęło. Wchodzimy a pani kierująca ruchem pyta w czym może nam pomóc więc mąż chcemy zrobić kilka przelewów. Pani stanowisko to małe biurko przy schodach bez żadnego krzesełka...ale pyta czy nie będzie nam przeszkadzało jak obsłuży nas przy tym stoliku...mąż na to, że nam to zajmie czasu. Pani popatrzyła na nas i powiedziała, że skoro tak twierdzimy to zaprasza nas do stanowiska, mamy usiąść wygodnie na kanapie i ktoś zaraz do nas podejdzie. Więc czekamy 5 minut, 10 minut, 20.. pani przychodzi i mówi, że musimy poczekać bo nie ma pracowników... ja się źle czuję bi mnie głowa, jest mi niedobrze, po UWAGA 50 minutach podchodzi pan i pyta w czy może nam pomóc więc mój mąż zaczniemy od najłatwiejszej sprawy żona chce wypłacić te pieniądze i pokazuje pismo. Pan sprawdza mnie w systemie patrzy na laptopa,potem na mnie, potem znowu na laptopa i mówi, że nie może mnie obsłużyć bo ... jestem vipem. Ja na to, że wiem o tym, w skoro vipowi każe się czekać godziny to tylko pogratulować. Ale jestem grzeczna wszak bardzo źle się czuje. Pan idzie do pani kierujące ruchem, pani przybiega z paniką w oczach i przeprasza, że musiałam tyle czekać, a przecież jestem vipem po czy idzie po przeszklonego pokoju, nagle poruszenie,  ktoś podnosi głowę ,ktoś odwraca się, aby na nas popatrzeć. Wkoncu podchodzi pani i pyta w czym może nam pomóc więc mąż na początku likwidujemy wszystko co zona ma w tym banku fundusze, lokaty cokolwiek nawet jakby to była tylko złotówka.. pani znowu coś klika i mówi, że musi mi zadać kilka pytań zanim będzie likwidowała i przelewała środki... I pyta np. czy podatki place  tylko w Polsce, czy mam obywatelstwo amerykańskie??? Odklikala, poklikala i się zaczęło stosy papierów, ja mówię proszę to zrobić tak,a pani, że ona musi zrobić to inaczej. Ja to prosze na to konto, a ona, ,e nie może, ja swoje pani swoje, ból głowy jest niedozniesienia, mąż mówi, że wyjdzie do apteki, ja absolutnie nie bo jak wyjdziesz to rozbiorze ten bank. Druga godzina w tym banku pękła. Pani walczy, co chwile wzdycha, przewraca oczami, po czym mówi, że już zrobiła i pyta czy coś jeszcze więc my, że jeszcze to i tamto. Pani wkoncu mmowi, do pani od ruchu, że to zajmie się jej czasu i ona czegoś tam nie załatwi. Pani od ruchu przerażenie i mówi, że ona nie ma dzisiaj pracownikowi. Więc ja żeby nas dalej obsługiwała bo już tu siedzimy  2 godziny. Uff udało się prawie 2,5 godziny. Pani głęboko odetchnęła i pyta czy tuż wszystko a my nie, jeszcze tam gdzie jestem pełnomocnikiem (jakaś lokata). Głęboki oddech pani, znowu coś sprawdza i mowi, że ona nie wypłaci mi tych pieniędzy bo one są na tatę a ja jestem tylko pełnomocnikiem!!!!!!! Więc ja, że mam specjalne upoważnienie, żeby sprawdziła, a ona że tylko tata musiprzyjsc. No żesz, ale się wscieklam, zaczęłam wrzeszczeć, że po to mam pełnomocnictwa żeby nie gonić osiemdziesięcioletniego gościa po bankach. A pani na to, że ona musi przelać te pieniądze na konto którego tata nie ma w tym banku i wtedy będzie z tego konta mi się wypłacić. Więc mążowi dobrze niech pani utworzy konto na żonę i tam przeleje. A pani, że tak nie może. Owszem może konto mi założyć, ale pieniędzy nie przeleje. Moja wściekłość jest na maxa. Mąż pyta czy pani proponuje, a ona że mam przyjść z tatą. A ja że nie przyjdę, a ona że nie ma innego wyjscia. Więc ja że proszę mi na wyplacic te pieniądze, ja schowam je do torebki i wyjdę stąd.. a ona że nie może. Zaczęłam wrzeszczeć, że ja a stąd nie wyjdę dopóki nie wyplaci mi tych pieniędzy albo nie zrobi przelewu i koniec. Więc pani że pójdzie do dyrektora! A proszę iść nawet do prezesa! Poszła wróciła i powiedziała, że utworza konto techniczne i przeleją... Ale będę musiala przyjechać raz jeszcze bo konto może być dzisiaj albo jutro o je tworzy centralna.. a ja że nie ma takiej oocji. Po jakichś 10 minutach konto bo przelew poszedł. Hurra!!!! Nie. Hce mi iec nic wspólnego z tym bankiem. Przyjechał do domu. Mąż od razu masz tabletki, wodę,poz  się, zrobię ci co os do jedzenia i nagle dzwoni telefon. Odbieram, a tam pani z banku, że źle wyplniła papiery i muszę pr,ujechać w ciągu godziny żeby przelew poszedł tego samego dnia albo ona przyjedzie po poludniu ale przelew wyjdzie następnego dnia. Szybka decyzja męża jedziemy. Jestem wolnym od tego banku człowiekiem... A wpis miał być o tym, że jesień idzie, a ja jeszcze nie zdążam schudnąć do lata🤣🤣🤣🤣

26 sierpnia 2021 , Komentarze (22)

Czuje jesień: w nastroju- takim bardziej melancholijnym, zamyślonym; w pogodzie- coraz chłodniej, pochmurno, słońce rzadko się pojawia, pada. Jesień czuje w jedzeniu- arbuz tak już nie smakuje, patrzą na mnie reklamy papryki czi jabłek, które kojarzą mi się właśnie z jesienią. Lato-wakacje-urlop z roku na rok mija mi coraz szybciej. Lipiec był bardzo aktywny, kije, rower, góry, treningi, działka, praca... Sierpień już luźniejszy, rower tak, ale treningi leżały i jakoś nie mogłam się zebrać. Wpadało więcej słodyczy (ciastka!!!). Nie będę wymyślać, obiecywać i przysięgać, że od teraz, od jutra, od 1-go, od poniedziałku itp. juz będę przykładna. Nie będę zapisywać na kartce postanowień, np. że będę jadła śniadanie do 2 godziny po obudzeniu, albo, że będę jadła 100 gram węglowodanów każdego dnia. Na razie mebluje swoją głowę, tak powolutku, krok po kroczku, bez spiny i tego, że coś muszę. Staram się robić codziennie coś dla siebie, czasem to są takie drobnostki, że ktoś może pomyśleć o co chodzi? Jak ustawie głowę przyjdzie czas na inne postanowienia. Pierwszy tydzień września będzie zwariowany bo rok szkolny i trzeba ogarnąć lekcje dodatkowe, w taki sposób, aby wszystko miało sens. A wy też czujecie już jesień?

pozdrawiam Ewa

16 sierpnia 2021 , Komentarze (21)

Cześć,jak napisałam jakiś czas temu dopadła mnie jakaś niemoc (wolę tak myślec niż jakbym miała myśleć, że to depresja). Ale mój stan psychiczny pozostawia wiele, wiele do życzenia. Nic mnie nie cieszy, chodzę jak automat, sama przed sobą uciekam w niemoc i nic nie robię. Zrobiła się dookoła mnie taka kwadratura koła. Ja lubiąca działkę (nie to żebym ja uwielbiała i każdą chwilę chciała tam spędzać) jeżdżę 1, góra 2 razy w tygodniu. I to wtedy kiedy wiem że trzeba zebrać ogórki,  fasolkę, cukinie czy patisony. Cynie pięknie zakwitły i aż raz narwałam do wazonu. Przerabiam te warzywa bo to mnie trochę cieszy. Pracuje, ale bez entuzjazmu ...bo trzeba, w domu bardzo umiarkowany porządek, nawet gotowanie ogarnia mąż. Mam w głowie strasznie niepoukładane,  z jednej strony chce być sama, a z drugiej myślę, że jak będę sama to bardziej się zdołuje. Wiem, że nie doceniam tego co mam, ale czuje się gorsza od innych. I nie mogę znaleźć jednego argumentu ktory pokaże mi, że jestem lepsza od innych. I nie chodzi mi, że ja muszę być the jest zawsze, mieć wszystko naj tylko tak ogólnie... np  cieszyłam się że syn zdał maturę, dostał się na studia i w sobotę spotkałam koleżankę, której syn chodził,  moim synem do szkoły i słyszę jak to jest syn zdał maturę na prawie 100%, jak dostał się na medycynę na 4 uczelnie. Doceniam mojego syna i jestem z niego bardzo dumna, a przy takich opowieściach...😭 Trochę schudłam i co słyszę, oj ty chyba przytyłaś, albo o schudłaś tylko jeszcze ten tłuszcz na brzuchu, plecach, rękach...😭 Staram się codziennie wyjść z domu na rower i czasem nie sprawia mi to żadnej przyjemności (kondycja jest lepsza🤭) i niby się uśmiecham, a tu słyszę słowa męża lub syna:,, mama stało się coś? Co jesteś smutna? Albo mama płaczesz"? Sorki, ale musiałam się wygadać. 

dieta? Nie ma czegoś takiego obecnie w moim życiu...

pozdrawiam 

9 sierpnia 2021 , Komentarze (12)

Witajcie w poniedziałkowy ranek, za oknem słońce, jest ciepło więc zapowiada się miły tydzień. Nie sprawdzam pogody na tydzień do przodu, bo i tak czynności które trzeba będzie wykonać będą musiały być zrobione. No może bez prac na działce, choć tam i tak jeżdżę raz- dwa razy w tygodniu. Byłam w sobotę i stwierdziłam, że za bardzo nie ma co robić. Trochę poplewilam w burakach, mąż zebrał jabłka, które w koszmarnych ilościach opadają z drzewa, zebrałam ogórki, patisony, fasolkę więc w sobotnie popołudnie było co robić, a właściwie w sobotni wieczór bo po południu pojechaliśmy na rowery. Ładnie kwitnie cynia, a czy będą astry? Tego nie wiem bo nie chcą rosnąć🤭. W tym tygodniu trochę ruszyło się z aktywnością fizyczną, był kilka razy rower, evafitnes, więc coś się dzieje, choć szału nie ma. Waga nie drgnęła ani o 10 dkg. Więc z jednej strony trzeba się cieszyć, że nie poszybowała w górę, a z drugiej ucieszyłby nawet najmniejszy spadek. Od 1 sierpnia wpisuje do aplikacji co jem i w jakich ilościach i oo tygodniu zauważyłam, że jeżeli nie wpada pizza, akieś ciasto czy inne słodycze zjadam w granicach 1500 kalorii, a jak wpadnie cis nadprogramowego potrafi być nawet 1800-1900 kalorii. Czy to dużo, czy mało? Sama nie wiem bo jak sprawdzam ppm czy cpm to wychodzą tak różne dane, że sama nie wiem. Więc przyjęłam (wg kalkulatora), że ppm powinno być na poziomie około 1565 kalorii, cpm 2191 kalorii, zapotrzebowanie kaloryczne to 1891 kalorii. I tego będę się trzymać. Choć bardzo ciągnie mnie do słodyczy😭😭😭😭😭. Jakbym siadła tak bezczynnie czy np czytając książkę, zjadłabym całą paczkę ciastek. Według jakiegoś kalkulatora wyszło mi, że powinnam wypić prawie 3 litry wody. O matko i córko!!! Ja ledwo litr daje radę, a co dopiero trzy litry... W Wam jak idzie walka z nadprogramowym bagażem? Wiem, że lato temu nie sprzyja, ale tak na dobrą sprawę to chyba nie ma pory roku, która jest odpowiednia.. no może wiosna bo zrzucając ciepłe kurtki czy płaszcze nie jesteśmy w stanie nic ukryć😁. Pozdrawiam i życzę dobrego tygodnia.

Ewa


4 sierpnia 2021 , Komentarze (11)

Sama nie wiem czy bardziej czuję się jak Teletubiś czy Olinek Okrąglinek. Duża, napuchnięta, z brzuchem jak balon😭😭😭😭. Wczoraj pracowałam 11 godzin, prawie cały czas za biurkiem. Po pracy zrobiłam leczo taki ogromny gar i pomyslam, że będzie na 2 dni... dzisiaj nie została nawet łyżka 🤭. Dzisiaj po pracy szybko pojechałam na działkę, zebral koszyk ogórków i wiaderko fasolki, potem do domu i ...do pracy. Trzeba podgonić robotę. Nie mam ochoty na trening czy spacer. Jestem zmęczona,p ociężała i strasznie leniwa!!! Patrzę w lustro i widzę nieszczęśliwą, zdołowaną kobietę z oponą na brzuchu, smutna i przygnębioną. Dawno się tak nie czułam. Ewa wracaj!!!!!!!!! Pozdrawiam



2 sierpnia 2021 , Komentarze (8)

Po wczorajszym bólu głowy dzisiaj nie ma śladu. Super!!! Rano do pracy czyli z sypialni należy przenieść się piętro niżej i tam mam ,,moje biuro". I od rana jak dzisiaj przetrwać, co zrobić, aby wszystko było zrobione, a się nie narobić? To może na początek kawka? Świetny pomysł, więc na biurku po chwili stał kubek gorącej, pachnącej kawy☕. Do kawki przydałoby się cis słodkiego, a przecież mam jeszcze ciasto z rabarbarem... Ale nie tym razem bez ciacha. Trochę popracowałam, trochę pogadalam i jakoś dzień minął. Ale od jutra obiecuje wziąć się solennie do pracy🤭🤭🤭. Po pracy chwilkę porozmawiam z mężem i decyzja idziemy na spacer. 👏👏👏 Kije i na Górę Szybowcową. To miejsce prześliczne, z którego widać panoramę Karkonoszy i Jelenią Górę. Idziemy i tak coś czuję jakby jakąś kropla spadła... Potem druga i jak zaczęło padać... A tu schować się nie ma gdzie bo pola, a pada coraz mocniej! Wracamy do domu, deszcz sobie padał coraz mocniej i tak zostałam miss mokrego podkoszulka, ale tylko do ,,cycków"😁😁😁 bo poniżej nich koszulka suchutka. Ale przecież z cukru nie jestem, a od letniego deszczu raczej nie urosnę - chyba, że wszerz 🤭🤭. Teraz raz słońce, raz deszcz, ale mi to nie przeszkadza. Ogórki czekają, a jeszcze trzeba zrobić trening. A Wam jak mija poniedziałek?

pozdrawiam Ewa

1 sierpnia 2021 , Komentarze (13)

Tak, tak z bólem głowy i kręgosłupa. Obudziłam się nie mogłam wstać z łóżka czy  obrócić się. Po urlopie wróciłam do pracy i nie był już tak aktywnie, ale udało się iść na kije czy pojeździć na rowerze. W tygodniu wpadliśmy na działkę i szybka decyzja - w sobotę przyjeżdżamy i bierzemy się do pracy. Więc w sobotę po godz. 10 jesteśmy na naszych grządkach. Zaczęłam plewić w cukini i przy okazji zerwałam dwie okazałe sztuki, potem wyrwałam chwasty w patisonach i... narwana skrzynka tych żółtych owoców. Mąż wyrwał czosnek i skopał grządkę, abym mogła posadzić nowe sadzonki cukinii. Narwałam wiaderko fasolki szparagowej, a potem wyplewilam w astrach bo już nie bo różnicy pomiędzy kwiatkami a chwastami🤭🤭🤭. Zebrałam ogórki, tata oberwał koperek, a mąż zapytał czy mam może pomysł na rabarbar bo zdałoby się zerwać... Więc narwałam... Kilka minut przed 15 byliśmy w domu, myślę trzeba odpocząć bo na 20 byliśmy umówieni że znajomi. Myślę, zdążę jeszcze się wyszykować.😂😂😂😂. Najpierw zrobię obiad.. makaron z cukinią więc się zabieram za niego. Mąż pracuje na tarasie... Po obiedzie tylko posprzątam i może zrobię paznokcie🤔🤔🤔. Przecież mam jeszcze czas😂😂 No dobra, obieram fasolkę, trzeba ją zblanszować, ostudzić, do woreczków i zamrozić. Uff już ją zrobiłam, trzeba zabrać się za patisony. Koperek też już zrobiony, więc te większe patisony kroję i do słoików, jeszcze tylko zalewa, pogotować 5 minut i będzie koniec. Jest godz. 19, a ja mam jeszcze ogórki do zrobienia, paznokcie, a i jeszcze rabarbar bo mężowi zamarzyło się ciasto. Rabarbar i ogórki muszą poczekać na następny dzień, paznokcie nie zrobione😋😋, ale jedziemy na spotkanie. Jest super, głowa się zresetowała, ręce też...  Ale dzisiaj już wiem dlaczego się źle czuję. Cały dzień na nogach i z zajętymi dłońmi. To musiało się tak skończyć! Ogórki czekają, a ciasto z rabarbarem prawie całe zjedzone 🤭🤭🤭, ale nie to, że sama zjadłam, część oddałam tacie i bratu😁😁😁. Jutro będę myślała o planach na sierpień, teraz jeszcze próbuje odpocząć. Zmykam Was poczytać. Pozdrawiam


27 lipca 2021 , Komentarze (10)

Niestety, albo stety😁😁😁, rano wstaliśmy i od razu pojechaliśmy na działkę. W sobotę wyrwaliśmy cebulę, mąż przekopał i chciałam coś zasiać, ale nic nie miałam... Po południu pojechałam do sklepu, kupiłam nasiona i wczoraj juz mogłam coś tam posiać. Także kilka minut po godz. 6 już bawiłam się w ogrodniczkę. Potem do domu przez tv bo była siatkówka (jestem ogromną fanką tej dziedziny sportu), a potem już do pracy. Nie wiem czy też tak macie lub miałyście, że zawsze mam nerwa, jak mam wrócić po urlopie... Szefowa dała mi 2 godziny luzu na ogarnięcie się po urlopie, ale i tak po kilku godzinach źle się czułam, bolała mnie głowa i oczy. Jednak dwutygodniowy detoks od komputera zrobił swoje. Kawa nie pomogła, tabletki też nie, nawet kilka ciasteczek nie spowodowało ustąpienia bólu. Po południu zaczął padać deszcz i to tak porządnie, zaczęło błyskać, także nigdzie nie poszłam na żadne kije czy rower i ten deszcz to takie trochę usprawiedliwienie😁😁😁. W czasie urlopu zaczęłam czytać Czułą Przewodniczkę i książkę o odchudzaniu, a właściwie o zmianie nawyków żywieniowych, ale ból głowy nie pozwolił na przeczytanie żadnej linijki. Dzisiaj jest ładnie, świeci słońce, a ja za biurkiem... Zobaczę może po południu, ruszę swoje cztery litery (nogi) i pójdę zresetować ciało i głowę. Pozdrawiam Ewa

25 lipca 2021 , Komentarze (10)

Tak, tak zakończyłam dwóch tegoroczny, wypoczynkowy urlop. Urlop, na który czekałam i który minął bardzo, bardzo szybko. To był urlop podczas którego nie myłam okien, nie prałam firanek czy lambrekinów (mam tylko w salonie), nie spędzałam każdego dnia na działce, nie malowałam ścian czy robiłam remontów. Nigdzie nie wyjeżdżaliśmy, ale to był dobrze spędzony czas. Taki, który mi sprawiał radość, dawał kopa do działania. Miałam  trochę niedosytu, że nie zrealizowałam mojego planu urlopowrgo, ale to była wina pogody, a nie tego, że mi się nie chciało. Bo podczas urlopu chciało mi się bardzo wykorzystywać każdą chwilę. Uwielbiam morze i było mi kilka razy smutno, że zimna, morska wodą nie obmywa mi stop, a piasek nie lwpi się do posmarowanego oliwką czy balsamem ciała, ale będzie jeszcze taki czas, że będę pląsać w wodzie niczym nimfa wodna😁😁😁😁. Podczas urlopu zrobiłam łącznie ponad 240 km i to dla mnie ogromny sukces!!!! Byłam kilka raz w górach, jeździłam na rowerze, chodziłam na kije, szalałam w basenie. Jadłam więcej owoców i warzyw: truskawki, jagody, cukinia, ogórki, pomidory gościły na moim stole bardzo często. Obiady to makarony z semoliny, różne kasze, oczywiście różne sałatki. Pizze też wpadały czy jakieś slodycze😋😋😋, ale wyrzutów sumienia nie miałam🤭🤭🤭. Ograniczyłam kawę, piłam dużo wody - jak na mnie🤭🤭🤭. Taki w skrócie był mój urlop. O pracy pomyślałam po raz pierwszy w ostatnią środę czy po jakimś tygodniu czyli naprawdę się zresetowałam. Jutro wracam do korporacyjnego kieratu, w którym trzeba szybciej i więcej. Ale zmianę nawyków, którą rozpoczęłam z pierwszym dniem urlopu chcę kontynuować. Wiem, że będzie trudniej, ale metoda małych kroczków będzie odpowiednia. Dam radę. Chcę dać radę. Pozdrawiam Was mocno i życzę dobrego tygodnia, a wypoczywającym wielu urlopowych wrażeń. Ewa



24 lipca 2021 , Komentarze (12)

Tak, jakwczesniej napisałam pierworodny dostał się na studia i w czwartek oznajmił, że ma 4 dni na złożenie dokumentów. Myślę , 4 dni... ok... A on, że 4 łącznie z sobotą i niedzielą. No to już gorzej. Szybka decyzja, jedziemy jutro! W piątek wstajemy, zbieramy się wyruszamy. U nas jest chłodno, Wrocław nie jest jakoś daleko 120 km, ale tak zawsze ciepłej, myślę będzie dobrze się jechać...  Ja...zorganizowana matka, która nie zostawia niczego na ostatnią chwilę mówię do syna: ,,przygotuj wszystkie dokumenty, zgraj na pendrive'a bo może trzeba będzie coś poprawić, wszystko naszykuj i sprawdź do której jest czynny dziekanat.. bo wiesz, są wakacje, jest piątek, jest pandemia..." W piątek rano wsiadamy do samochodu i pytam ,,wszystko mamy? Dokumenty, telefony, powerbank czy ładowarka..." Tak, tak słyszę, wszystko mamy, możemy jechać. Wyruszamy... Nie mogę się skupić, myśli mi błądzą, chyba nie najlepiej wyglądam bo mąż pyta mnie kilka razy czy dobrze się czuje...  Przejeżdżamy jakieś 35 km mąż pyta znowu, a ja, że tak dobrze się czuje, ale chyba napije się wody,oo czym odwracam głowę i mówię do młodszego dziecka, żeby dał mi butelkę z wodą... A on rozgląda się, potem patrzy na mnie i mówi, że nie ma wody, mąż na to, że jest w plecaku, a dziecię, że nie ma plecaka...mąż zjechal z drogi, odwraca się się i pyta, a gdzie jest plecak, a chłopcy, że z tyłu go nie ma, więc mąż patrzy na mnie i mówi, że może do bagażnika dał... Sprawdza, niestety plecaka nie ma, czyli nie ma, portfela, kart, żadnej gotówki, dokumentów. Para buchidzi mężowi z uszu, niczym Szrekowi... Więc mówię kartę mam ją, w telefonie masz aplikacje eobywatel, więc bez paniki. A mój mąż? Wracamy i w tył zwrot. Jedziemy do domu, zabieramy plecak i jedziemy znowu. Jest już gorąco, słońce świeci, że szok, tirów na autostradzie od strony Zgorzelca niezliczona ilość... dojeżdżamy na miejsce, jest dobrze po godzinie. 11 pytam syna czy daleko ten dziekanat od miejsca, gdzie zaparkowalismy, a on, że nie tylko kilka kroków więc mówię to idź, a my zaraz dojdziemy i się spotkamy... Kilka chwil i syn jest spowrotem z całą teczką druków, harmonogramów itp... i mówi ,,a wiecie, że dziekanat w piątki czynny tylko do 12? Fajnie, że zdążyliśmy 😬😬😬😬. A potem 3 godzinny spacer po mieście - żadne galerie, sklepy tylko takie dreptanie, po którym byłam zmęczona. Potem jakiś obiad w knajpce i powrót do domu. Przyjechaliśmy bardziej zmęczeni niż po Śnieżce. Nasza rodzina przez cały piątek nie wystawiła nosa z domu, z powodu zmęczenia po czwartkowej wyprawie. A my dzisiaj rano na działkę; wyrwaliśmy dwie grządki cebuli, oberwałam pół wiaderka fasoli, przerwałam marchewkę, wyplewilam troszkę w astrach, zerwałam koperek i ogórki. I przyjechaliśmy do domu. Było przed 14, powiazaliśmy cebulę do suszenia, a potem pojechaliśmy na rowery. A teraz mąż robi pizze na kolację, a on jest w tym mistrzem. 

a Wam jak mija sobota?

pozdrawiam Ewa

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.