Koniec tygodnia. Pracy już prawie nie ma dla S. Zasłona wyprana. Wersalka rozwalona. Drobne prace w większości wykonane. Został złom. S twierdzi, że trzeba zmienić kawałek rury do pieca, bo moze sezonu nie wytrzymać. Muszę zerknąć na to. Rura była i ja obsadzić potrafię ale nie potrafię uciąć piłką ręczną, a lisicą nie próbowałam. No i gdzieś ostrza przepadły.
Dziś Krzysiek ma wolne i jedzie na zakupy. Może mi kupi grzyby, bo w środę nie było na targu. Może dziś będą na ryneczku. Potrzebuję jeszcze 2 kg i kilo pieczarek. Czaję się na kanie i na maślaki. Maślaki bym zamroziła, a z kani bym zrobiła kotlety.
Dziś mam do zrobienia śledzie w sosie musztardowym. Moze też zrobię sałatkę albo pastę z jajek i śledzia z majonezem. Chcę zrobić na obiad fasolkę. Jutro będzie fasola po staropolsku, a wczoraj był quiche z papryką. Do tego kotlety z ziemniaków i śledzi.
Moja Rozunia straciła część zębów. Teraz coś ją w pyszczku chyba boli, bo wolniej je.. Ostatnio miała jednak w pyszczku mysz... Zabiegu zrobić nie zrobię, bo to za duże ryzyko ze względu na jej wiek. Koteczka to seniorka i mogłaby się nie obudzić, a ja jeszcze życie cieszy. Mruczek jest starszy a zęby ma.
Onusia była wczoraj u weterynarza. Dostała dwa zastrzyki w tym antybiotyk. Mniej już kicha i zaczyna jeść. Następna wizyta w poniedziałek.