Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Opiszę to kiedyś, jak będę miał wenę.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 27284
Komentarzy: 257
Założony: 10 stycznia 2011
Ostatni wpis: 26 września 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Lukaszowaty

mężczyzna, 41 lat, Wrocław

179 cm, 119.80 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Zejść poniżej stówy (oj, ciężko będzie...)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

21 lutego 2011 , Komentarze (3)

No, to właściwie już pewne. W tym tygodniu stuknie mi kolejny kamień milowy, czyli rozbicie 110 kilogramów. Musiałoby się wydarzyć coś strasznego (bomba atomowa, brak łososia w sklepach) żebym nie rozbił tych pierdzielonych 110kg. Dzisiaj waga wskazała 110,5 (i to po weekendzie w domu! minus 0,6kg - w życiu bym się nie spodziewał!). Rozbicie 0,5kg zajmuje mi średnio 2-3 dni, więc myślę, że w środę, czwartek zobaczę coś poniżej 110 i uznam te paskudne 110kg za rozbite!

Trzymajcie kciuki - poinformuję na pewno w trybie błyskawicy o zaliczeniu kolejnego kamienia milowego.

Właśnie zamierzam zjeść podwieczorek a na podwieczorek "uczta": 100g piersi z kurczaka (w postaci plastrów) + 500ml herbatki ze słodzikiem. Kupne, prosto z marketu. Co prawda posiadają trochę tłuszczu (1g) ale białka jest też trochę (17g), węglowodany (0,8g). Wolę nie wiedzieć, co z pozostałymi 81gramami ...

20 lutego 2011 , Komentarze (8)

Oj, dzisiaj w trakcie weekendowej nudy, przeglądnąłem laptopa i znalazłem zdjęcia... stare zdjęcia... Dodałem je do galerii. Tak wyglądałem kiedyś (przed rozpoczęciem diety)...

Ważyłem wtedy pomiędzy 127-131kg (131kg to był zmierzony MAX).

Mam nadzieję, że podczas urlopu pstryknięte mi zostanie kilka aktualnych fotek i będę mógł je wstawić "dla porównania". To oczywiście jeszcze nie będzie to, na co mam "ochotę", ale myślę, że różnicę będzie widać... oby...

Kurde, nie mogę na te zdjęcia patrzeć... Tłusta świnia ze mnie była. Mam nadzieję, że nie doprowadzę się już nigdy do takiego stanu. Teraz nie wyglądam jeszcze dobrze, ale o niebo lepiej niż wtedy... Fuj!!!

18 lutego 2011 , Komentarze (5)

Na dzisiejszym pomiarze waga wskazała 111,1 kg. Już tak niewiele brakuje do rozbicia 110 kg :) Dzisiaj jadę do rodziny na weekend. Mam nadzieję, że nie poluźnię pasa bo wiem, jak ciężko jest później zbić każde dodatkowe kilka gram.

Jak wszystko dobrze pójdzie, to w pierwszej połowie przyszłego tygodnia powinienem zobaczyć wagę <110kg, cholera, jak fajnie będzie widzieć najpierw 10X. Do tej pory widziałem 13X, 12X, 11X ale nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałem 10X, to były jakieś strasznie zamierzchłe czasy...

Za dwa tygodnie jadę na urlop. Zrobiłem sobie wycieczkę objazdowo-obchodzoną, zatem ruchu będę miał raczej wystarczająco. Dietę też będę trzymał ale wagi nie będę ze sobą miał :) Więc po powrocie największą "niespodzianką" (oby cholera pozytywną) był wskaźnik wagi...

16 lutego 2011 , Komentarze (3)

No!

W sumie to nie wiem, czy się cieszyć, czy płakać, ale osiągnąłem I stopień otyłości.

Dlaczego powinienem się cieszyć? Bo zaczynałem... z... III stopnia otyłości. Tak zwanego "ostatniego stopnia", czy też jak kto woli "otyłości klinicznej" (kiedy zacząłem się "brać w garść" w ubiegłym roku, ważyłem 131kg [tyle pokazało mi na wadze w rodzinnym domu, która, jakby to powiedzieć, ostro zaniża...] - cholera, właśnie sobie uświadomiłem, że od tego punktu "kuliminacyjnego" do aktualnej wagi dzieli mnie przepaść prawie 20kg... Nieźle...).

Dlaczego powinienem płakać? Bo jak się do kur* nędzy można doprowadzić do takiego stanu? Lenistwem, żarciem wszystkiego co się rusza i nierusza, zabijaniem stresu słodyczami, napojami gazowanymi, chlebem, brakiem ruchu - kurde, wszystkim!!! Taaa, jeszcze warto dołożyć do tego "przypadłości genetyczne" - wytłumaczenie zawsze się znajdzie!

Dzisiaj waga pokazała "upragnione" 111,8kg czyli już "tylko" I stopień otyłości... Kiedy osiągnę 95,8 to dopiero będzie święto - wówczas będzie to jedynie "nadwaga". I gwarantuję Wam, że wyżłopię przynajmniej ćwiartkę dobrego trunku, za moje i Wasze zdrowie!

P.S. Tak sobie teraz uświadomiłem, że ostatni raz piłem alkohol 47 dni temu :) Nie żebym jakoś za tym tęsknił, ale nawalić się czasami, to dobre rozwiązanie :) Dobra, więc wszystkim Wam tutaj wszech i wobec oznajmiam, że jak osiągnę dwucyfrówkę (przynajmniej 99) to pójdę się kulturalnie nawalić do znajomej knajpy. Pewnie zamówię "Barmany" lub "Mohito". Tylko jak ja tym biednym barmankom wyjaśnię, że "poproszę ze słodzikiem zamiast cukru". Padną ze śmiechu...

P.S.2. Od pewnego czasu w firmie mam nowe przezwisko... chudzielec :) To sobie kurde wymyślili :) No, ale przyznam szczerze, że czasami nawet to cieszy, choć wiem, że z prawdą ma niewiele wspólnego :)

11 lutego 2011 , Komentarze (1)

Minął miesiąc.

Przyznaję, prosto nie było, ale nie było też tragedii :) W sumie na takie "wyrzeczenia" mogę sobie pozwolić :)

Podsumowując miesiąc:

- zrzuciłem 14,5 kg tłuszczu

- zacząłem żyć ciut "aktywniej". Od kilku dni... chodzę... minimum 5 kilometrów dziennie, zdarza się i 10 kilometrów. W sumie 5kilometrów to totalne dzienne minimum, bo tyle mam w obie strony do firmy :) Samochód zostawiłem w cieplutkim podziemnym przydomowym garażu i używam go tylko w sytuacjach ekstremalnych.


Z minusów:

- udało mi się przez weekend przybrać 1kg. Nie wynikało to z załamania diety, bo ją trzymałem, ale najwidoczniej za dużo zeżarłem, zdarza się. Później przez 3 kolejne dni pracowałem nad przywróceniem wagi sprzed weekendu...

- muszę "coś robić". Jak siedzę w domu i się nudzę, to momentalnie dopada mnie głód i żrę więcej - patrz punkt wyżej. Dlatego też wprowadziłem do całej diety "chodzenie". W razie nudy wychodzę i łażę bez celu ;) Słuchawki na uszy i czas jakoś szybciej płynie...

No dobra, zobaczymy jakie efekty będą w kolejnym miesiącu. Zdaję sobie sprawę, że nie będą tak spektakularne, ale mam nadzieję, że zauważalne. Od 5 do 15 marca jestem na urlopie, zatem zważę się dopiero koło 16 marca, więc minie miesiąc i 6 dni. Więc mam nadzieję, że uda mi się przez ten czas zrzucić z 8kg. Byłoby cudownie. Wówczas moja waga wynosiłaby około 105kg i byłbym mocno szczęśliwym człowiekiem z cholerną motywacją, by iść dalej!

2 lutego 2011 , Skomentuj

No i kolejny mały sukcesik na koncie :) Wczoraj rozbiłem 115kg :) Okrutna waga wskazała 114,6. Dzisiaj się zrehabilitowała i wskazała 114,1 :) Kto wie, może jutro pokaże coś koło 113,9 ? :)

Lubie określać sobie "małe sukcesy". Ustaliłem, że małym sukcesem będzie rozbijanie wagi o kolejne 5kg. Zatem, aby dojść do swojego aktualnego targetu, zostało mi do rozbicia:

- 110 kg

- 105 kg

- 100 kg

- 95 kg

Jak widać, od sukcesu dzielą mnie jedynie 4 małe rozbicia wagi. Rozbicie 110kg planuję w przeciągu najbliższych 2 tygodni - czy się uda? :)

31 stycznia 2011 , Komentarze (3)

Oh, nie ukrywam, do tej "chwili prawdy" się trochę przygotowałem. Obserwowałem wagę przez ostatnie dni i trochę mnie zaniepokoiło to, że "stoję" a na dodatek, mimo tego, że jem, to nie ma to odzwierciedlenia w toalecie. Olej parafinowy jakoś przestał pomagać. Kupiłem więc w aptece senes. Wieczorem wypiłem naparek, z rana dzisiaj w toalecie oddałem cześć jelitom :)

Tak więc waga 115,1 w dniu dzisiejszym. To o 1,3kg mniej jak w czwartek. To całkiem niezły wynik, biorąc pod uwagę, że na weekend byłem u rodziny, a wiecie, jak takie wyjazdy się kończą... Na szczęście ja nie uległem, mimo tego, że były w domu tony ciasteczek, pyszne świeże ciasto z cukierni, mniam... Oczywiście rodziciele i siostra mieli smaczny obiad a ja wpierdzielałem szlam (szpinak) + żywe mięso (gotowana 1/2 piersi z kuraka).

Męczy mnie katar przeokrutnie... Mam nadzieję, że niebawem mi przejdzie.

Aha! Dorobiłem w pasku szóstą dziurkę (siódmą właściwie też, ale jeszcze nie jest używana). Co prawda na tą szóstą zapinam się "na styk", ale ile radości mi to sprawia :) Więc podsumowanie od 10 stycznia 2011 wygląda tak: zapinam się na szóstą dziurkę (przed dietą na trzecią) na pasku pięciodziurkowym :)

27 stycznia 2011 , Komentarze (3)

116,4kg

0,8kg mniej od poniedziałku.

To właściwie tyle, co mam do powiedzenia :) Żadnych innych spektakularnych sukcesów. No, może to, że za około miesiąc wybieram się na urlop. Czy uda się utrzymać wagę na urlopie? Mam nadzieję, że tak!

24 stycznia 2011 , Komentarze (2)

No i co? Kiedyś to musiało nadejść. Kiedyś musiał się zdarzyć ten dzień. Co prawda myślałem, że trochę później, ale cóż - stało się już teraz...

I nie, nie mówię o braku motywacji :) Motywacja jest i to duża. Mówię o zastoju wagi. Tak już ładnie szło, takie już wielkie miałem plany. A tu... STOP. Nie martwi mnie to jakoś szczególnie, ale miałem nadzieje, że nadejdzie trochę później, żaby dało mi jeszcze więcej motywacji do dalszego katowania się dietą :) Przyszło już teraz... błagam! niech nie trwa to zbyt długo. Dwa czy trzy dni bez wahania wagi w dół wytrzymam, ale dłużej nie! Mam nadzieję, że zaraz przełamię złą passę i będzie wszystko jak "dawniej".

Zależy mi na tym bardzo, bo w piątek jadę do rodzinnego domu. Nie byłem tam od miesiąca, więc fajnie by było zrzucić jeszcze z 2 kilo, byłoby bosko. Mam nadzieję, że rodziciele zauważą zmianę (podobno widać...) bo jak nie, to się załamię :) Jeśli zobaczą zmianę, popchnie mnie to ku dalszemu odchudzaniu z jeszcze większym powerem!

Trzymajcie się! O kolejnych spadkach (oby nie wzlotach) wagi poinformuję czymprędzej :)

21 stycznia 2011 , Komentarze (1)

No i stało się: zakończyłem uderzeniówkę.

Co się zmieniło?

1) Waga. Zaczynałem od 127,30 kg, teraz waga pokazała 118,70 kg. Innymi słowy zrzuciłem 8,60 kg w trakcie dziesięciodniowej uderzeniówki.

2) Spodnie do wymiany. Są za duże - wszystkie!. Na szczęście znalazłem parę sprzed pięciu lat, która prawie pasuje (jest może o centymetr-dwa za szeroka). Wcześniej był rozmiar 44, czasem 46. Teraz jest 42.

3) Pasek prawie do wymiany. Shit, ostatnia dziurka. Wcześniej zapinałem się (z trudem) na trzecią z pięciu dziurek. Teraz zapinam się na piątą z pięciu, zatem ostatnią. Zatem trzeba się przygotować na zakup paska, pierwszy raz w życiu - mniejszego...

4) Nie mogę dużo jeść - żołądek mi się skurczył na tyle, że po zjedzeniu 40% serka wiejskiego light nie mogę zjeść więcej, bo jestem pełny

5) Wcale nie tęsknię za słodyczami. Bardziej brakuje mi słodkich napojów (niegazowanych), ale bez tego też się da żyć!

6) Znajomi zauważyli pierwsze efekty. Co prawda nie wiem, czy mówią to przez grzeczność, czy taka jest prawda, ale mówią :)

7) Muszę kupić nowe ciuchy, bo stare zaczynają na mnie wisieć i nie wygląda to dobrze. Ale jeszcze nie teraz. Jak schudnę jeszcze kilka kilo wtedy kupię. Obcisłe, żeby starczyły na dłużej :)

8) Samopoczucie się raczej nie zmieniło, może poza tym, że jestem ciut weselszy, bo jakby nie patrzeć, póki co udaje mi się wytrwać. Poza tym mam niezłe wsparcie w firmie a spędzam tam prawie cały dzień, więc ludzie mi gratulują, że się trzymam. Dzięki temu jeszcze mam energię do odchudzania.

To tyle na dziś (a właściwie na wczoraj :)) Mogę tylko dodać, że po dzisiejszym ważeniu było 0,7kg mniej. Czyli mam 118. Mam nadzieję, że do następnego ważenia (to jest w poniedziałek) dojdę do 116,50 kg - byłoby świetnie. Czy się uda, zobaczymy. I tak "magiczną granicą" jest 112kg, które to zdyskwalifikują mnie z II stopnia otyłości do I stopnia otyłości. A wtedy to dopiero kurde będzie święto! :D

Trzymajcie się!

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.